Artykuły

W Opolu bez Grand Prix

O XXXI Opolskich Konfrontacjach Teatralnych Klasyka Polska pisze Tomasz Mościcki w Odrze.

Tegoroczny, 31. już festiwal "Konfrontacje Klasyka Polska" w Opolu zakończył się werdyktem-niespodzianką. Jurorzy wyłonili najciekawsze przedstawienie, obsypując je deszczem nagród, mimo to zabrakło nagrody głównej, czyli Grand Prix. Jury, któremu w tym roku przewodniczył Krzysztof Zaleski, uznało bowiem, że zabrakło w tym roku przedstawienia, które zasłużyłoby na nagrodę najwyższą, gdyż ta powinna przypadać dziełom stojącym ponad wysokim nawet poziomem.

Mimo braku Grand Prix zespól wałbrzyskiego Teatru im. Jerzego Szaniawskicgo może czuć się w pełni usatysfakcjonowany. "Iwona, księżniczka Burgunda" [na zdjęciu] Witolda Gombrowicza przygotowana przez Artura Tyszkiewicza, przedstawiciela młodej generacji reżyserów, była zdecydowanym faworytem tegorocznego Festiwalu. Świadczył o tym nie tylko wspomniany werdykt - temu bowiem przedstawieniu przyznano najwięcej nagród (najlepszy spektakl, reżyseria, choreografia, scenografia, nagroda za najlepszą role męską) - ale i zainteresowanie publiczności, która po spektaklu tłumnie zjawiła się na spotkaniu z artystami. Spektakl Tyszkiewicza jest dziełem wyjątkowym - i to nie tylko w wałbrzyskim teatrze, od kilku sezonów z sukcesem płynącym bystrym ostatnio nurtem społecznym na naszych scenach. Wyjątkowość tego przedstawienia polega także i na tym, że - by trzymać się "hydrologicznych" metafor - w powodzi bylejakości zalewającej od kilku lat polski teatr pojawiło się przedstawienie na wysokim zawodowym poziomie, zaskakujące interpretacją, dowcipnie odwołujące się do modnych obecnie trendów, pastiszujące niekiedy Almodóvara, nawiązujące do burleski, wciąż jednak wierne literze tekstu Gombrowicza.

Tegoroczny opolski festiwal był zapowiedzią tego, co czeka nas w przyszłym roku. Sezon 2006/2007 upłynie pod znakiem stulecia śmierci Stanisława Wyspiańskiego. Opolskie Konfrontacje były małym festiwalem twórczości tego wizjonera sceny - zaprezentowano bowiem aż trzy realizacje jego sztuk. Lubelski Teatr im. Osterwy przyjechał z "Sędziami" w reżyserii Anny Augustynowicz, przedstawieniem utrzymanym w poetyce uprawianej przez reżyserkę od wielu lat: wychłodzoną, zdystansowaną grą aktorską, oszczędną, monochromatyczną scenografią. Gospodarze, czyli Teatr im. Kochanowskiego, w czasie festiwalu zagrali premierę "Odysa" w reżyserii Bartosza Zaczykiewicza, solidne przedstawienie, które nie przypadło do gustu opolskim jurorom (werdykt bowiem zupełnie je pominął). Trzecią realizacją Wyspiańskiego, która wzbudziła wśród widzów najwięcej - najczęściej negatywnych - emocji, było "Wesele" Rudolfa Zioły z Teatru Wybrzeże; przedstawienie to na dobrą sprawę nie spełnia podstawowych kryteriów zawodowego teatru, co jest zresztą przyjmowane przez pewną wpływową część polskiej krytyki teatralnej za obowiązujący wyznacznik tego, jak powinno się dziś wystawiać rzekomo "zmurszałe" dramaty, nie pasujące do postulowanej "współczesności i nowoczesności".

Pechowcem tegorocznych Konfrontacji był Juliusz Słowacki. I to nie tylko dlatego, że dwa przedstawienia oparte na jego tekstach nie doczekały się nagrody za reżyserię i inscenizacyjny kształt. Jan Klata bezskutecznie objeżdża ze swoim "Fanta$ym" całą Polskę (o czym pisałem już w marcowym numerze "Odry"). W Opolu nie było wściekłości, protestów. Spektakl skwitowano całkowitym milczeniem. Trudno dotkliwiej.

"Ksiądz Marek", wyreżyserowany przez Michała Zadarę w krakowskim Starym Teatrze, doczekał się nagrody jedynie za rolę Judyty zagraną przez młodziutką Barbarę Wysocką. Artystyczny poziom tego przedstawienia, nonszalancja w stosunku do arcytrudnej frazy Słowackiego, unieważnianie metrum wiersza, całkowita prywatność i nieporadność zespołu aktorskiego zwalniałyby z zajmowania się spektaklem Zadary, jednak skandaliczna wymowa tego przedstawienia, prostacka teza fałszująca najnowszą historię Polski - nie pozwalają pominąć go milczeniem całkowitym. Zadara przeniósł epizod z konfederacji barskiej w wydumane realia powstania warszawskiego; chłopcy z biało-czerwonymi opaskami na ramionach to tu prymitywy o mentalności bywalców meczów piłki nożnej, w dodatku patologicznie antysemiccy, zajmujący się obdzieraniem trupów zabijanych przez siebie ludzi. Podobny obraz Armii Krajowej kolportowany był kilkadziesiąt lat temu w stalinowskich "przekaziorach". Dziś ten obraz polskiej historii pokazuje na narodowej scenie przedstawiciel pokolenia trzydziestolatków. Ludzie teatru nie protestują, gazety zachłystują się pochwałami.

Ten "Ksiądz Marek" nie jest odosobnionym wybrykiem niedouczonego reżysera i dyrektora Starego Teatru wciąż szukającego poklasku. To część szerszego procesu odcinania się od własnej historii i zapominania o niej. Trzeba z nią dyskutować, zadawać trudne pytania, otwierać drzwi, za którymi spoczywają sprawy niejasne i niejednoznaczne. Tylko, na Jowisza, do ich otwierania należy używać delikatnych narzędzi i ludzi o sporym intelekcie, a nie młodzieńców o mentalności buldożera!

Nie było na tych Konfrontacjach spektakli z Warszawy, co pewnemu młodocianemu postulatorowi nowej teatralnej rzeczywistości (opisanemu przeze mnie w tej samej marcowej "Odrze") dało asumpt do sformułowania nieprawdziwej diagnozy, że stołeczne sceny nie mają do zaprezentowania nic ciekawego. To oskarżenie skierowano w niewłaściwą stronę. To w Warszawie, na scenie na Wierzbowej, odbyła się jedna z najważniejszych premier tego sezonu; "Ślub" w reżyserii Jerzego Jarockiego. To w Narodowym wciąż grane jest ostatnie przedstawienie Jerzego Grzegorzewskicgo, w którym mówi się Wyspiańskiego. To wreszcie w Teatrze Polskim, szczególnie znielubianym przez najmłodszych recenzentów, grany jest "Kordian" w reżyserii Pawła Passiniego, przedstawienie nieudane, lecz z pewnością nie gorsze od "Księdza Marka" czy "wydzierków" ze Słowackiego produkcji Jana Klaty.

Czemu na Konfrontacjach zabrakło tych przedstawień? O to należy zapytać Jacka Sieradzkiego, Tadeusza Kornasia i Krzysztofa Mieszkowskiego, czyli członków rady programowej festiwalu. Nie są to debiutanci, a ich nieskazitelny smak, intelekt i znajomość spraw teatru oraz kompetencja w każdym calu wzbudzają szacunek w całym środowisku. Czego nie zmieni nawet ten dziwaczny wybór. Świat teatru ma wciąż liczne tajemnice.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji