Artykuły

Szekspirowskie "Co chcecie"

Utarło się w naszych teatrach przekonanie, że Szekspira nie wypada traktować z przymrużeniem oka. Wszystko bardzo, albo przynajmniej w miarę, poważnie, tradycyjnie, konwencjonalnie, z całym pietyzmem dla wielkości jego dzieł.

Kazimierz Braun i zespół wrocławskiego Teatru Współczesnego są wobec widza i Szekspira przekorni. W ich przedstawieniu wszystko stało się zabawą, grą, która trwa wiecznie, ułudą bezkonfliktowości świata, który rozpływa się w pozorach i fałszu. Nie ma tu pomostów - albo tylko pozornie ich nie ma - między jawną sztucznością i konwencją teatru a wewnętrzną prawdą bohaterów i ludzką prawdziwością ich sytuacji, bo konwencją jest wszystko. I świat, i scena. "Nie cały świat jest, oczywiście, sceną, ale trudno jest sprecyzować, w jakim sensie właściwie nie jest" - pisał Erving Goffmann w "Przedstawieniu własnej osoby w życiu codziennym". Mottem i kwintesencją tego, co chciał Kazimierz Braun przekazać, są stówa Błazna Feste: "Komedia skończona i co dzień zaczyna się gra". Gra słów, czynów, gestów, gra "w" i gra "między". Nie ma tu podziału na scenę i widownię. Wszystko jest albo sceną, albo widownia, albo tym i tym jednocześnie. Zależnie od sytuacji, zależnie od potrzeb. Ta grą może jednych bawić, innych niepokoić, jeszcze innych przerażać. Tylko... związani, spleceni z sobą wspólnotą organiczną nie jesteśmy w stanie się od niej uwolnić i pozorów zastąpić prawdą. Zresztą - gdzież jest ta prawda, gdy wszyscy zawsze przywdziewamy kostium?

Szekspirowska komedia stała się pretekstem do wspólnej - widzów i aktorów - zabawy, do kpiny z wszystkich teatralnych bogów: konwencji, tradycji, stylowości, obowiązku prezentowania lektur i nauczania maluczkich - co to jest teatr, co to jest Szekspir itp. Jednocześnie w spektaklu tym aktorzy pokazali swe umiejętności warsztatowe, z którymi - jak wiemy - na ogół w teatrach najlepiej nie jest. Tutaj z ćwiczenia zespół wyszedł zwycięsko. Aktorzy śpiewali i tańczyli z dużą swobodą, wykazując jednocześnie sporo inwencji w sferze improwizacji, zabawy "na luzie", przełamywania barier między sceną a widownią, "brudzenia" tzw. czystości gatunkowej, która często jest tylko i wyłącznie poprawnością. Udowodnili, że ciekawszy jest teatr "bałaganiarski" (pozornie, bo spektakl był w swoisty sposób uporządkowany), pełen ruchu i życia, niż czysty, klarowny, utrzymany w majestacie stylu, konwencji i tradycji, ale martwy. Braun postawił sobie za zadanie "zbrukanie" Szekspira po to, aby ukazać jego olbrzymie możliwości teatralne, aby uwolnić spojrzenie na teatr Szekspirowski od monotonii stereotypu.

Wśród postaci "Wieczoru trzech króli" wyeksponował Malwolia, donosiciela, majordomusa Olivii, ubierając go w kostium dygnitarza. Nie stał się on jednak tak ważny, by coś z tego wynikało. Nie prowokował do żadnych głębszych rozważań czy dyskusji. Po prostu taki był: mały, nikczemny sobie człowieczek. Ot, zauważyło go się i koniec. Był to zresztą zabieg celowy: wyeksponować postać tak, aby tylko była. Tutaj, teraz, w tym kostiumie. Braun pokazał, jak niewiele trzeba, aby nawet Szekspirowska komedia stała się utworem koniunkturalnym, w sensie aktualności a propos.

Reżysera i realizatorów w zasadzie bardziej obszedł drugi człon tytułu komedii - "Co chcecie" - niż sam "Wieczór trzech króli". Chcieli po prostu raz pójść na wzbronioną przez wszelkie konwenanse schadzkę z Szekspirem, zobaczyć, co się za tym koturnem i piedestałem kryje. Dojrzeli tam przede wszystkim wspaniałą zabawę, dowcip, humor, a także gorycz, gorycz, że świat jest taki, jaki jest. Genialność Szekspira polega m. in. i na tym, że w jego utworach tkwi immanentnie wielki potencjał inscenizacyjny. Tę zaletę głównie podkreślił spektakl Teatru Współczesnego. Znalazły się w nim bowiem i chwyty z teatru dell'arte, i prawdziwie szekspirowskiego rodem ze sceny elżbietańskiej, i brechtowskiego, i z teatru wspólnoty twórcy widowiska. Braun pokazał, że może to być utwór dawny, XVII-wieczny, zaprezentowany w kostiumie i sztafażu "z epoki", może to być sobie zwykła, zabawna, stylizowana komedia, może też być utwór bardzo na czasie w każdej chwili dziejowej; Wystarczy wyjąć z ram odpowiednią postać, nawet nie zmieniając tekstu - np. Malwolia. Wiele stylów, wiele konwencji, poetyk, gatunków i... jeden "Wieczór trzech króli" to wszystko pomieścił?!

Szekspirowskiej komedii omyłek i przebieranek Kazimierz Braun nie wypełnił ważną czy istotną treścią, tzn. nie eksponował słów i ich znaczeń. Raczej ukrył je za supermoderne formą. Nie znaczy to, że ich nie było. Były, ale jako element gry. Potraktował utwór jako pole eksperymentalne. Zabawił się w maga, który w każdej chwili z kieszeni wyciągnie co innego: to królika, to mysz, to gołąbka, zależnie od zachcianek tych, którzy podjęli ryzyko wspólnej zabawy, wspólnej gry.

Bardziej serio są tu tylko dwie postacie: Błazen, co wynika z samej konstrukcji Szekspirowskiej komedii, i Malwolio, którego wydobył na główny plan reżyser spektaklu. I tu też jest pewna konsekwencja "królika z kapelusza": Co chcecie - błazna czy donosiciela? Służymy tym i tym. "Potrafię zemścić się na całej waszej bandzie" - to Malwolio mówi nie do swojej teatralnej kompanii, lecz do wszystkich. Zobaczył fałsz, pozory, grę, ale i padł ich ofiarą, świat zaś jest zbyt pochłonięty owymi pozorami stwarzanymi przez siebie, by obronił się przed naporem takich Malwoliów i błaznów. "Błazeństwo krąży nad światem jak słońce i zarówno wszystkim przyświeca".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji