Artykuły

Okudżawa znów na scenie

"Okudżawa - Błękitny Człowiek" w Teatrze Syrena w Warszawie. Pisze Agnieszka Michalak w Dzienniku.

Wystarczy jeden taki spektakl jak "Okudżawa - Błękitny Człowiek" w warszawskim Teatrze Syrena, by na 90 minut doszczętnie zburzyć wielkiego barda.

Wystarczy raz spojrzeć na jego zdjęcia, by na długo zapamiętać tę twarz. Ostro zarysowane rysy kryjące smutek i tęsknotę. Wystarczy przeczytać słowa jego wierszy, by już na zawsze znaleźć się w jego świecie. Wystarczy raz usłyszeć ten głos, by potem wciąż chcieć do niego wracać.

Przygotowałam się na wieczór, w którym wejdę w jego świat pełen refleksji, zadumy i dyskretnego humoru. Melancholijny świat rosyjskiego poety, w którym goni swe marzenia, chce "spełnić kilka swoich złotych snów". Modląc się do zielonookiego Boga prosi o opiekę i w "piękno nienazwane wierzy".

Najpierw wchodzimy na scenę wprowadzeni przez reżysera z gitarą. Jako pierwsza idzie "Pieśń gruzińska": "(...) zwołam wiernych przyjaciół i serce przed nimi otworzę. Bo doprawdy - czyż warto inaczej na ziemi tej żyć?".

Po chwili na dobre zaczyna się typowo szkolne przedstawienie. Na schodach, na tle kolorowego materiału pojawiły się "Trzy siostry. Wiara. Nadzieja. Miłość", które odśpiewały, z podziałem na role oczywiście, kolejne utwory Okudżawy. Siostra pierwsza, ubrana na niebiesko, czyli Wiara (Izabella Olejnik) sprawiała wrażenie, jakby nic poza wymachiwaniem rękami nie potrafiła (nie wiedzieć czemu to właśnie jej reżyser powierzył odśpiewanie "Modlitwy"). Nadzieja (Beata Jankowska-Tzimas), przystrojona w jaskrawozieloną sukieneczkę, z trudem wydobywała z siebie dźwięki i niczym cicha myszka skromnie przemykała za kurtynę. Wreszcie krwistoczerwona Miłość - Marta Walesiak. Co z tego, że śpiewała nieźle, skoro nie bardzo wiedziała, co śpiewa i po co. Pojawił się i Wojciech Machnicki jako Okudżawa. Odpowiednio poprowadzony mógłby być w tej roli smutny, gorzki, przenikliwie inteligentny. W kilku scenach Machnicki udowodnił, że potrafiłby tak zagrać. Jeszcze podobny do Okudżawy wyraz twarzy, podobną posturę. Zabrakło jednak przenikliwej zadumy, świadomości, co znaczą gesty i energia poety. Aktorom towarzyszy na scenie zadowolony z siebie reżyser z idealnie przystrzyżoną brodą. Co jakiś czas i on śpiewał, akompaniując sobie na gitarze Tylko po co, do diabła?

Reżyser Roman Kołakowski, autor nowych przekładów piosenek Okudżawy, podkreślał, że opowie o swojej wielkiej fascynacji rosyjskim bardem. W przedstawieniu nie było ani owej fascynacji, ani Okudżawy. Wszak nie wolno śpiewać jego ballad jakby były nic nieznaczącymi pioseneczkami. Nie wolno wkładać ich w usta kobiet, które nie potrafią zbudować nimi odpowiedniego klimatu. Nie wolno przejść obok specyficznego świata Okudżawy pełnego pytań, lęków i humoru. Po co te kolorowe stroje? Po co zbędne i nic nieznaczące ruchy? Po co ta dziwna inscenizacja? Wystarczyłoby wziąć gitarę i bez zbędnych ceregieli zaśpiewać ballady. Jeśli reżyser chciał zakpić z Okudżawy, to serdecznie gratuluję - udało się!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji