Artykuły

05. FNT. Dzień 4. Profesor dojrzał do swojej hańby

"Hańba" Johna Maxwella Coetzee w reż.Marcina Wierzchowskiego z Teatru Ludowego w Krakowie na Festiwalu Nowego Teatru w Rzeszowie. Pisze Magdalena Mach na stronie festiwalu.

Blisko trzygodzinny spektakl, bez przerwy. Choć kocham teatr, takie zapowiedzi zawsze budzą we mnie niepokój: czy ja dam radę, ale przede wszystkim - czy twórcy spektaklu dadzą radę? "Hańba" minęła bardzo szybko, a każda minuta został przeżyta bardzo intensywnie.

Inscenizacja wielkiej literatury to zawsze ogromne wyzwanie, bo talent reżysera musi zmierzyć się z talentem pisarza, a z tej potyczki autor spektaklu nie zawsze wychodzi zwycięsko. "Hańba" Teatru Ludowego z Krakowa w reżyserii Marcina Wierzchowskiego, jest oparta na powieści południowo afrykańskiego noblisty Johna Maxwella Coetzee. Reżyser znalazł oryginalny sceniczny patent na dość wierne przełożenie prozy na język teatru. Użył do tego małych słuchawek i odbiorników, które widzowie otrzymują przy wejściu na salę. Kobiecy głos, który słyszymy w słuchawce przez cały czas trwania spektaklu, komentuje, zadaje pytania, maluje sceny, ale raczej beznamiętnie i równie dobrze mógłby dobiegać z głośnika. Użycie słuchawek nie wpłynęło na pogłębienie sensów i wydaje się, że możliwości dramaturgiczne, jakie daje takie rozwiązanie - tworzenia z aktorami dwugłosu, wzajemnego kontrapunktu, nie zostały wykorzystane. A jednak to właśnie dzięki temu zdystansowanemu głosowi ze słuchawki narracja toczy się płynnie i przejrzyście, a widzowie mogą zaglądać w najgłębsze zakamarki duszy głównego bohatera.

Jest nim ponad 52-letni David Lurie - profesor literatury, wykładowca na uczelni po dwóch rozwodach, kobieciarz. Wiedzie spokojne życie singla, urozmaicane wizytami u luksusowej prostytutki oraz romansami ze studentkami. Ale jeden z nich, z Melanie Isaacs, wymyka się spod kontroli, Lurie gwałci dziewczynę. Sprawa wychodzi na jaw, profesor staje przed uczelnianą komisją, przyznaje się do winy, ale tak naprawdę jej nie odczuwa, bo według niego jedyną winą, jakiej się dopuścił to nie zadanie cierpienia kobiecie, ale własna słabość do ulegania popędowi. Jest arogancki i to więcej niż pewne, że to co się zdarzyło nie znaczyło dla niego wiele. Mało tego, czuje się zwycięzcą i jest dumny ze swojego nonkomfornizmu, bo nie zgadza się iść na terapię ani złożyć publicznego oświadczenia, które byłoby dla niego upokorzeniem - nawet jeśli zostanie potem wydalony z uczelni.

Lurie wyjeżdża do córki Lucy na prowincję. Choć początkowo krytykuje dziewczynę za poświęcenie się opiece nad psami, co uważa za zajęcie hańbiące, niegodne jego córki, to powoli uczy się empatii od przyjaciółki Lucy, Bev. Scena, kiedy wspólnie usypiają chorego psa, wywołała na widowni łzy.

I kiedy wydaje się, że w jego życiu najgorsze już się stało i teraz będzie mógł w spokoju zabrać się do pisania książki o Byronie, wydarza się coś, co obraca perspektywę o 180 stopni. Dwaj młodzi mężczyźni, pod pozorem skorzystania z telefonu, napadają na ojca i córkę. Jego dotkliwie biją i zamykają w klatce dla psów, ją brutalnie gwałcą, zabijają też jej psy. A niedługo potem, ojciec i córka, zaproszeni na zabawę do współpracownika Lucy, spotykają tam sprawców napaści. Jednak lokalna społeczność chroni ich i nie pozwala, by ponieśli karę. Role zaskakująco się odwracają. Gwałciciel Lurie - jest teraz ojcem zgwałconej córki i cierpi, widząc jej krzywdę, szaleje z bezradności, że nie można ukarać bydlaka, który to zrobił, a tymczasem sprawca i jego rodzina uważają, że nic wielkiego się nie stało. Podobnie musiał czuć się ojciec Melanie. Jednak Lurie nie od razu to zrozumie, najpierw podejmie jeszcze próbę interpretowania napaści jako drogi do odkupienia własnej winy, znowu stawiając siebie w centrum wszechświata. Wizyta u rodziny zgwałconej Melanie i rozmowa z ciężarną córką, która nie chce się poddać hańbie i decyduje się nadal mieszkać w sąsiedztwie swojego oprawcy, a dla bezpieczeństwa oddać się pod opiekę swojego współpracownika, niczym pies - uświadamiają profesorowi własne jarzmo hańby. Jest pokonany, przygniata go ciężar winy i porażki. W geście poddania kładzie się na stole w pozycji psa, który ma zostać uśpiony.

Spektakl wiele razy mocno chwyta za gardło, wzbudzając całą gamę emocji - od złości na profesora-Casanovę, przez uczucie satysfakcji, że dostał, na co zasłużył, po współczucie. Silne reakcje wzbudzają niektóre sceny - przemocy, wspomniane usypianie psa (w tej roli - człowiek) lub kiedy wszystkie książki z regałów z hukiem spadają na ziemię - to symbol bezużyteczności "książkowej" wiedzy profesora wobec prawdziwego życia. Efekt "chwytania za gardło" wzmacnia znakomite aktorstwo każdego z artystów na scenie, na czele z Piotrem Pilitowskim w roli Luriego, Anną Pijanowską w roli Lucy, a także Małgorzatą Kochan w roli Bev, oraz bardzo pomysłowa i sugestywna scenografia Barbary Ferlak, która na jednej scenie, dzięki różnym poziomom oraz bliższej i dalszej perspektywie, pozwoliła zmieścić wiele różnych miejsc, pomiędzy którymi postacie mogą swobodnie się przemieszczać.

Powieść to także paralela stosunków i rachunku win pomiędzy białymi i ciemnoskórymi mieszkańcami RPA. W krakowskim spektaklu ten wątek jest ledwo muśnięty poprzez stroje, taniec i muzykę podczas przyjęcia u współpracownika córki. Ale nawet bez tych kluczowych dla powieści okoliczności, które dodają całej historii dodatkowych znaczeń i podtekstów, "Hańba" w wykonaniu krakowskiego teatru, wybrzmiała na rzeszowskiej scenie z wielką mocą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji