Artykuły

Świat teatru

TEATR NOWY. "Powrót Mamy", komedja w 3-ch aktach Marji Jasnorzewskiej. Reżyserja Z. Ziembińskiego. Dekoracje St. Jarockiego.

Kiedy na scenie spotykamy Papę i syna przy odprawianiu zalotów, to mimo-woli nasuwa się pytanie: czem się różnią ich donżuanerje?

Dwa pokolenia w zalotach - to jakby nieco płycej ujęty problemat - starzy i młodzi. Takie pytania pozornie mogłaby wywoływać komedja Jasnorzewskiej. Możeby na tem pogłębieniu sztuka zyskała - ale autorka uchyliła się od tego zagadnienia. Rezonujący papa - na temat, jak powinien zachowywać się dżentelmen wobec kobiety, o którą się ubiega, krytykujący nawet ostro wątpliwe metody syna - nie może być przekonywujący, z chwilą gdy widzimy jego totumfacko-głupie zachowanie się, wówczas gdy on sam znajduje się ,,in flagranti". Dżentelmen przedewszystkiem musi mieć łut odwagi. Jasnorzewska nie chciała ani pogłębiania zagadnienia, ani zaostrzania konfliktu. Zamiast konfliktu dała nam same ujemne typy! Taką galerję figur ujemnych ukazała nam autorka - ni to jako zbiór do wyszydzenia, ni to jako exemplum czasu. O to musimy mieć do niej żal. Bo dobre zarysowanie każdej z postaci w momencie, gdy zaczyna działać; zbudowanie wielu scen z niewątpliwym nerwem scenicznym dowodziło, że gdyby autorka nie ograniczyła się do szkiców, które szybko zostały ,,puszczone i zostawione samopas z aforyzmową gadatliwością, to mogliśmy byli zbogacić polski repertuar komedjowy o dobrą, pełną werwy komedję.

Jedyną postacią nie ujemną jest Matka - dla niej autorka znajduje tony ciepłe. Widzimy przynajmniej jedną kobietę normalną, niepozbawioną wdzięku, posiadającą zdrowy sąd i życiowy charakter. Ujemnym byłoby może jedno - że tak wychowała swe dzieci. Zarówno bowiem syn jak i córka mają być ultra współcześni, a więc stali się wyznawcami haseł: wygoda i zadowolenie. Oczywiście po tej linji idą, aż do cynizmu. Papa - bałwan major zaleca się do kobiety rzekomo życiowo mądrej. Chwyta ona starszego pana nietyle do swej alkowy, ile do cnotliwego ołtarza. Pragnie z nim mieć dom. Na to trzeba ten dom odebrać Matce. Wówczas w obronie rzekomo Matki a w' istocie Domu - jako instytucji-występuje bałwan - minor - syn. Syn, którego akcja w sztuce sprowadza się do dyktowania siostrze grubjańskich listów miłosnych do "uganiających" się za młodzieńcem heter z towarzystwa. Do robienia zawodu zamówionym "damom" i do prowokalorskiego wciągnięcia w dezabil łowiącej ojca "demonicznej" Djany. Milczał młodzieniec, dopóki papa "polował w innym rewirze", jak określa mniej więcej rodzicielskie zrywy - ale skoro papa stał się zwierzyną, a potulna łania wkroczyła w domowe progi i stała się... Djaną, święty ogień oburzenia kazał młodzieniaszkowi stać się katonem... nieprzebierającym w środkach.

Upił dziewicę, kazał się jej rozebrać i w tym dessous odsłonił ją papie. Demoniczna spryciara - zaborcza Djana, okazała się poprostu "słabą głową" - po trzech kieliszkach koniaku rozbiera się zupełnie altruistycznie.

Złą jest metodą dawanie autorom rad - ale gdyby nie było tych trzech golniętych kieliszków koniaku, jako przyczyny - ileżby ciekawych sytuacji z tego samego miłosnego prowokatorstwa można było stworzyć. Autorka świadomie czy też przez pewną nonszalancję pisarską nie poszła po drodze kontrastów, konfliktów - upewniła nas, że ma nerw sceniczny, że umie stawiać postacie - aby im później pozwolić hasać luzem. W komedji Jasnorzewskiej jest wiele pierwiastków, sytuacji, które prosiły się o wypolerowanie, o pieczołowitość - tego im autorka niestety odmówiła. Staranna praca reżyserska p. Ziembińskiego była widoczna. Zresztą młody ten artysta należy do zdolniejszych reżyserów' i aktorów. Tylko... tylko obecnie uzyskał na nowo prawo obywatelstwa system jednoczesnego reżyserowania i grania. To na czemś musi się zemścić. Było widoczne, że w trosce o zespół Ziembiński nie miał czasu na wyretuszowanie wielu swych szczegółów. Stąd niewątpliwie płynęła jego nierówność, nadmierna krzykliwość i ciągły denerwujący śmiech w momentach, gdy miała być "żywa akcja". Zbyt dobry i zdolny to artysta, by sam tego nie spostrzegł na następnych przedstawieniach. Na pierwszy plan zespołu wybiła się Gellówna: miała umiar, wdzięk, naturalność. Jej "Matka" była bez zarzutu i koncentrowała na sobie sympatję widowni - o co zdaje się autorce chodziło.

W roli "Djany", wyrachowanej łowczyni domu i zamożnego męża, debiutowała na scenach T. K. K. T. Janina Piaskowska. Był to jeszcze jeden przykład niewłaściwego obsadzania młodych artystek. Przykładów takich w ubiegłym sezonie mieliśmy kilka. Piaskowska ma warunki do ról głębszych, wymagających inteligencji, umiejętności cieniowania. Nagle kazano jej ukazać się w roli ni to hetery, ni to wydry! To nie jest aktorka do ról kokocich, gdzie argumentem ma być dessous lub uwidoczniona noga od małego palca aż do biodra. Ze swej niewłaściwej roli Piaskowska wybrnęła zupełnie dobrze, miała umiar (ale ten umiar szkodził roli, według której papę - zalotnika winna była olśniewać) wydobyła tony głębsze i wykazała swe zdolności. Ale- takie obsadzanie - to krzywda dla aktorki i autora. Grabowski - poszedł zanadto po linji groteski, choć widoczne było, jak trzymał się w cuglach, ale mimo to czuło się wysiłek tego zdolnego artysty. Doskonały epizod stworzyła Żabczyńska. Kamińska wykazała naturalność i umiejętność djalogu, Żukowski jako głupawy sportowiec dobrze dociągnął się do całego zespołu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji