Na głowę ze sceny
- Dzięki temu, co robię, zachowuję młodość ducha i ciała. Bo kto w moim wieku tańczy kankana? - mówi IRENA TELESZ, świętująca 40-lecie pracy twórczej aktorka Teatru im. Jaracza w Olsztynie.
Gdyby mogła Pani cofnąć czas o 40 lat, też wyszłaby Pani na scenę?
- No pewnie! To najpiękniejszy zawód na świecie. Mój syn Paweł też jest aktorem, drugi syn Piotr, co prawda normalny, ale za to wnukowie już grali. Marzę, by przynajmniej jedno z nich poszło w moje ślady. Ale to tylko jedna strona medalu. Zbliża się premiera, więc nie spałam całą noc, jestem bliska histerii. Wydaje mi się, że rola w "Bułhakowie" nie wychodzi mi, że jestem beznadziejna, że to już koniec.
Tak jest przed każdą premierą?
- Niestety, tak. Chodzę i truję wszystkim, że się wypisuję z tego zawodu, że najwyższy czas, bym odeszła. Potem się okazuje, że nie jest tak źle, że modlitwy do Matki Boskiej skutkują, chociaż oczywiście nigdy nie jest tak, jakbym chciała.
Perfekcjonistka?
- Nie, mam bardzo trzeźwe spojrzenie na siebie. Poza tym ciągle chcę udowodnić, że jestem coś warta. Byłam brzydką, rudą jak marchewka dziewczynką, miałam problem z łuszczycą. Rówieśnicy nie traktowali mnie poważnie. Do momentu, kiedy zaczynaliśmy bawić się w teatr. Wtedy zdobywałam władzę nad innymi, zaczynali mnie słuchać. Od dziecka uwielbiałam przebieranki, potem były konkursy recytatorskie, występy na akademiach. Ale nie myślałam o aktorstwie poważnie. Chciałam być geologiem, a najbardziej ekspedientką.
Dlaczego ekspedientką?
- Podobało mi się wydawanie reszty i odpowiedzialność za towar. Taka władza nad sklepem i klientem. Jejku, co ja znowu z tą władzą? W każdym razie jedynie na scenie mogę być sklepową, królową, sprzątaczką, lekarzem, pijaczką...
Zagrała Pani już wszystko, co chciała?
- Można tak powiedzieć. Całe życie marzyłam o roli Raniewskiej w "Wiśniowym sadzie" Czechowa. Nigdy jej nie dostałam, ale Bozia jest sprawiedliwa. Kostium, w którym się pojawiam w "Bułhakowie", to kostium Raniewskiej. Gram Olgę Knipper, żonę Czechowa, która w moskiewskim teatrze wciela się w moją wymarzoną postać! To taka piękna klamra w moim życiu zawodowym. Może znak, że tym razem jednak już powinnam odejść?
-I co Pani zrobi z tą swoją energią?
- Przede wszystkim jestem babcią, a dopiero potem aktorką. Ale rzeczywiście dzięki temu, co robię, zachowuję młodość ducha i ciała. Bo kto w moim wieku tańczy kankana? Jestem zawsze chętna do robienia kolegom kawałów w teatrze, na przykład podczas "zielonych" spektakli. W spektaklu "O co biega?", gdzie jest sporo duchownych, weszłam na scenę w stroju zakonnicy mówiąc, że biskup zapomniał brewiarza. Wszyscy na scenie zbaranieli. Miałam też spontaniczne wpadki. Zapomniałam w czasie premiery "Prezydentek" tekstu. Jeszcze dziś mnie nosi, jak o tym myślę. Ale ten zawód pozwala wciąż być dzieckiem, mieć oczy otwarte. W szkole średniej pisaliśmy swoje epitafia. Kolega wymyślił mi takie: "Tu jest grób Telesz Ireny, co na głowę spadła ze sceny". Chyba więc umrę na scenie. Albo przez stres przedpremierowy... Tadeusz Łomnicki miał abonament u szklarza, bo przed każdą premierą tłukł szyby z nerwów.
A Pani gdzie ma abonament?
- Mój mąż Stefan Burczyk jest taką moją szybą. To znaczy nie tłukę go, ale co się chłop nasłucha...
Życie też traktuje Pani jak teatr?
- Co to, to nie. Życie i każdy człowiek jest dla mnie ważny. Zawsze mam coś do załatwienia, do dania, nie przechodzę obojętnie obok żadnego nieszczęścia. Nie mogę pomóc wszystkim, ale na przykład jeśliby ktoś z okazji jubileuszu chciał mi dać kwiatka, to apeluję, żeby wpłacił na konto chociaż 10 zł (Fundacja Onkologia "Chcę im im pomóc", ul. Góreckiego 17,11-100 Lidzbark Warmiński, BRE Bank Oddz. Olsztyn, 19114011110000209038001001). Jak się uzbiera, to kupimy pompę infuzyjną dla oddziału onkologicznego w szpitalu dziecięcym. To apel od "Rudej" do wszystkich dobrych ludzi. Myślę, że jestem coś winna światu. W końcu zostałam cudownie uleczona z łuszczycy - swojego piętna, mam cudownych potomków, kocham swoją robotę i mogę się wyżyć w felietonach.
Wyżyć się również politycznie?
- Nie lubię ubliżać ludziom, chociaż uważam, że nie można być apolitycznym, jeśli się ma dzieci i chce, by żyły w normalnym kraju. Od Kongresu Liberałów w Gdańsku, a nawet od stanu wojennego jestem wierna Bieleckiemu i Tuskowi. Znów czuję, że powinnam być gdzieś blisko nich.
To dlaczego nie zaangażuje się Pani w politykę?
- Bo wolę być ekspedientką.
***
Role i nagrody
Aktorka, społecznik, przyjaciel Romów. Na scenie od 40 lat. Przed Olsztynem (1975) pracowała w Gdańsku i Grudziądzu. Stworzyła wiele niezapomnianych kreacji, za które otrzymała nagrody publiczności i krytyki. Są to m.in. Helena Modrzejewska w "Pani Helenie" Brauna, Eleonora w "Tangu" Mrożka, Gertruda w "Hamlecie" Szekspira, Olga w "Trzech siostrach" Czechowa, Jonaszowa w "Gorzkich żalach w dozorcówce" Csurki, Anastazja w "W małym dworku" Witkacego, Matka w "Balladynie" Słowackiego, Greta w "Prezydentkach" Schwaba, Pani Smith w "Łysej śpiewaczce" Ionesco, Mag w "Królowej piękności z Leenane" McDonagha, Maryjohnny Rafferty w "Czaszce z Connemar McDonagha. Jest laureatką plebiscytu "Teatralna Kreacja Roku" za role: Pani Smith w "Łysej śpiewaczce" (1994), Matki w "Balladynie" (1995) i Mag w "Królowej piękności z Leenane" (2003).
Na zdjęciu: Irena Telesz jako Olga Knipper w "Bułhakowie"