Artykuły

Z tamtych piekieł strony

"Ruscy" Radosława Paczochy w reż. Adama Orzechowskiego w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Katarzyna Korczak w portalu Nasz Gdańsk.

Czy potrafimy z Polakami - repatriantami z Kazachstanu, którzy do upragnionej, wyidealizowanej, ukochanej Ojczyzny przybywają po osiemdziesięciu latach zesłania - usiąść przy jednym stole i porozmawiać tym samym językiem? Co nas łączy, a co dzieli?

Prapremiera spektaklu "Ruscy" Radosława Paczochy, w reżyserii Adama Orzechowskiego, odbyła się 11 listopada 2018 roku.

Fakty historyczne i prawdziwe postacie

Teatr Wybrzeże uczcił w ten sposób 100. rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości i zainaugurował działalność nowej sceny - Starej Apteki.

Zainteresowanie tematem u Radosława Paczochy zaczęło się od znajomości z repatriantką z Kazachstanu, Julią Sałacińską, która napisała doktorat, wydany jako książka "Deportowani i repatrianci", a obecnie mieszka i pracuje w Niemczech w obozie dla uchodźców. Tekst "Ruskich" to efekt wieloletnich studiów autora nad tematem, odzwierciedla także jego osobisty stosunek do zagadnienia. Przedstawienie utkane jest z autentycznych opowieści uczestników historycznych wydarzeń oraz fragmentów "Poematu bez bohatera" Anny Achmatowej, wierszy "Silentium" Fiodora Tiutczewa, "Obca" Niny Kuczyńskiej, Mariana Jonkajtysa z tomów "Kazachstan", "Co to jest Syberia", "Żywa pamięć".

Realizatorzy zapraszają publiczność do podróży w czasie. Wszystko zaczyna się jak w starożytnym eposie. Kobiety słowami wierszy, z patosem, relacjonują tragiczne losy.

Pytajcie, proszę, moje rówieśnice,

Te "stopiątki", branki, katorżnice,()

Zacisnąwszy usta zsiniałe

My, Hekuby, wpółoszalałe,

My, Kassandry z dalekiej Czuchłomy

O, zagrzmimy milczącym chórem

Uwieńczone hańbą ponurą:

"My jesteśmy z tamtych piekieł strony"

Żyć po swojemu i nie zawieść rodziny

Akcja dzieje się w Kazachstanie. Przyglądamy się dziejom członków polskiej diaspory pochodzącej z Żytomierza. Główną bohaterką jest Wiera w wykonaniu Magdaleny Gorzelańczyk, która jest w grze spontaniczna, jak żywe srebro, miota się pomiędzy emocjami, pragnie żyć po swojemu i nie zawieść rodziny, wkładającej w nią wszystkie nadzieje. Przeciwstawieniem postaci jest wyciszona, rozsądna Natasza (Agata Woźnicka), jej powiernica, głos rozsądku. Do wyjazdu do Polski Wierę przygotowuje matka, która w wydaniu Sylwii Góry Weber jest stonowana, zmęczona życiem, troskliwa i zapobiegliwa, zbiera zapasy żywności, żeby zawsze było co jeść. Sekunduje im dziadek, Krzysztof Matuszewski, Polak z krwi i kości, buńczuczny, tkwi w przeszłości i narodowych ideałach, uparty, zamknięty na nowe, pierwszą miłość do Barbary (piękna rola Katarzyny Dałek), córki polskiego oficera zamordowanego w Katyniu, przechowuje w pamięci jak relikwię. Wspomnienia przenikają się z marzeniami o zamieszkaniu u swoich, w Polsce. Przejmujące są rozmowy w święta Bożego Narodzenia w 1936 roku, kobiety nie mając do jedzenia nic, dzielą się przepisami na ciasta i tłuste potrawy. Porażają opowieści o tym, co zdarzało się zjeść z głodu. Jest fragment lekcji w szkole ze stalinowskim drylem oraz scena przybycia księdza Bukowińskiego (Piotr Biedroń), który potajemnie spowiada, chrzci, śluby daje, mszę odprawia i błogosławi groby.

Euforię wzbudza wizyta antropologów z Polski (Marek Tynda i Piotr Chys), pryska czar, gdy zesłańców traktują jak eksponaty, mówią naukowym żargonem, chłodno inwentaryzują święte dla nich pamiątki, a zaproszenie od serca na wieczerzę ignorują. Bolesnym doświadczeniem jest egzamin na Kartę Polaka, nie wystarczy, że Wiera mówi: Ja urodziła się w Kazachstanie, ale ja nie jestem Kazaszka, ja najlepiej mówię po rosyjsku, ale nie jestem Rosjanka, ja jestem Polka, ale nie z Polski , musi wymienić dopływy Warty. Główna bohaterka, a następnie cała jej rodzina, oko w oko stają z Polakami w Polsce, tej: w nocy wymadlanej i wyśpiewywanej latami. Wiera - mając w uszach wpajane słowa: Pani Polsko, Pani Polsko/ Kiedy byłam małym dzieckiem/ Matki się pytałam/Jak wygląda moja Polska?/Bardzo chciałam wiedzieć/Twoja Polska, moje dziecko/To przepiękna pani, w białej sukni/ haftowanej białymi różami.- czuje się obca. Pierwszy napotkany Polak wyzywa ją "Ruska" i traktuje jak intruza.

Można zapomnieć, że jesteśmy w teatrze

Jura, urodzony w Żytomierzu, od razu rozumiał, że Wiera jest Polką. Śpiewa dziewczynie ukraińską piosenkę, którą w dzieciństwie nauczył ją dziadek, recytuje, przetłumaczony na ukraiński, fragment "Stepów Akermańskich". Słyszałaś?- pyta. Słyszałam. Mickiewiczius! Młodzi czują się rodakami, rozumieją się, łączy ich podobna wrażliwość, zakochują się w sobie. Ojciec Jury, syn nieżyjącej już, Barbary, romantycznej miłości dziadka Wiery, pomaga jej i rodzinie w osiedleniu się w Polsce. Nie akceptuje Jury dziadek, snuje domysły: () A jak jego pradziadek albo dziadek albo nawet dalszy stryj, albo daleki wuj był jednym z tych, którzy przyszli w nocy po mojego stryja, tego, który czwórkę dzieci osierocił!?

Rozdarta pomiędzy własnymi pragnieniami i presją rodziny Wiera wybiera własną drogę życiową. Obie dziewczyny - gówna bohaterka i Natasza stwierdzają zgodnie: Najlepiej rozumiem się z ludźmi, którzy przyjechali tu ze Wschodu.

Reżyseria Adama Orzechowskiego jest taka, że chwilami można zapomnieć, że jesteśmy w teatrze, to walor przedstawienia. Wszyscy aktorzy wykazują wyjątkową empatię w stosunku do powierzonych im postaci. Scenografia Magdaleny Gajewskiej - rozbity "bydlęcy" wagon, wryty w pamięć zesłańców i repatriantów, tłuczeń, ponadczasowe kostiumy - jest prosta i wyrazista. Muzyka Marcina Nenko, inkrustowana polskimi, rosyjskimi i ukraińskimi pieśniami dopełnia całości.

Przed premierą Radosław Paczocha powiedział:

- Tytuł "Ruscy" na Święto Niepodległości nie wydaje się dość oczywisty, jest trochę prowokacyjny, chcemy symbolicznie włączyć Polaków z Kazachstanu w obręb naszej wspólnoty, która świętuje wspólną sprawę, niepodległość.

I wydaje mi się, że to zamierzenie udaje się realizatorom uzyskać. "Ruscy" wzruszają i delikatnie uczą nie tylko historii. Mają szansę - poprzez autentyczność, dosłowność wręcz tkanki tekstowej, wypchnąć widzowi z myślenia schematyzm i obudzić w nim empatię. Mogą widzom pomóc otworzyć się nie tylko na repatrianta Polaka z Kazachstanu, ale na każdego, czyje losy potoczyły się inaczej, niż nam. Czy nakłonią tych, którym by się to przydało, do zweryfikowania nietolerancyjnych, egotycznych zachowań?

Julia Sałacińska - Rewiakin, na prapremierę przybyła z Berlina, powiedziała wzruszona:

- "Ruscy" się udali!

Para innych polskich repatriantów z Kazachstanu odebrała przedstawienie ze łzami w oczach, w foyer usłyszałam od nich "Tak było!".

Publiczność na prapremierze odebrała spektakl z uwagą i długimi oklaskami na stojąco nagrodziła wykonawców.

"Ruskich" gorąco polecam widzom w każdym wieku!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji