Artykuły

Ibsen uniwersalny

"Hedda Gabler" w reż. Eweliny Pietrowiak w Lubuskim Teatrze w Zielonej Górze. Pisze Dorota Żuberek w Gazecie Wyborczej - Zielona Góra.

Statystyczny mężczyzna powie, że Hedda jest próżną, rozpuszczoną, pozbawioną ambicji egoistką. Statystyczna kobieta nie będzie już tak surowa. Co stwierdzi statystyczny widz po ostatniej w tym sezonie premierze "Heddy Gabler" w Teatrze Lubuskim?

Zielonogórski teatr włączył się w obchody roku Henryka Ibsena. Mija właśnie 100 lat od śmierci jednego z najwybitniejszych dramaturgów świata. Premiera "Heddy Gabler", przygotowana przez Ewelinę Pietrowiak (reżyser i scenograf), to spojrzenie młodej kobiety na sztukę powstałą przed ponad wiekiem, dlatego "Heddę" czyta współcześnie.

Reżyserka pracowała na tekście Anny Marciniakówny, pierwszego polskiego przekładu z języka norweskiego. Wszystkie dotychczasowe były z niemieckiego. Podoba mi się ten język. Jest żywy, soczysty, łatwo wpada w ucho.

"Hedda Gabler" to historia nowożeńców, których po powrocie z podróży poślubnej czeka nowe życie. I trochę niespodzianek, raczej nieprzyjemnych. Okazuje się, że profesorska nominacja Jorgena Tesmana (Marcin Wiśniewski) jest niepewna. A wszystko przez przyjaciela Eilerta Lovborga (Wojciech Brawer), odwiecznego rywala na polu naukowych poszukiwań i byłej miłości Heddy (Marta Frąckowiak), o czym młody żonkoś się nie dowie, ani się tego nie domyśli. Lovborg wydał właśnie bestseller i odbudowuje nadszarpniętą skandalami reputację naukowca i mieszczanina.

Hedda, rozczarowana oddalającą się wizją spokojnego, choć wystawnego życia przy boku niekochanego męża, którego poślubiła tak naprawdę z powodu... żartu, zaczyna pogrążać się w zawiści i pogardzie dla innych, życie traktujących bardziej serio. Niejedną feministką na widowni zatrząsłby obraz kobiety, jaki nakreślił Ibsen... Niemoc i brak ambicji popychają Heddę do wchodzenia z butami w życie innych. Lecz Heddy należy żałować - okazuje się bowiem, że czynienie zła - to jedyne, co potrafi robić z pasją.

Pietrowiak widzi to, co u Ibsena uniwersalne: miłość, zazdrość, nienawiść, pogardę, pożądanie... Współczesne jest też to, co wokół - meble z najnowszego katalogu Ikei, nowoczesny design mieszkania, ubrania znane z polskiej ulicy. Hedda mogłaby być naszą koleżanką. Ale nie jest.

Reżyserka nie prowadzi konsekwentnie do końca swojego dobrego pomysłu. Powstaje niespójny obraz. Skoro Hedda chce zaprosić ciotkę męża do męża, to niech do niej zadzwoni. Od dziewczyny w modnych rybaczkach z kieszeniami tego bym oczekiwała.

Hedda czuje się silna i chce czuć smak władzy. Manipuluje mężczyznami, wykorzystuje ich słabości. Niszczy ich po kolei, podsuwając im myśli samobójcze lub broń. Nie udaje jej się stłamsić pani Elfsted (Marta Artymiak), silnej, właśnie przez głęboką, pełną poświęcenia, odważną miłość. Ona jest odporna na Heddę. Nie udaje się jej też pokonać męża, który bardziej od młodej żony kocha swoją pasję. I dla nauki (i pamięci przyjaciela) poświęci swoje życie.

Główna bohaterka doprowadza jednak do śmierci Eilerta, który złamany intrygą traci dzieło swojego życia. Jego książka leży spokojnie w szufladzie Tesmanów, ale Hedda mu tego nie mówi. Z rozbrajającym uśmiechem podaje pijanemu, zrozpaczonemu Eilertowi pistolet. Potem niszczy również rękopis książki. Chce zetrzeć ślad pamięci o mężczyźnie, którego kocha, choć nie potrafi się z tym pogodzić. Bo kochać można, w jej wypadku, tylko siebie. Hedda pragnie władzy, choć nie potrafi udźwignąć jej ciężaru, a sama nie ma światu nic do zaoferowania. Nie potrafi nawet grać swej roli do końca. Eilert wygra z Heddą. Oboje skończą tragicznie, lecz to o nim pamięć przetrwa, a po Heddzie nie zostanie nic.

Eilerta publiczność zapamięta też dzięki wspaniałej grze Wojciecha Brawera. To on wprowadza na nieco uśpioną scenę żywiołową energię. Mówi szybciej, chodzi szybciej, głośno krzyczy. Ironiczny, nawet kiedy milczy, to przykuwa uwagę. Przejmująco wypadła jego scena rozpaczy połączonej z atakiem delirium. Inna postać, sędzia Brack (Janusz Młyński), budziła moją złość. Z trudem hamowałam się, aby nie zepchnąć go ze sceny albo przynajmniej nie podeptać mu okularów. Kanalia, kłamca, szantażysta i oszust.

Piękno czynów, myśli i zachowań, którego tak pragnie Hedda, jest dla niej niedostępne. A jej postępowanie odpycha ją od niego jeszcze bardziej. Hedda jest zła. Jest kobietą fatalną i otacza ją świat, w którym pięknie być nie może. Jedynie domyślam się tego, bo Marta Frąckowiak nie pokazała mi tragizmu tej postaci. Miałam wrażenie, że jest na scenie trochę zagubiona. Nie wiedziała, jak stanąć, co zrobić z rękoma.

Moim zdaniem nieszczęśliwa, niespełniona Hedda obraża się, jest naburmuszona i robi fochy, ponieważ jest uszyta na miarę świata, w którym i mężczyźni są inni, a okoliczności bardziej sprzyjające. To świat, którego nie będzie. Przynajmniej dla niej.

Spektakl obejrzeć można 24 i 25 czerwca w zielonogórskim teatrze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji