TEATR KAMERALNE
Na temat przeróbek teatralnych wylano już morze atramentu. Można wylać drugie i trzecie morze. Można wykazać, że niema sensu przeróbka powieści psychologicznej, obyczajowej na rwane sceny. I to sceny wyposażone w takie rekwizyty techniki teatralnej, jak... monologi, objaśniające sytuację. Nie przerabia dziś nikt pakownego tramwaju elektrycznego, chodzącego po ustabilizowanych szynach, na dyliżans o fantazyjnej trasie kursu.
Choć to pozornie inna dziedzina, nic ze sztuką nie mająca wspólnego, ale są pewne prawa czasu i ekspresji zarówno dotyczące techniki, jak i sztuki teatralnej. W Annie Kareninie dziś już jest wiele walorów z punktu widzenia obyczajowego nieistotnych, przestarzałych. - W powieści te same wartości, traktowane jako duch epoki, duch tołstojowskiej mistyki są interesujące, a nawet wzruszające. Przeniesione dziś na scenę - nie mówią nic. Niema w nich stylizacji. Niema kultu przeszłości, występuje natomiast banalność i niedające się zaprzeczyć zwulgaryzowanie silnie skonstruowanej i głęboko postawionej na owe czasy powieści Tołstoja. Te wszystkie usterki dotyczą oczywiście tylko przeróbki. Teatr nie zawinił tu nic. Wystawia się przeróbki, bo... nadmiaru sztuk dobrych niema. Tu mały nawias.
(Zwracamy uwagę dyrektorowi Adwentowiczowi na wydany przez "Świat", a niegrany dramat ś. p. St. Szpotańskiego p. t. "Świątkarz". Tam jest rola właśnie dla Adwentowicza. A utwór Szpotańskiego zasługuje na wystawienie).
Repertuarowe więc braki zmuszają do wystawiania przeróbek. Anna Karenina na scenie teatru Kameralnego, to świadectwo ambicji i artystycznych aspiracji. Wystawienie bez sceny obrotowej, na płytkiej scenie, bez udoskonaleń technicznych dziewiętnastu odsłon - to wyczyn godny uznania. Walczący z warunkami teatr Adwentowicza chwilami cofa nas do tych wspomnień apostolstwa teatralnego, kiedy to na wozie i dryndulce, w stodole i stołecznym Zembrzydowie, zapalano "teatru kaganiec".
W miarę skromnych środków Annę Kareninę wystawiono poprawnie. Adwentowicz stworzył bardzo plastyczną, przekonywającą i wzruszającą chwilami postać Karenina. Rola przeprowadzona była konsekwentnie. Suchy, nieprzyjemny człowiek też może cierpieć, też może mieć przebłyski wzruszającej szczerości - te cechy przekonywająco i artystycznie bardzo starannie i szlachetnie wydobył Adwentowicz.
Grywińska jako Anna Karenina miała trudne zadanie. Rola w przeróbce jest zaledwie naszkicowana i to naszkicowana dość niedbale. Grywińska inteligentnie walczyła z tem kłopotliwem zadaniem, nie mogła jednak stworzyć roli, nieistniejącego nastroju sztuki i uporać się z techniczną starzyzną ekspresji przeróbki. Strachocki w roli Wrońskiego nie czuł się najlepiej. Nadużywał efektu swego pięknego głosu. Żywej szczerości w jego słowach, pomimo dużego umiaru nie było. Chwilami miało się wrażenie, że ten zdolny artysta zasłuchiwał się w dźwięk swego głosu, sam ciesząc się jego brzmieniem. Z pracowicie i sumiennie przygotowanego zespołu na wyróżnienie zasłużyła przedewszystkiem p. Zawiszanka, którą cechowały naturalna prostota oraz inteligentnie prowadzony djalog.