Artykuły

Pożegnanie Kutza. Kontrowersyjny, ale zawsze szczery i prawdziwy

Dziś pogrzeb Kazimierza Kutza. Odszedł kolejny wybitny twórca, wspaniały reżyser. Niestety, coraz ich mniej zostaje. Kazimierz Kutz zostanie pochowany na katowickim cmentarzu, na którym spoczywa wielu znanych przedstawicieli świata nauki, kultury, sztuki i polityki, wśród nich: Krystyna Bochenek, Zbigniew Cybulski, Jerzy Duda-Gracz, Henryk Mikołaj Górecki czy Wojciech Kilar.

Z Kazimierzem Kutzem spotykałam się wielokrotnie przy okazji jego krakowskich pobytów związanych z realizacją spektakli w Starym Teatrze.

Gdy szłam na pierwsze spotkanie, nastawiona byłam na "rzucanie mięsem", z czego Kutz słynął. A tu wielkie zaskoczenie: rozmowa przebiegała w literackiej polszczyźnie. Żegnając się, spytałam: a cóż to się stało, że pan senator nie użył żadnego ze swych słynnych "epitetów"?

- Bo nie było, k...., takiej potrzeby - padła szczera odpowiedź.

I od razu wiedziałam, że wszystko u pana Kazimierza jest po staremu.

W trakcie jednej z naszych rozmów, a rozmówcą był świetnym, spytałam o dom rodzinny. Chyba nawet trochę się wzruszył opowiadając:

- Moją osobowość i system wartości ukształtował dom: matka i babka. Babka była gigantyczną osobowością. Chłopka, która miała niebywały kult duchowości, była "zawziętą Polką", a jednocześnie uważała, że najważniejsze dla młodego człowieka jest kształcenie się. Była ultrakatoliczką z kompleksem grzechu. Moja matka całkowicie zmieniła metody wychowania. Wychowywała nas w absolutnej wolności. Dlatego też honorowała nasze młodzieńcze wybory. Wychowywała nas - a miała pięcioro dzieci - bez śladu gwałtu psychicznego. Ponieważ byłem dzieckiem zdolnym, to wszystko w domu zostało podporządkowane mojej edukacji.

Oczywiście nie mogło zabraknąć rozmów o współczesnym kinie, teatrze, choć nie był skory do zwierzeń, szczególnie wobec dziennikarzy.

Gdzie dzisiejsze Wajdy. Hasy. Kantory?

Zaskoczył mnie, kiedy przy bodajże drugim spotkaniu na pytanie o kondycję dzisiejszego teatru zacytował felieton z własnej książki:

"Gdzie te dzisiejsze Wajdy, Hasy, Swinarscy, Kantory, Grotowscy, Mrożkowie czy Różewicze!? Kiedyś piękno szło przed etycznością, teraz zysk idzie przed przyzwoitością. Na kiczu najlepiej się zarabia, zawsze zarabiało się najlepiej, jak świat światem. Kicz jest oszustwem, a przez to grzechem, bo podszywa się pod wartości, których jest całkowicie wyzbyty. W dzisiejszych czasach jesteśmy osaczeni kiczem, toniemy w nim od świtu do nocy i przybiera on czasem formy tak pokraczne, że aż zapiera dech i powoduje konwulsje śmiechu".

W krakowskim Starym Teatrze zrealizował m.in. spektakl "Twórcy obrazów" z olśniewającą rolą Anny Polony i znakomitą Sonią Bohosiewicz oraz "Pieszo" Mrożka z rewelacyjną rolą Jerzego Treli i Krzysztofa Globisza.

Miałam przyjemność brać udział w kilkunastu próbach - zadziwiające, że zgodził się, zapewne dlatego że już znaliśmy się trochę.

Od pierwszej próby cały Stary Teatr przejął "język Kutza", co nie było niesmaczne czy obraźliwe, wręcz miało charakter śmiesznej zabawy językowej, rodzaju przejętej konwencji.

Aktorzy uwielbiali z nim pracować, choć bywał surowy, dosadny, czasami bezpardonowy. Ale był fachurą jakich mało, prowadził aktora bez pudła zarówno w teatrze, jak i w filmie.

Dla Krakowa obecność w naszym mieście Kazimierza Kutza była bardzo znacząca.

Krakowski czas dyrektora Kutza

Za czasów jego dyrektorowania ośrodkiem telewizyjnym powstało wiele wybitnych spektakli Teatru Telewizji, ośrodek na Krzemionkach promieniował twórczością teatralną na całą Polskę.

Ten czas Kutza jest niewątpliwie nie do przecenienia. Konflikt z telewizyjną "Solidarnością" spowodował, że musiał po roku odejść.

Był wielkim patriotą i piewcą urody Śląska.

Ale nie zawsze tak było. Kiedy zadałam bolesne dość pytanie, czy prawdą jest, że wcześniej wstydził się stron rodzinnych, odpowiedział twardo i szczerze:

- To prawda. Bycie Ślązakiem nie wywoływało wielkich emocji. Zwykle pogardliwie o nas mówiono: robole, Niemcy, nacjonaliści. Na szczęście zmądrzałem i powstał filmowy tryptyk śląski: "Sól ziemi czarnej", "Perła w koronie" i "Paciorki jednego różańca". "Sól" wywraca wszystkie trywialne i utrwalone wyobrażenia o Śląsku. Przede wszystkim udało mi się wykreować Śląsk w sposób widowiskowy.

Nigdy nie chodził po prośbie

Na ostatnim z naszych spotkań spytałam reżysera, dlaczego dość wcześnie porzucił twórczość telewizyjną, odpowiedział:

- Bo mnie się już nie chce. Starość ma swoje prawa, a ja jestem już stary i wcale nie narzekam. Te klocki układałem długo, zrobiłem 70 tytułów - filmów, sztuk w telewizji i teatrze. Zapracowałem na emeryturę. Od czasu do czasu coś podziobię. W tej chwili mnie już nie stać na to, żeby chodzić po prośbie do jakichś gówniarzy. Oni tak na mnie patrzą, że ja już właściwie dawno nie powinienem żyć. To są podłe warunki, mnie to nie bawi. Byłem tyle razy w życiu poniżany, że wystarczy.

Kutz opowiadał dowcipy jak mało kto.

Pamiętam, jak niemal wpadałam pod stolik ze śmiechu, kiedy sypał nimi jak z rękawa. Moja reakcja jeszcze bardziej go podkręcała.

Felietony Kutza "Z mojego młyna" wydane przed laty przez krakowski Znak są przykładem nie tylko niebywałego poczucia humoru reżysera, ale i jego języka. Mięsisty, często zjadliwy język, celne i czasami bezwzględne oceny własnego środowiska powodowały, że

autorowi, jak sam przyznawał, podczas ich lektury "często cierpła skóra". Szyderstwo, kpina, poczucie humoru - to była ostra broń Kutza.

Oddajmy mu głos:

- Gdybym był mordercą i odsiadywał dożywocie, chciałbym, aby Olo Łukaszewicz był moim klawiszem. Bo w środku jest czysty jak łza, wciąż nie może znaleźć odpowiedzi na pytanie: kim jest? i raczej nadaje się na kamedułę. A uprawia zawód, który tak jak prostytucja i polityka z istoty swej polega na kupczeniu. Ba! To zawód, w którym kompromis to początek pochylni, podległość jest oczywistością, a zauroczenie dla oprawcy - obowiązkiem. Zaś miłość do kata uniesieniem. Katem aktora jest reżyser.

Nie bał się nadejścia starości

Czy był katem?

Nie wiem, nigdy od nikogo o tym nie słyszałam. Na pewno był wymagający, perfekcyjny, nie znosił fuszerki.

Był artystycznym prowokatorem, bo jak mówił: - Prowokacja to nic innego, jak pobudzanie ciekawości i dawanie sygnału, że nie będzie letniej zabawy.

"W pracy był dyktatorem - przyjacielem, ale dyktatorem. Jego wizja była tak silnie ukształtowana, że bardzo chciał zrealizować to, co miał w głowie Takiego kina nikt po nim nie robił" - powiedział swego czasu Olgierd Łukaszewicz.

Nie bał się starości, przynajmniej tak twierdził. W jednym z wywiadów pytany o starość powiedział: - W starości jest jedna fajna rzecz, z której często korzystam: poczucie bezkarności. To odwrócenie dzieciństwa. Dziecko może wszystko, bo jest nierozumne. A starzec może ze wszystkiego korzystać z wyrachowania. Mnie już przecież do więzienia nie wsadzą, za stary jestem.

Dziś na katowickim cmentarzu zostaje pochowany Artysta, który swoimi filmami i spektaklami stwarzał Polaków portret własny. Nie zawsze piękny, czasami kontrowersyjny, ale zawsze szczery i często prawdziwy.

Kazmimierz Kutz wyreżyserował ponad 20 filmów fabularnych, w tym 6 o Śląsku, m.in. trylogię: "Sól ziemi czarnej" (1969), "Perła w koronie" (1971) i "Paciorki jednego różańca" (1979).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji