Artykuły

Bajka bez happy endu?

"O mężnym Pietrku i sierotce Marysi. Bajka dla dorosłych" Jolanty Janiczak w reż. Wiktora Rubina w w Teatrze Polskim w Poznaniu. Pisze Dominika Mądry w portalu e-splot.pl

Spektakl "O mężnym Pietrku i sierotce Marysi. Bajka dla dorosłych" Jolanty Janiczak w reżyserii Wiktora Rubina w Teatrze Polskim w Poznaniu opowiada o narodowej wieszczce, Marii Konopnickiej. Jednak nie jest to pean na cześć jej twórczości, ze sceny nie usłyszymy utworów pisarki znanych ze szkoły czy z narodowych obchodów. Na światło dzienne zostaje za to wydobyty wymazany wycinek z biografii Konopnickiej, wycinek nigdy niezapisany, opowiadający o jej dwudziestoletnim związku z Marią Dulebianką. Nie jest to historyczny zapis, a raczej interpretacja przeszłości będąca pretekstem do rozważań na temat emancypacji kobiet i ich obecności w różnych dyskursach - politycznych, społecznych czy artystycznych.

Tytuł przedstawienia wskazuje, że będzie to bajka o chłopcu i sierotce, czyli kolejna narracja o związku heteronormatywnym, ustawionym w patriarchalnym porządku, a jednak od razu okazuje się, że te normy zostają odwrócone, a głos oddaje się kobietom, które dotychczas nie miały do niego prawa. Bo bajka o mężnym Pietrku i sierotce Marysi to opowieść o partnerskiej relacji nieheternormatywnej, o rzeczywistości wiecznej walki o kobiece prawo do bycia sobą. Janiczak zestawia różne rozumienie tego samego problemu z rozmaitych perspektyw. I tak oto na scenie mamy plejadę kontrastujących ze sobą postaci, a ile postaci, tyle mnożących się dyskursów, w których gęstwinie można się czasem pogubić. Mamy zatem Marię Dulębiankę - partnerkę Konopnickiej, artystkę i aktywistkę, walczącą o prawa kobiet w czasach pozytywistycznych. Dwie córki wieszczki - wyklętą przez matkę Helenę, która u Janiczak i Rubina odzyskuje głos i upomina się o matczyną miłość. A równocześnie w dość przerysowany sposób epatuje swoimi namiętnościami i pożądaniem - jej nieskrępowane podejście do życia pobudza w Konopnickiej kompleks własnego strachu przed siłą uczuć. Z drugiej strony widzimy Zofię - strażniczkę twórczości matki, palącą dokumenty, które mogłyby naruszyć wizerunek narodowej wieszczki. W jej rolę nieprzypadkowo wciela się mężczyzna, ponieważ odwzorowuje to portret Konopnickiej widziany w patriarchalnym porządku.

Kontrastującym odbiciem przemilczanego związku Marii Dulębianki i Marii Konopnickiej jest relacja dwóch Brytyjek - poetki Marguerite John Radclyffe-Hall z aktorką Mabel Batten. Są one uosobieniem wyemancypowanego i wyzwolonego Zachodu, reprezentantkami świata znacznie różniącego się od słomianej rzeczywistości dworku w Żarnowcu. Niezrozumiała jest także dla nich postawa wystraszonej Konopnickiej - wyrzucają jej chowanie się do szafy, brak ideowości i zakłamanie.

Mimo że uzyskała w końcu pozycję, którą mogłaby wykorzystać do walki o prawa kobiet, to woli wybijać się na cokoły za pomocą patriarchalnej twórczości narodowej. To z ust Brytyjek pada również krytyka (czy wręcz ostracyzm) instytucji kultury za propagowanie seksistowskich i przemocowych wzorców. Janiczak i Rubin bardzo wyraźnie "zawieszają w powietrzu" pytanie: czy da się tworzyć teatr emancypacyjny, teatr kobiet i lesbijek, w strukturze instytucjonalnej, w której panuje patriarchalny porządek na wielu poziomach? Problem ten klaruje się też na szczeblu formalnym, ponieważ sam spektakl, jak na Rubina, jest dość klasyczny - liryczny tekst, piękne stroje i prosta, dosłowna scenografia (dwie staroświeckie szafy, które literalnie przywołują metaforę "chowania się do szafy)". Jedyne, co zaburza ten świat to obecność obsługi technicznej na scenie oraz inspicjentki. Ich sceniczny udział dodatkowo podkreśla fikcję i teatralną ułudę, wpakowaną w istniejące ramy i normy. Więc czy, aby na pewno da się w tak skostniałej instytucji jak teatr repertuarowy, mówić szczerze o pewnych problemach, wywlekać je na światło dzienne? Bo może sami się kompromitujemy, wierząc w te piękne frazesy i happy endy padające ze sceny?

I wreszcie dochodzimy do ostatniej postaci, jedynego mężczyzny w tym kobiecym galimatiasie, Maksymiliana Gumplowicza - historyka, byłego ucznia Konopnickiej, który był beznadziejnie w niej zakochany. Pod hotelem, gdzie rzekomo miała mieszkać pisarka, w wyniku strzału w skroń zakończył swoje życie. Gumplowicz jest postacią nie tyle śmieszną, co budzącą współczucie. Płeć wyklucza go ze świata kobiet, stawiając go na przegranej pozycji. Lecz to między innymi dzięki jego postaci spektakl ma w sobie drugie dno, ponieważ na chwilę uciekamy od tych, jakże ważnych, ale dość patetycznie zarysowanych problemów, i możemy się zanurzyć w bardziej prywatne i intymne pobudki, które przecież determinują nas wszystkich. Konopnicka znajduje odwagę, aby mówić szczerze o swoich nieszczęściach, kompleksach, ciężkim macierzyństwie - aż w końcu - o szczęściu i spokoju, jakiego zaznała po związaniu się z Dulębianką. I to właśnie te momenty (spektaklu) skłaniają do zadumy czy refleksji, a nie ciągłe krzyki, oskarżenia i poczucie wiecznej walki.

I tak oto tą plejadą postaci dochodzimy do głównej bohaterki, która niejako jest tylko odbiciem, tarczą tych wszystkich zarzutów, problemów i dyskursów. Jej postać niby na piedestale, niby w wiecznym świetle reflektorów, a jej głosu nikt nie chce słuchać - jest przekrzyczana przez wyemancypowane artystki z Zachodu, atakowana przez własne córki oraz przytłoczona przez wymagania, jakie są jej stawiane z każdej strony. Ale przecież ona sama i tak nic nie zmieni, więc może nic się nie stanie, kiedy bezpiecznie schowa się w szafie. Jej zmagania z własnym wstydem stanowią ramę dla całego spektaklu. Bohaterka ciągle zmienia zdanie, ulega różnym afektom i uczuciom. Jej wątpliwości czy chwilowe zrywy ilustrują również krótkie formy video, które raz na jakiś czas przerywają i zatrzymują akcję sceniczną. Na jednym z nich Konopnicka podejmuje nieśmiałe próby ustawienia tablicy upamiętniającej swoją, wymazaną z kart historii partnerkę przy własnym, obleganym przez turystów pomniku. To niezdecydowanie i walka ze słabościami na rzecz miłości i oddania drugiej osobie są znacznie ciekawsze od często wręcz aż nadto przekoloryzowanego radykalizmu pozostałych bohaterek. Bo to właśnie w chwilach zwątpienia pisarka odzyskuje swoją podmiotowość i prawo do mówienia własnym głosem. Dlatego też tak bardzo rozczarowuje, ale niestety nie zaskakuje zakończenie przedstawienia - poetka odczytuje sformułowaną parę lat temu przez Grzegorza Gaudena preambułę ustawy o związkach partnerskich. Oczywiście jest to czysta fantazja, tak jak próba upamiętnienia Marii Dulębianki przy pomniku Marii Konopnickiej. Jednak, jak zdają się sugerować Janiczak i Rubin, takich monumentów odwiedzać nikt nie będzie. Więc czy spektakl naprawdę kończy się happy endem?

"O mężnym Pietrku i sierotce Marysi. Bajka dla dorosłych" idealnie, lecz ironicznie wpisuje się w obchody stulecia odzyskania niepodległości Polski oraz uzyskania przez kobiety praw wyborczych, przedłużając dyskusję na temat ograniczania wolności kobiet oraz społeczności LGBTQ+. Przedstawienie, choć radykalne w swoim wydźwięku, nie daje wcale jasnych odpowiedzi na postawione problemy. Prowokuje raczej do wielu refleksji i pytań, a wiele z nich skierowanych jest do samej formy przedstawienia i mówienia o tematach ważnych społecznie w teatrze i poza nim. Bo czy w naszym świecie istnieje jeszcze przestrzeń na moment zwątpienia i chwilowe wycofanie się, czy pozostaje tylko miejsce na nieprzerwaną walkę o swoje prawa i poglądy?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji