Artykuły

Obrachunki żydowskie

"1946" Tomasza Śpiewaka w reż. Remigiusza Brzyka z Teatru im. Żeromskiego w Kielcach oraz "Zapiski z wygnania" Sabiny Baral w reż. Magdy Umer z Teatru Polonia w Warszawie na XVII Festiwalu Prapremier w Bydgoszczy. Pisze Jarosław Reszka w Expressie Bydgoskim.

Festiwal Prapremier Przedstawienia przywołujące rok 1946 i 1968 kończą się publicystycznym nawiązaniem do współczesności

Widzowie obejrzeli dwa ważne spektakle w kontekście głównego tematu tegorocznego festiwalu: rozważań o nie/podległości Polski i w Polsce po 1918 roku.

Polski antysemityzm - mniejsza o to: rzekomy czy rzeczywisty - jest jak głowa hydry. Wiele razy wydawało się, że ta głowa została raz na zawsze ucięta, a ona niespodziewanie odrastała. Nawet fakt, że ostatnia duża grupa polskich Żydów na zawsze opuściła kraj pół wieku temu, sporu wokół stosunków polsko-żydowskich nie zamknął. Są one żywe także w teatrze.

"1946" [na zdjęciu] - taki tytuł nosi spektakl, który pokazał na Festiwalu Prapremier Teatr im. Stefana Żeromskiego w Kielcach. Liczba w tytule to data pogromu kieleckiego. 4 lipca tego roku w kamienicy przy ul. Planty doszło do wielogodzinnych zamieszek, podczas których śmierć poniosło 39 obywateli polskich narodowości żydowskiej. Zgromadzeni tam Żydzi nie mieli ambicji sięgania po władzę w Polsce ani nawet bogacenia się w tym miejscu. Przeciwnie - większość z nich przygotowywała się do wyjazdu z kraju urodzenia do powstałego niedawno w Palestynie państwa Izrael.

Reżyser spektaklu Remigiusz Brzyk i autor tekstu Tomasz Śpiewak podjęli się zadania, które wykracza poza teatralne ramy. Widz dwugodzinnego przedstawienia ogląda rekonstrukcję zdarzeń z lipca 1946 r. Ażurowa konstrukcja ze stalowych prętów aktorom i widzom każe wyobrazić sobie pomieszczenia w kamienicy, w której doszło do pogromu. Stajemy się uczestnikami wycieczki, która pod okiem przewodnika zwiedza miejsce zbrodni. Stopniowo pamięć tamtych wydarzeń ożywiać zaczynają wyświetlane oryginalne zdjęcia z tamtych czasów. Na ich tle aktorzy odgrywają kolejne akty tragedii.

Ambicją twórców jest jednak nie tylko rekonstrukcja zdarzeń. Spektakl kończą nawiązania do współczesności, w części dedykowane kielczanom. Dlaczego Kielce nie rozwijają się, dlaczego młodzi ludzie wyjeżdżają z miasta? Łączenie tego stanu rzeczy z pogromem kieleckim dla postronnego obserwatora wydaje się rozumowaniem trochę naciąganym. Obrywa się też hierarchom Kościoła katolickiego, którzy nie napiętnowali zbrodniarzy, lecz w pogromie widzieli efekt prowokacji komunistycznej władzy. Ze sceny pada m.in. nazwisko kieleckiego biskupa Czesława Kaczmarka, ofiary prześladowań w czasach stalinizmu. Wcześniej jednak biskup Kaczmarek sygnował przekazany ambasadorowi USA w Warszawie raport na temat "zajść kieleckich", zrzucający główną winę na komunistów. Niespodzianką na zakończenie przedstawienia były poszukiwania przez widzów ukrytego w fotelach na widowni... utworu Juliana Kornhausera "Wiersz o zabiciu doktora Kahane" z 1996 r. Aktorzy nie omieszkają przypomnieć, że autor wiersza to teść prezydenta Dudy, który z tego rzekomo antypolskiego wiersza musiał się tłumaczyć przed narodowcami.

Maszerujący narodowcy, tym razem jako bohaterowie filmu Andrzeja Jakimowskiego "Pewnego razu w listopadzie", pojawiają się też w zakończeniu pokazanego na festiwalu we wtorek monodramu Krystyny Jandy "Zapiski z wygnania". Spektakl w reżyserii Magdy Umer jest adaptacją wspomnieniowej książki obywatelki USA Sabiny Baral. Autorka urodziła się w powojennym Wrocławiu, tam dorastała. W Polsce skończyła żydowskie liceum i rozpoczęła studia. Jej rodzice byli prostymi, uczciwymi rzemieślnikami. Spokój rodziny Sabiny prysł wraz z nadejściem roku 1968. "Zapiski z wygnania" dotyczą właśnie tego okresu. Są gorzkim świadectwem cierpień i upokorzeń, jakim w Polsce poddano niedobitki społeczności zgładzonej przez Niemców.

Monodram na podstawie tej książki to kolejny popis aktorskiego kunsztu Krystyny Jandy. Trwa 100 minut. Przez ten czas aktorka niemal nie rusza się zza mikrofonu na statywie z boku sceny. Na żywo widzimy drobną figurkę w czarnej sukni. Obok, na ekranie - ogromną filmowaną twarz Jandy, która niemal bez przerwy recytuje fragmenty wspomnień, gęsto poprzetykane śpiewanymi przez nią fragmentami lirycznych ballad - od "Rebeki" po "Nie widziałam cię już od miesiąca". Pawlikowska-Jasnorzewska to ulubiona poetka Sabiny Baral.

Czas mija niepostrzeżenie. Słucha się, słucha, słucha...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji