Artykuły

Lowe: Anna Radwan

W przypadku Anny Radwan pierwsze, co się rzuca w oczy, rzuca się w uszy. GŁOS. Niekoniecznie idzie mi o śpiewanie, mam na myśli monologi, nieważne, ile razy powiedziane, zawsze tak samo wbijające w fotel - pisze Maciej Stroiński w Przekroju.

Na cykl "Lowe" wpadłem zimą, na cykl o aktorach, a była to zima również w sensie niedosłownym. W krakowskim Starym Teatrze ta niedosłowna, ale sroga pora roku zapadła już w maju 2017, po - wiecie - "konkursie". Można ją streścić dwoma słowami: nic nowego. Nie powiemy, że nic się nie zaczęło, bo właśnie nic "się zaczęło". Nie było nic nowego do oglądania i opisywania, tak więc pomyślałem, żeby opisywać stare. Skoro dowódcy zawodzą, oddajmy honor mięsu armatniemu, które jest na łaskach wszystkich, i dyrekcji, i reżyserii, i P.T. widowni. Nie reżyser, nie dyrektor, nie zastępca dyrektora - nie oni się liczą, kiedy szmata idzie w górę!

Zima, o której myślę, była też całkiem realna, etymologicznie związana z przymiotnikiem "zimno". Pojedź jeden z drugim na początku stycznia do na przykład Wałka, zwanego Wałbrzychem, i trzymaj zgrabiałe kciuki, żeby warto było jechać. Bo krytyka teatralna to jest rosyjska ruletka, spektakl może być niedobry, nawet jeżeli zrobiony przez twoich kolegów. Już wolałem siedzieć w domu i grzać się od środka wizjami przeszłości. W wałbrzyskim "Andrzeju" Strzępki-Demirskiego jedna z postaci wpada w tryb marzenia, że "chce grać w filmach, które już są nakręcone, bo wie, że są dobre". Ja tak w związku z zimą miałem z oglądaniem: tylko to, co już widziałem.

To był 1999 rok, program nazywał się "Teatr Telewizji", pokazywali adaptację Joanny Chmielewskiej, "Randka z diabłem" według "Wszyscy jesteśmy podejrzani". Moja siostra i mój tata kochali Chmielewską, więc nie tylko obejrzeli, ale też nagrali. Dla młodszych czytelników dodam, że YouTube'a wtedy nie było, i dzisiaj myślę, że dobrze, bo co się oglądało, oglądało się porządnie. Z tego VHS-u według Joanny Chmielewskiej wryła mi się już na zawsze pani Anna Radwan w roli pani z biura. Tam wszyscy są z biura, pracują w pracowni, ale ona była z biura jakoś inaczej niż reszta.

W wypadku Anny Radwan pierwsze, co się rzuca w oczy, rzuca się w uszy. GŁOS. Czysty, ciepły, wyrobiony głos. Słychać, że muzycznie ćwiczony, bo jego posiadaczka zawsze wydobywa ten dźwięk, tę wysokość dźwięku, która jest potrzebna. Niekoniecznie idzie mi o śpiewanie, o "Operę mleczaną" i songi u Strzępki. Mam na myśli monologi, nieważne, ile razy powiedziane, zawsze tak samo wbijające w fotel, bo podaje je ten sprawny, dobrze nastrojony instrument:

"znacie to uczucie że to już koniec naprawdę i krzyczysz komuś w plecy? / A ten ktoś idzie? I nie wraca już? Skończył się świat jaki się zna do tej pory? / Ja przecież nie raz wyobrażałam sobie przed zaśnięciem / że on nie żyje że zdycha gdzieś w wypadku samochodowym albo cicho we śnie / albo - no trudno - samobójstwo / a ja jestem smutna na jego ale piękna pogrzebie cała zapłakana żałują mnie wszyscy / [] no to się udało wymarzyć / tylko że ja przed zaśnięciem marzyłam / że zacznę od nowa wszystko na nowo na lepsze / że jeszcze zacząć zdążę przed śmiercią tak jak bym chciała żeby mi życie wyglądało / że zacznie się nowy lepszy - jeszcze się odbijemy prawda? / Nie odbiję się już" (Paweł Demirski, "Bitwa warszawska 1920").

Sam monolog to jedno, ale ta cisza w teatrze, kiedy jest mówiony! Anna Radwan chyba nigdy nie grała monodramu, a może powinna, w tym fragmencie jest sama na ogromnej scenie i idzie jej, jak idzie - bardziej niż wspaniale. Długo występowała w takim miłym krakowskim niezobowiązującym repertuarze, po którym sam byś nie powiedział, czy jesteś w Starym, czy może w Słowaku. Aż zagrała w "Krumie", 2005, reżyseria Warlikowski. Potem, rok później, w "Trzech stygmatach Palmera Eldritcha", reżyseria Klata, jeszcze bardziej potem: Elektra w "Orestei" w tej samej reżyserii. W 2008 spotkała się w pracy z Pawłem Demirskim i została jego muzą, a on jest pisarzem.

Kompletnie rozumiem, co on w niej widzi, ale chyba nie umiem tego powiedzieć. Najlepiej umiem to oglądać. "Bitwa warszawska" (2013), "Wszystko powiem Bogu!" (2014), "Triumf woli" (2016), trzy spektakle Strzępki w Starym, widziane parędziesiąt razy, pokazują kluczowy trik Anny Radwan, bez którego mogłaby być i tak piękna, i tak zdolna, jak jest, a nic by nie osiągnęła. Dyscyplina. Tam, gdzie się teraz znajduje w sensie artystycznym, doszła swoją ciężką pracą. Wiem po setkach wieczorów, że ta aktorka nigdy sobie nie odpuszcza, zawsze gra, jakby to był festiwal w Awinionie, mimo że jest wtorek, grudzień. Jej znerwicowane postaci byłyby tylko kłębkiem nerwów i byłyby mniej boskie, gdyby ich nie grała ona.

W "Płatonowie" Czechowa i Bogomołowa gra po pierwszego spokojnego, po drugie mężczyznę, po trzecie z tytułu. "I wreszcie nie w domu", tymi słowami wstępuje na scenę. Pomysł obsadowy świetny, bo Płatonow ma być osobą, na którą lecą wszyscy.

Maciej Stroiński: Krytyk teatralny ze wsi, tłumacz i Destroix.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji