Artykuły

Igranie z konwencją

"Szelmostwa Skapena", komedię Moliera o równie nieskomplikowanej co zabawnej treści, wystawi! niedawno Teatr Montownia. Stworzyli go trzej młodzi absolwenci wydziału aktorskiego warszawskiej Akademii Teatralnej: Adam Krawczuk, Rafał Rutkowski i Maciej Wierzbicki, którzy poprzednio - także na małej scenie Teatru Powszechnego w Warszawie -zaprezentowali się w świetnie przyjętych jednoaktówkach: "Zabawie" Mrożka i "Skarbie" Tyma. W "Szelmostwach Skapena" trójkę aktorów wsparł dodatkowo Marcin Perchuć.

Spektakl okazał się błyskotliwie zagraną, bezpretensjonalną rozrywką, w której nie wiadomo, co bardziej podziwiać: umiejętność błyskawicznych transformacji aktorskich (Rafał Rutkowski w mgnieniu oka przeistaczał się z młodzieńczego Oktawa w ramola Geronta, a Maciej Wierzbicki - z młodego Leandra w starca Arganta i na odwrót), świetną adaptację tekstu eliminującą wszystkie kobiece postacie-ozdobniki, brawurowe tempo gry, czy ascezę scenografii i kostiumów, w której zmiana kapelusza i ugięcie bądź wyprostowanie kolan tworzą zupełnie inną, bezbłędnie rozpoznawalną postać.

Oczywiście nie byłoby tego spektaklu bez roli Skapena, sprytnego służącego Leandra, którego z dużą dozą hultajskiego wdzięku zagrał Adam Krawczuk. Sylwestrem, służącym Oktawa, o wiele mniej lotnym niż spryciarz Skapen, był Marcin Perchuć. W toku akcji wypadło mu też przedzierzgnąć się w agresywnego rębajłę.

Młodzi aktorzy tworzą świetnie dobrany zespół - Rutkowski i Wierzbicki to wyrośnięci chudzielce, o wyrazistych rysach. Adam Krawczuk nie ma aż takich możliwości charakterystycznych, co rekompensował sobie godnym pozazdroszczenia temperamentem. Zespół uzupełnił Perchuć, jako całkowite przeciwieństwo Skapena - kompletnie pozbawiony inwencji sługa Sylwester, aczkolwiek nader sympatyczny w swej gamoniowatości.

Artyści dokonali dzieła karkołomnego - zaadaptowali tekst Moliera eliminując sześć postaci i tak manewrując dialogami, żeby akcję zamknąć w przedstawieniu trwającym niewiele ponad godzinę. Akcję, dodajmy, jak najbardziej czytelną. Co prawda pozbawioną pięknych amantek, które wszakże niczego istotnego do sprawy nie wnosiły.

Igranie z konwencją jest cechą może nazbyt eksploatowaną w polskim teatrze. Naszym artystom udało się to zrobić "z marszu" i bez kolizji z dobrym smakiem. Na początku i pod koniec spektaklu artyści zwracają się do siebie niby to prywatnie - pouczając się nawzajem, jak grać, by jak najlepiej wypaść. Czynią to wszelako tekstem Szekspira (słowami, którymi Hamlet zwracał się do wędrownych aktorów). W pewnym momencie tempo akcji i kolejnych transformacji postaci staje się tak zawrotne, że zmusza artystów do przerwania akcji sztuki, by ustalić "na stronie", kto jest kim i czyje mówi teksty.

"Szelmostwa Skapena" są miłą niespodzianką teatralną na rozpoczęcie nowego sezonu artystycznego. Miejmy nadzieję, że młodzi ludzie, którym nie brakuje wyobraźni, talentu, smaku i pracowitości, będą nas zaskakiwać kolejnymi, równie udanymi pomysłami. Szkoda by było wystawiać ich wrażliwość na próbę etatów w warszawskich teatrach, gdzie następnie miesiącami czekaliby na możliwość wyjścia z halabardą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji