Artykuły

Opera miesiąca: Teatr Wielki w Warszawie: "Król Roger"

KOMPOZYTOR: Karol Szymanowski (1882-1937), najwybitniejszy twórca polskiej muzyki w I połowie naszego stulecia. Urodził się w Tymoszówce, majątku swych dziadków w guberni kijowskiej na Ukrainie, w rodzinie bardzo muzykalnej: jego o rok starsza siostra Stanisława Korwin-Szymanowska została świetną śpiewaczką, brat Feliks - dobrym pianistą. Mając wrodzony talent kompozytorski i wielkie zamiłowanie do muzyki, Szymanowski studiował w Warszawie u Zygmunta Noskowskiego; jednocześnie związał się z grupą przyjaciół-kompozytorów (Grzegorz Fitelberg, Apolinary Szeluto, Ludomir Różycki) walczących o wspólny cel: o dotrzymanie kroku wielkim przemianom, jakie zachodziły wówczas w muzyce zachodnioeuropejskiej, a także o wprowadzenie nowej polskiej muzyki na - przynajmniej na krajowe - estrady koncertowe. W czwórkę utworzyli w Berlinie spółkę nakładową publikującą ich (i nie tylko ich) utwory, a także doprowadzili w Warszawie (w roku 1906) do koncertu kompozytorskiego ich grupy, zwanej później Młodą Polską w muzyce. Koncert przyjęty przychylnie przez publiczność, przez krytykę oceniony został kontrowersyjnie; niektórzy witali w Szymanowskim nowego geniusza muzycznego, inni jednak wyrażali się o jego twórczości sceptycznie, a niedocenianie jego muzyki przez wpływowe warszawskie środowisko muzyczne miało się z czasem pogłębiać i towarzyszyć mu właściwie do końca życia. Honorowany za granicą, w ojczyźnie powszechne uznanie zyskał dopiero... po śmierci.

W roku 1912 Szymanowski zawarł umowę wydawniczą z wielką firmą wiedeńską Universal i wyjechał w dłuższą podróż zagraniczną (Włochy, Sycylia, Afryka, Londyn, Paryż); znalazła później ta podróż wyraźne odbicie w jego muzyce. Lata wojny 1914-18 spędził w rodzinnej Tymoszówce, sporo komponując, natomiast z początkiem lat 1920 znów często koncertował w świecie (USA, Londyn, Paryż), będąc doskonałym pianistą-interpretatorem własnych dzieł. Po powrocie do kraju mieszkał przez Jakiś czas w Zakopanem, gdzie fascynował go góralski folklor muzyczny, a w roku 1927 przyjechał ponownie do Warszawy, obejmując stanowisko dyrektora Warszawskiego Konserwatorium. Do tej decyzji swego przyjaciela nieufnie odniósł się Jarosław Iwaszkiewicz, pisząc w "Wiadomościach Literackich" m. in.: "Czy artysta stojący u szczytu twórczości, tworzący dzieła najdojrzalsze ma prawo kłaść w poprzek swej drogi ciężar zadań poniekąd mu obcych - pozwalamy sobie wątpić poważnie. A droga, na którą wkroczył, nie będzie łatwa. Małe poszukiwania w pokątnych zaułkach naszego miasta zdają się świadczyć o zorganizowanej kampanii ciemnogrodzkiej. Tymczasem musi przystąpić do bezwzględnej walki. I o co? O stajnię Augiasza, jaką Jest Konserwatorium? Czy nie lepiej byłoby tu związać siły kogoś, kto do niczego innego nie Jest już zdolny?".

Istotnie, "zorganizowana kampania" przeciw Szymanowskiemu była faktem, i podziwiać należy, że mimo to znakomity kompozytor wytrwał w Konserwatorium aż pięć lat. Czara goryczy przelała się dopiero w roku 1932; Szymanowski ogłosił wówczas w prasie oświadczenie, w którym m. in. napisał: "Bawiąc od pewnego czasu dla celów kuracyjnych w Zakopanem, dziś dopiero wyczytałem w porannych pismach wiadomość o przeniesieniu przez pana Ministra WRiOP, na wniosek obradującej obecnie w Państwowym Konserwatorium komisji reorganizacyjnej, w stan nieczynny kolegów moich, profesorów w tejże uczelni: Grzegorza Fitelberga, Ludomira Różyckiego, Kazimierza Sikorskiego i Władysława Raczkowskiego. W związku z tym skierowałem niezwłocznie na ręce p. Ministra WRiOP podanie o zwolnienie mnie z zajmowanego dotychczas stanowiska..."

Odtąd Szymanowski rozgoryczony, i jak gdyby osamotniony w walce o nową polską muzykę, poświęcił się wyłącznie komponowaniu i koncertowym podróżom zagranicznym. Po to, aby zdobywać pieniądze, z którymi nigdy nie było u niego najlepiej, ale i po to, by w zagranicznych kurortach ratować coraz bardziej pogarszające się zdrowie. Atakowany przez gruźlicę, ostatnie dni życia spędził w sanatorium du Signal pod Lozanną, w Szwajcarii; stwierdzono tam u Szymanowskiego również raka krtani, który ostatecznie spowodował śmierć kompozytora - w niedzielę wielkanocną, 29 marca 1937, o północy. Ciało zmarłego sprowadzono do Polski i wyprawiono Szymanowskiemu dwa niesłychanie' uroczyste pogrzeby: jeden w Warszawie, drugi w Krakowie, gdzie ostatecznie pochowano go wśród grobów zasłużonych, w kościele na Skałce.

Twórczość Szymanowskiego - najcenniejszą i najbogatszą w polskiej muzyce, w okresie od Chopina po Lutosławskiego i Pendereckiego - podzielić można na 3 zasadnicze okresy: "romantyczny", kiedy pozostawał jeszcze pod wpływem Liszta, Skriabina, Mahlera, a W późniejszych latach zwłaszcza pod wpływem Richarda Straussa; "impresjonistyczny", nie powielający jednak, lecz twórczo rozwijający stylistykę impresjonizmu; "narodowy", charakteryzujący się najczęściej artystycznym, indywidualnym przetwarzaniem folkloru góralskiego.

Z bardzo różnorodnej stylistycznie muzyki Szymanowskiego w repertuarze - niestety, głównie polskich - orkiestr i instrumentalistów pozostają przede wszystkim 2 koncerty skrzypcowe, IV Symfonia na fortepian i orkiestrę, Stabat Mater na głosy solowe, chór i orkiestrę. III Symfonia (Pieśń o nocy) na glos solowy, chór i orkiestrę. Największym powodzeniem cieszy się niezmiennie balet "Harnasie" (1931), natomiast słabszy oddźwięk zyskały obie jego opery: "Haglth" (1922) i "Król Roger" (1926), chociaż ta druga - to niewątpliwie najwybitniejsza polska opera w długim okresie od Moniuszki po Pendereckiego.

HISTORIA UTWORU: Praca nad "Królem Rogerem" postępowała powoli; pierwsze szkice libretta Jarosław Iwaszkiewicz przesłał Szymanowskiemu jeszcze w czerwcu 1918, z kolei Szymanowski parę miesięcy później przedstawił pisarzowi swoją wizję tekstu (libretto obaj firmują swymi nazwiskami), no i - zabrali się do pracy, którą ukończyli dopiero po sześciu latach, w roku 1924.

Najbardziej opornie szło właśnie pisanie libretta; wielokrotnie je przerabiano, zmieniano koncepcję poszczególnych postaci, coraz bardziej kamuflowano przesłanie utworu, tak, że w końcu - jak przyznał Iwaszkiewicz - "jeżeli chodzi o "Króla Rogera", to użyłbym dzisiaj ordynarnego wyrażenia, żeśmy "przefajnowali" tę sprawę...". Istotnie, libretto Jest najsłabszym elementem całości. Wydaje się, iż tak silnie je pogmatwano, że ostatecznie ukończono je, byle tylko w ogóle jakoś zakończyć, zwłaszcza iż obaj twórcy w końcowej fazie przedłużającej się pracy daleko już odeszli od swych początkowych zamierzeń i idei, mieli już w głowie inne pomysły, nęciły ich nowe, zupełnie odmienne dzieła, a nie prześladujący ich od sześciu lat "Roger", w liście do Adolfa Chybińskiego (1923) Szymanowski pisał wręcz z irytacją: "Muszę sobie znów trochę góralszczyzny zastrzyknąć, bo wyrafinowanie Pasterza, nad którym ciągle ślęczę, aż mnie dławi!".

Niemniej partytura "Rogera" okazała się dziełem wspaniałym, na wskroś oryginalnym, niewątpliwie najwybitniejszym - obok "Harnasi" może - dziełem Szymanowskiego. Słusznie pisał Bohdan Pociej: "W tej partyturze najpełniej realizuje się osobowość kompozytora; ktoś, kto by nie znał innych utworów Szymanowskiego, tutaj wszystkiego może się dowiedzieć - muzyczny autoportret twórcy jest tu maksymalny, bogaty w kolory i odcienie". Jest ta muzyka zarazem znakomitym wykładnikiem epoki, u schyłku której powstała: dekadenckiej epoki przerafinowania, przeestetyzowania, maksymalizmu doznań i przeżyć. I dla walorów partytury przymyka się oczy na mielizny libretta, i jednak do "Rogera" się wraca...

Premiera odbyła się w warszawskim Teatrze Wielkim, 19 VI 1926; dyrygował Emil Młynarski, Rogera śpiewał Eugeniusz Mossakowski, Roksanę - Stanisława Korwin-Szymanowska (siostra kompozytora), Pasterza - Adam Dobosz. Utwór przyjęto kontrowersyjnie i ten stosunek do naszej najwybitniejszej opery po Moniuszce, a przed Pendereckim, utrzymuje się właściwie do dziś - jej kolejne inscenizacje na ogół nie odnoszą sukcesów, o co winić trzeba przede wszystkim trudne w percepcji, bo niejasne i nieciekawe libretto.

TREŚĆ UTWORU: Sycylia, XII w. Nieznany nikomu Pasterz głosi wiarę w "nowego boga", zyskując coraz więcej zwolenników. Król Roger na żądanie kapłanów zamierza go uwięzić, za nieznajomym wstawia się jednak żona Rogera, Roksana, prosząc, by Roger sam najpierw wysłuchał Pasterza. Głoszona przez niego pochwała wiecznej miłości - jako nowej religii - bulwersuje Rogera, urzeka natomiast Roksanę. Król każe uwięzić nieznajomego, on jednak zrywa wszelkie więzy i odchodzi, a wraz z nim odchodzą oczarowani jego nauką dworzanie i... Roksana. Roger podąża za nimi, aby odszukać i odzyskać żonę; wśród ruin starożytnego teatru Pasterz przemienia się w boga starożytnej Grecji, Dionizosa, a jego orszak - w bachantki i menady. W ich ekstatycznym, wyzwolonym tańcu uczestniczy także Roksana, po czym odchodzi wraz z nimi. Roger zostaje sam, ale opierając się pokusom Dionizosa, odnalazł siebie, odnalazł własne człowieczeństwo.

INSCENIZACJA Andrzeja Majewskiego w warszawskim Teatrze Wielkim nie jest właściwie nowa, pochodzi z roku 1983 i była już omawiana pokrótce na łamach Przekroju, natomiast nowa jest reżyseria Laco Adamika, który w nakreślonych z grubsza przez Majewskiego i Satanowskiego ramach (w dawnych, ascetycznych, lecz pięknych dekoracjach i kostiumach) przepracował całość, czyniąc ją niewątpliwie bardziej przejrzystą, bardziej nasyconą sceniczną akcją, łatwiej pozwalającą widzom przyswajać sobie sens poszczególnych sytuacji. Walory nowego kształtu "Rogera" na warszawskiej scenie podnosi nowa choreografia Hanny Chojnackiej, a trzeba również podkreślić drobną, lecz bardzo korzystną kosmetykę partytury dokonaną przez Roberta Satanowskiego, który bardzo subtelnie i bardzo sensownie oczyścił ją z tego, co zamazywało lub wręcz ukrywało istotę muzyki Szymanowskiego.

Oczywiście i te retusze nie uratowały całości, bo w pełni uratować jej - moim zdaniem - przy tym libretcie się nie da, natomiast wyraźniej odsłoniły i przybliżyły całe piękno znakomitej muzyki. Satanowski - najbardziej konsekwentny, wytrwały entuzjasta i propagator (w kraju i za granicą) "Króla Rogera", przygotował tę swoją kolejną premierę opery Szymanowskiego z nad wyraz wnikliwym, precyzyjnym odczytaniem intencji kompozytorskich, a przede wszystkim z autentyczną żarliwością, z ładunkiem emocjonalnym, będącym tutaj podstawą dobrego wykonania. "Król Roger" - to już w tej chwili wirtuozowski popis i Satanowskiego, i orkiestry Teatru Wielkiego, wywierający wrażenie tym większe... im lepsi są na scenie soliści. Szymanowski nie pisał tu dla głosów muzyki ulgowej, ani też nie pisał partii efektownych; poza jedną Pieśnią Roksany, trudno w "Rogerze" oczekiwać braw przy otwartej kurtynie, zaś wysiłek w przygotowanie roli trzeba włożyć znaczny. Myślę jednak, że w Warszawie ukształtowała się już obsada zdolna w pełni udźwignąć trudności i oddać wszelkie uroki czołowych partii "Rogera": Barbara Zagórzanka znakomicie śpiewająca Roksanę, Florian Skulski - Roger, i Stanisław Kowalski - Pasterz. W ustawieniu Laco Adamika i przy ich własnych predyspozycjach wokalno-aktorskich wydaje mi się tych troje bodaj najbardziej wiarygodnymi, najbardziej "żywymi" postaciami "Rogera", jakie dotychczas oglądałem; zawsze przecież tak o to w tej operze trudno...

Polska literatura operowa nie jest, niestety, bogata, dlatego wysoko cenić trzeba wysiłki utrzymania w repertuarze i spopularyzowania "Rogera" - praktycznie biorąc jedynej naszej opery I połowy XX w., która naprawdę na to zasługuje. Stale jednak nurtuje mnie myśl, iż kto wie, czy nie powinno się poczynić kroków bardziej radykalnych i generalnie wyremontować libretto; po prostu - mówiąc otwarcie - napisać je na nowo. Obawiam się bowiem, że wszelkie półśrodki niewiele w rezultacie dadzą, że "Roger" - mimo pięknej, barwnej, intrygującej muzyki, pozostanie nadal operą dla bardzo wąskiego kręgu słuchaczy. Chyba szkoda?...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji