Artykuły

Gdańsk. Ukazał się "Sax Club Pana Dyakowskiego"

Pierwszy saksofon kupił od Horowitza, przyjaźnił się z Dymnym i Skrzyneckim, odkrył talent Demarczyk, grał z Komedą, Ptaszynem-Wróblewskim, Urbaniakiem. Teraz powstała o nim książka.

- Zabrałem się za nią z miłości do Przemka - mówi Kamil Wicik, dziennikarz Radia Gdańsk, który wspólnie z Mariuszem Nowaczyńskim przez ponad dwa i pół roku spisywali wywiad rzekę z Przemkiem Dyakowskim z Gdyni, znakomitym saksofonistą, kompozytorem jazzowym, dziennikarzem muzycznym i propagatorem jazzu. - To, że go spotkałem, odmieniło moje życie.

Galicyjski skarb

Wicik poznał Dyakowskiego kilka lat temu, a od paru tygodni w niedzielne wieczory można ich słuchać w audycji "Sax Club Pana Dyakowskiego w Radiu Gdańsk", gdzie jazzman opowiada o swoim życiu artystycznym.

- Historia jego życia jest niezwykła. Czułem, że trzeba ją opowiedzieć - mówi Wicik. I ma rację, bo w niej przegląda się polskie życie kulturalne począwszy od lat powojennych aż do dziś. Więcej nawet: historia Przemka Dyakowskiego to gotowy materiał na film o artyście, który jak w soczewce skupia wydarzenia najnowszej historii Polski. W losach jego niezwykłej rodziny, małopolskiego ziemiaństwa i inteligencji, odnajdziemy dramatyczne wydarzenia wojny i okupacji, mord w Katyniu, nacjonalizację rodzinnego majątku, powojenną biedę, a po latach - katastrofę smoleńską i tragedię himalaistów na Broad Peak.

Ale najważniejsza - i w życiu Dyakowskiego, i w książce o nim - jest muzyka. I artyści, których spotkał na swojej drodze.

Z wieloma z nich połączyła go przyjaźń na całe życie. Jak z legendą polskiej muzyki jazzowej i filmowej, Jerzym Dudusiem Matuszkiewiczem.

"Przemek Dyakowski to fantastyczny człowiek. Muzyk, konferansjer, organizator koncertów, animator kultury. Po prostu człowiek renesansu, kochający ludzi i życie. Nasza przyjaźń to zaledwie fragment niezwykle barwnego życiorysu, który jest także ważnym elementem historii polskiego jazzu" - pisze Matuszkiewicz we wstępie do książki.

- I tak o Przemku mówią wszyscy, których o niego spytałem. Dosłownie wszyscy. Znasz kogoś, kto nie kocha Przemka Dyakowskiego? - mówi Kamil Wicik. - Niektórzy muzycy dziękowali mi, że wreszcie w tej książce mogą podziękować Przemkowi za to, kim dla nich jest. Dla młodszych muzyków jest trochę kumplem, trochę ojcem, dziadkiem. Wszyscy do niego lgną. Więc sama rozumiesz, że książka nie mogła nie powstać.

Mariusz Nowaczyński, współautor książki. - Przemek to fenomen. To galicyjski skarb, który nam się trafił.

Chłopak ze wsi

83-letni dziś Przemek Dyakowski to potomek zasłużonego dla kraju, niegdyś bardzo zamożnego szlacheckiego rodu, którego korzenie sięgają XV wieku. Urodził się w Krakowie, wychował w rodzinnym majątku Masłomiąca pod Krakowem.

- Jestem chłopak ze wsi. Mama była po konserwatorium, dobrze grała na fortepianie. Tata, ułan po podchorążówce w Grudziądzu, był fanem muzyki, kupował przeróżne instrumenty, mi kupił akordeon. W naszym domu słuchało się płyt z gramofonu na korbkę - mówi "Wyborczej" Dyakowski. - Byłem samoukiem. Miałem sześć lat, jak zacząłem grać ze słuchu z wiejskimi muzykantami. Ale do podstawowej szkoły muzycznej nie poszedłem, bo była wojna. Naszą domową nauczycielką była Natalia Gołębska z Gdyni, późniejsza dyrektor Teatru Miniatura w Gdańsku. Uczyła mnie, mojego brata Andrzeja, dziś profesora gdańskiej ASP i siostrę Elżbietę [projektantkę kostiumów filmowych i teatralnych m.in. do głośnych inscenizacji "Snu nocy letniej" i "Hair" w Teatrze Muzycznym w Gdyni - red.]. Elżbieta mieszka w Zakopanem, jej zięciem był Maciej Berbeka, który zginął na Broad Peak. W czasie wojny u mojego dziadka ukrywał się Wincenty Witos. W tym samym czasie z podziemnych wydawnictw dowiedzieliśmy się, że brat mamy Bolesław Skąpski zginął w Katyniu. Po latach jego syn, a mój kuzyn Andrzej Sariusz-Skąpski, prezes Federacji Rodzin Katyńskich, zginął w katastrofie smoleńskiej.

Po wojnie Dyakowski z rodzeństwem i matką przenieśli się do Zakopanego, gdzie pochłonął go sport, zwłaszcza narciarstwo. Potem w Katowicach skończył Technikum Wychowania Fizycznego. Wśród jego przyjaciół z tego okresu są przyszli olimpijczycy. Zamarzył, by zostać dziennikarzem sportowym, więc przeniósł się do Krakowa i rozpoczął studia polonistyczne.

- Ale coraz bardziej pociągała mnie muzyka. Zacząłem zaglądać do Piwnicy pod Baranami i grać tam na fortepianie w zespole dixielandowym. Zaprzyjaźniłem się z Wojtkiem Karolakiem, Krzyśkiem Komedą, Janem Ptaszynem Wróblewskim, Andrzejem Trzaskowskim, Andrzejem Kurylewiczem - wszyscy graliśmy w Piwnicy jazz. Tam poznałem Wieśka Dymnego, niesamowitego rozrabiakę i kompana - wspomina jazzman. - Wojtek Karolak poradził mi, żebym zostawił fortepian i zajął się saksofonem. Sprzedałem pianino, które cudem ocalało w naszym domu na wsi, i za te pieniądze kupiłem swój pierwszy saksofon. Nie zgadniesz, kto mi go sprzedał? Ryszard Horowitz, który szykował się do emigracji. Wszyscy prowadziliśmy bogate życie towarzyskie, przez co z Maćkiem Szumowskim [późniejszym reżyserem i dziennikarzem, ojcem reżyserki filmowej Małgorzaty Szumowskiej - red.] zostaliśmy wywaleni z polonistyki. Wtedy na dobre zająłem się saksofonem, ćwiczyłem po dwanaście godzin dziennie. Za sprawą Stefana Kisielewskiego, od którego syna Wacka pożyczałem saksofon barytonowy, poszedłem do średniej szkoły muzycznej. I tak zawodowo zająłem się muzyką.

Wydawcą "Sax Clubu Pana Dyakowskiego" jest Maciej Kosycarz i jego wydawnictwo KFP.

- Znam Przemka od 25 lat, ogromnie go lubię, wiele razy robiłem mu zdjęcia. Kiedy Kamil powiedział, że zaczyna pracę nad książką, zaproponowałem, że ją wydam. Bo po pierwsze, Przemek jest kwintesencją kultury Pomorza. A po drugie, kto nie kocha Przemka? - mówi Kosycarz.

Demarczyk z Wierchów

Dyakowski: - W Zakopanem była knajpa Wierchy, gdzie graliśmy w weekendy. Rock'n'rolle śpiewała tam refrenistka Ewa Demarczyk, wówczas związana ze studenckim kabaretem Cyrulik. Kiedy Zygmunt Konieczny powiedział, że brakuje mu w Piwnicy charyzmatycznej wokalistki, zaproponowałem Ewę. Zygmunt z Piotrem Skrzyneckim wybrali się zobaczyć Cyrulika i na drugi dzień Ewa była w Piwnicy. Wtedy grałem już na saksofonie w zespole Zygmunta. Zaglądał tam Mrożek, Tyrmand z Basią Hoff, Maria Dąbrowska. Tam się wszyscy zbierali, bo niedaleko na Krupniczej był Dom Literatów, obok nas była redakcja "Przekroju". Marian Eile, naczelny "Przekroju", wielki fan jazzu, przywoził z Paryża nowości płytowe i nam je pożyczał. A myśmy je przegrywali na magnetofonie i puszczali w obieg.

Ale w latach 60. Dyakowski zakochał się na zabój w Ludmile z Gdyni. Dla niej zostawił Kraków i przeniósł się nad morze.

- W Krakowie bardzo lubiliśmy z chłopakami grać w żeńskim akademiku Nawojka, gdzie mieszkała i gdzie się poznaliśmy - opowiada po latach. - Ludmiła skończyła w Krakowie rusycystykę i z nią przyjechałem tu do Gdyni, gdzie zaczęła pracę w II LO. Jesteśmy razem chyba z pięćdziesiąt lat. Albo i więcej. Nikt nie chce uwierzyć, że tyle ze mną wytrzymała.

W nowym miejscu szybko znalazł dla siebie zajęcie. Dostał pracę w kabarecie To Tu Tadeusza Chyły, który działał w gdańskim klubie Żak. - I w pewnym sensie był kontynuacją Cyrku Rodziny Afanasjeff i Bim Bomu. Nasza kapela na drugim festiwalu w Opolu w 1964 r. akompaniowała Piotrowi Szczepanikowi, który wtedy był nieśmiałym studentem z Lublina i poprosił, żebyśmy z nim zagrali - mówi jazzman.

Przez kolejne lata - już jako członek trójmiejskiego zespołu Rama 111, który wykonywał jazz tradycyjny - grał w zespole gdańskiej rozgłośni Polskiego Radia.

- Musieliśmy miesięcznie nagrać ileś tam godzin muzyki, dwa razy w miesiącu mieliśmy swoją audycję, która szła na antenie ogólnopolskiej. A potem przez kolejnych dwadzieścia lat miałem swoją audycję muzyczną w Radio Plus. Do dziś mam wielki sentyment do radia.

Przemek na saxach

Od lat 60., na podstawie umowy z Pagartem, Dyakowski z grupą muzyków, m.in. z Ramy 111, zaczął wyjeżdżać na koncerty zagraniczne. Najpierw Czechosłowacja, potem kluby w Finlandii, Szwecji i Norwegii.

- Co ci będę mówił, w tamtym czasie to był szok cywilizacyjny - przyznaje Dyakowski.

Z czasem trafił na luksusowe amerykańskie statki pasażerskie. - Zatrudnił nas agent z San Francisco. To były bardzo drogie linie, pływali tam ludzie, którzy nie wiedzieli, co robić z pieniędzmi. Milionerzy, właściciele pól naftowych. Oprócz nas występowały tam gwiazdy Broadwayu. I tak pracowałem gdzieś do roku 1990. Trochę za długo, bo wtedy człowiek popada w rutynę - dodaje. W międzyczasie objeździł jeszcze z koncertami Stany Zjednoczone i Kanadę.

- Poruszaliśmy się autobusem. Z przodu siedziała Irka Santor, Jurek Połomski, Hanka Bielicka. Za nimi samotny Bernard Ładysz, potem Izabela Skrybant z Tercetem Egzotycznym. A na samym końcu my, Zenon Laskowik, Janusz Rewiński, Ewa Lemańska czyli Maryna z "Janosika". I tak przez półtora miesiąca. W Nowym Jorku odwiedziłem Michała Urbaniaka, który ugościł mnie polską żubrówką, a Ulka Dudziak, którą pamiętam jeszcze z Piwnicy pod Baranami, nad ranem podała nam kaszankę na śniadanie.

Kiedy w Polsce zmienił się ustrój, postanowił wrócić do Gdyni. I u Karola Hebanowskiego w kawiarni artystycznej Cyganeria zaczął organizować koncerty jazzowe. Tu grali Leszek Możdżer, Jan Ptaszyn Wróblewski, Tomek Stańko.

- Ale ludzie mieszkający nad Cyganerią protestowali, że za głośno. Więc prezydent Franciszka Cegielska, która lubiła jazz, zaproponowała, żebym w Teatrze Miejskim zorganizował Sax Club. Sama często wpadała posłuchać - opowiada.

Sax Clubu w teatrze już nie ma, teraz koncerty jazzowe Dyakowski organizuje w gdyńskim klubie Ucho.

"Sax Club Pana Dyakowskiego"

Książka autorstwa Kamila Wicika oraz Mariusza Nowaczyńskiego i Przemka Dyakowskiego, która w czwartek miała swoją premierę w Konsulacie Kultury w Gdyni, to wywiad rzeka z ikoną trójmiejskiej sceny jazzowej. Jej karty wypełnia pełna anegdot i ciekawostek opowieść o życiu zawodowym i prywatnym artysty. Książkę opublikowało wydawnictwo KFP Macieja Kosycarza. Sesję zdjęciową dla potrzeb książki wykonał Andrzej Świetlik, artysta fotograf związany z grupą Łódź Kaliska. Autorem okładki jest sopocki grafik Jarosław Świerczek.

Promocja książki i spotkanie autorskie z jej twórcami odbędą się 29 listopada o godz. 18 w sopockim Spatifie oraz 11 grudnia o godz. 18 w galerii Nadbałtyckiego Centrum Kultury w Gdańsku. Wstęp wolny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji