Artykuły

Chlestakow, czyli rozwiązanie kwestii diabelskiej

1. Nawet Kant, który dokładnie i uporczywie ujmował rzeczywistość w ścisłe kategorie, bał się podobno nocnych cieni, snów, ciemności. Cierpiał z powodu jakiejkolwiek niejasności i enigmatyczności zjawisk. W eseju "Portret Kanta" Bolesław Miciński zapisał: "... niepokoił go rozrost drzew za oknem i dlatego dręczony nocnymi koszmarami zanotował: >>wystrzegać się złych snów<<. (...) W chaosie rozprężonych wyobrażeń był sam i samotny widział za oknem niepojęte cienie..."

Człowiek boi się snów. Sen wiedzie zwykle do piekieł złudzenia. Im więcej człowiek we śnie zobaczy, zrozumie, im wrażliwiej odczuje, tym boleśniejsze być musi przebudzenie, bardziej gorzki smak rzeczywistości. W sennych widzeniach pojmuje człowiek, że istnieje więcej niż jedna wersja samego siebie i świata, w którym żyje. Jedna z myśli nieuczesanych Lecą: "Śniła mi się rzeczywistość. Z jaką ulgą się obudziłem". Ileż ma w sobie radości, ulgi i szczęścia uśmiech Horodniczego, małego człowieczka, wygrzebującego się z koszmarnego snu o przyjeździe rewizora. Ta radość trwa tylko chwilę. Zły duch nękający w snach zjawia się naprawdę.

Majaczliwość, widmowość rzeczywistości rodząca się w snach wypływa z uzależnienia człowieka od własnego wnętrza. Z sennych wizji, tak jak i z otchłani ludzkiej osobowości, łatwo może się wynurzać piekło. Marzenie senne przemija szybko, zaś od "diabłów" czuwających we wnętrzu człowieka nie sposób się wyzwolić. Bywa, że "diabeł" zamieszkuje wśród ludzi, jest pozbawiony demoniczności i tajemnicy, jawi się jedynie jako szara, przeciętna marność i nijakość. Staje się wykładnikiem zjawisk społecznych. Jan Błoński powiada: "W wieku dziewiętnastym był chyba jeden tylko pisarz, który w diable zobaczył uosobienie przeciętności". Mikołaj Gogol.

2. Kimże są te wszystkie nieokreślone Gogolowskie postaci, posklejane z pozorów i urojeń? Łapownicy, szalbierze i szarlatani z "Rewizora" i "Martwych dusz". A w "Płaszczu" - tylko diabeł ukryty w osobie krawca Piotrowicza mógł niewinnego człowieka, umęczonego przepisywaniem urzędowych kawałków, opętać ideą płaszcza. I horodniczego, szczęśliwego urzędnika w zapyziałej, spokojnej mieścinie opętał najpierw strachem przed rewizorem, a potem marzeniem o awansie, wyższej randze, o życiu stołecznym.

Józef Wittlin przypuszcza, że Gogol był pewnie "of the Devil's party". W szkicu "Tragiczny Gogol" pisze: "Piekło Gogola znajdowało się w nim samym. Nie było tam harmonii nawet w stylu bizantyjskim. Roiło się od wszelkiego rodzaju straszydeł, przeważnie we frakach i mundurach Jego Imperatorskiej Mości Mikołaja I. (...) Zwłaszcza w ostatniej, nad wyraz nieszczęśliwej dekadzie życia, kiedy nie mogąc tworzyć tłukł się po świecie, jak upiór. Jak jedna z postaci gogolowskich. Woził piekło w pocztowych dyliżansach po całej Europie. (...) Jeździł do stolic i sanktuariów zachodniej cywilizacji w nadziei znalezienia spokoju dla duszy nawiedzonej od diabła". W liście do Szewyriowa pisał Gogol: "...nie miałem innego celu, jak sprawić, aby po przeczytaniu moich książek człowiek mógł naśmiać się z diabła do woli".

Światem jego duszy rządziły Strach, Absurd i Nuda, rozprzestrzeniały się w jego sztuce, ujawniając grozę "normalnego" świata, straszność zwyczajnej "normalności" świata, którym zawiaduje bies. Gdzie i boga, i diabła, wzywa się jednakowo często i z tą samą gorliwością. W "Rewizorze" zawsze wydawały mi się najważniejsze, rozjaśniające sens wszystkich sytuacji i zdarzeń, słowa, jakie padają po wyjeździe Chlestakowa - "Jakby kto zatumanił, zamroczył, jakby bies poplątał". Ten bies jest w simie płaski i nikczemny, jak ( Chlestakow, uwity z banału i kłamstwa, wyhodowany na nudził i absurdalności świata.

3. Jesteśmy w królestwie Absurdu. Nie ma barw i kształtów. Nie ma też pewnie różnicy między dobrem i złem. Szare, przestrzenne pudełko sceny. Pośrodku niewielka plama w innym odcieniu szarości. Horodniczy drzemie w fotelu. Po chwili podniesie się, włoży mundur, przyjmie inny wyraz twarzy. Z otworów w bocznych ścianach pudełka wypełzają, wynurzają się, niby karaluchy, jakieś postaci. Kłębią się i wiją, wszystkie jednakowo szare, nie mają żadnych oznak odrębności, może nawet twarzy. Ofiarą Chlestakowa pada przecież szara, anonimowa hołota. I Horodniczy jest równie szary, choć w swoim wyglądzie realizuje charakterystykę zapisaną na marginesie dramatu: "Nosi mundur z galonami, botforty z ostrogami. Włosy szpakowate, na jeża". Tylko Chlestakow, ten, który przybywa z zewnątrz, nie poddaje się wszechogarniającej szarości, jego inność zaznacza się od razu kolorami, turkusem i amarantem.

Wszystko wydaje się nie mieć sensownych związków, żadnych oznak realizmu. Dzieje się wbrew prawom logiki, wkracza śmiało w rejony surrealizmu. Tempo zdarzeń toczy się leniwie, niemrawo i sennie albo gwałtownie narasta. Zawiłość i enigmatyczność sytuacji wydaje się niemożliwa do rozplatania. Niełatwo rozpoznać postaci mniej i bardziej ważne. Hierarchie ważności przesuwają się szybko, naruszając ustaloną miarę zdarzeń i postaci. Łamie to nasze przekonanie o klarownej wykładni, harmonijnym (kształcie, jasnych znaczeniach "Rewizora". Wszystkim rządzi bowiem zasada sennego marzenia.

Spektakl wykracza poza ramy tradycyjnych interpretacji, ale krąży bardzo blisko rdzenia dramatu. Wyzuty jest z wszelkiej obyczajowości i farsowości. Odsłania natomiast istotę Gogolowskiego świata rządzonego absurdalnymi zasadami, pozbawionego logicznych związków, świata z odwróconym, zdeformowanym systemem przyczynowo-skutkowym, gdzie możliwa jest wdowa, co "sama siebie wychłostała", i zależność ciemnych oczu Anny Andriejewny od koloru wykładanej karty, i związek mimiki nauczyciela z wolnomyślnością poglądów. Rzeczywistość "Rewizora" jest do gruntu absurdalna i surrealistyczna. W teatrze nie wypada tego pomijać, nadkładając farsowością, kolorytem obyczajowym, cyzelowaniem rodzajowych szczegółów. W teatrze Gogolowska rzeczywistość najłatwiej może się pomieścić w konwencji snu.

Poetyka snu poszerza obszary znaczeń. Zdarzeniom i postaciom może nadawać sensy nieoczekiwane. Ujawnia sferę podświadomości, odsłania warstwy kompleksów, pokłady marzeń. Może ułatwić skonstruowanie tej zwykle trudnej do pokazania relacji władza -społeczeństwo. Rzeczywistość oglądana w sennym marzeniu musi być zdeformowana, za sprawą nagromadzenia i stężenia lęków, ambicji, obsesji. Ze zwielokrotnioną szybkością dokonują się metamorfozy ludzkich osobowości. Horodniczy. zaczyna pojmować, że istnieje więcej niż jedna wersja samego siebie. Doświadcza rozproszenia własnej tożsamości.

4. Irzykowski pisał przed półwieczem: "Rewizor z Petersburga tyle razy powtórzył się w życiu, że utracił już swą wartość jako anegdota". Augustyniak wyczuł pewnie, że opowiedzenie tylko anegdoty, nawet zrealizowanej i zagranej sprawnie, nie może być dostatecznym pomysłem na teatralne zaistnienie tego dramatu. Stworzył przedstawienie zaskakująco trafnie odczytujące Gogolewskie znaczenia. Odsłonił nie to, co bezpośrednie i jawne, raczej to, co jest ukrytym znaczeniem "Rewizora". Dotarł do podskórnie pulsujących treści tej sztuki, pokazując smutną twarz Gogola, wykrzywioną grymasem strachu, rzeczywistość sterowaną siłami zła. Uruchomione zostało przede wszystkim to, co reprezentuje Chlestakow, swego rodzaju "diabelstwo". W poczynaniach Chlestakowa od początku nie ma nawet cienia blagi. Misternie zarzuca sieci na wijącą się przed nim duszę Horodniczego, uwiedzioną perspektywą "wyższej rangi". I Horodniczy nie przeczuwa nawet tkwiącej na dnie tych pokus zagłady.

Chlestakow (Sławomir Holland) jest Kimś, choć nikt nie umie określić jego rangi i wielkości. Tę wielkość buduje fakt, że właśnie nie wiadomo, kim jest. Przybywa incognito. I to najbardziej przeraża Horodniczego. Wykrzyczane kilkakrotnie, obija się o szare pudełko sceny przerażające słowo: incognito. Horodniczy (Edward Kusztal) uwikłany w lęki budzi litość, nie wydaje się śmieszny. W sennym zaplątaniu objawia się może najprawdziwszy właśnie horodniczy, co tak "szybko przechodzi od strachu do radości, od upodlenia do pychy". Jego zachowanie i reakcje kształtuje Chlestakow. Zresztą wszystkie postaci w tym przedstawieniu stwarzają się i formują wzajemnie. Chlestakow gestem, spojrzeniem, skinieniem ręki zmusza szarą urzędniczą masę do pełzania, klęczenia, szczekania, płaszczenia się w obliczu władzy. Świat kreowany przez Chlestakowa wykreował jednocześnie i jego samego. Chlestakowa stworzyła przecie rzeczywistość i wyobraźnia małomiasteczkowych urzędników, ich marzenia o wielkim świecie. Wyhodowany na urzędniczym strachu, od początku czuje się on prawdziwym rewizorem, więc nie ma w tej roli miejsca na wspinanie się do godności "wysokiej rangi".

Wypunktowano natomiast tęsknoty Horodniczego, poprzez ukazanie jego marzeń. Środkowa ściana czarnego pudła sceny rozsuwa się i Horodniczy ogląda ilustrację swych pragnień - przepych generalskiej rangi, w złocie i purpurze. Perspektywy nowego życia w Petersburgu mogą więc zwrócić Horodniczemu dawno utracony szacunek dla samego siebie. Ten powszedni i miałki człowieczek może choć odrobinę dorównać wielkości Chlestakowa. Ogłupia go marzenie o awansie, podsycane przez demona - Chlestakowa. W marzeniu sennym I wszystko wydaje się tak bliskie i realne. Przebudzenie przywraca mu poczucie własnej nicości. Chlestakow inaczej. Jego siła tkwi w tym, że sam zdolny jest uwierzyć w? swoje frazesy i kłamstwa, więcej nawet: kłamstwo jest dla niego wewnętrzną potrzebą, koniecznością. Przejawia więc szczególne zamiłowanie do mistyfikacji, do odgrywania demoniczności i siły, spogląda z wyższością, słowa cedzi powoli i z rozmysłem, natęża głos, chwilami aż do krzyku. Rozdmuchuje własną nicość.

Ludzkie postaci, które w tym świecie wyjałowionym z miłości i sensu wzajemnie się stwarzają, są nijakie i miałkie. Nie mamy szans oglądania ich we właściwej człowiekowi postawie pionowej. Zwłaszcza Chlestakow z rzadka tylko podejmuje wysiłek, by wyzwolić się z pozycji horyzontalnej. Zjawia się na scenie leżąc na metalowym szarym łóżku, wwieziony przez dwie szare postacie. I długo nie możemy rozpoznać, kim właściwie jest - pacjentem szpitala czy jakiegoś zamkniętego zakładu, może więzienia. Chyba nie. Ten demon wydaje się groźny i niebezpieczny, mimo że wygłasza rzeczy banalne i śmieszne.

5. Sztuka Gogola zabrzmiała w przedstawieniu kieleckim znaczeniami nieoczekiwanymi. Nie zmusza do śmiechu. Pokazuje raczej patologię niż konieczność rzeczywistości. Rzeczywistości, w której wszystkie ludzkie maski i gęby zgęszczone zostały w uogólnioną maskę społecznego "świńskiego ryja". Kiedy Horodniczy wołał. "Nic przed sobą nie widzę: widzę jakieś świńskie ryje zamiast twarzy...", skłębiony, szary tłum odwraca się ku widowni pokazując twarze ubrane w świńskie maski. Ta scena albo - dokładniej mówiąc - jej usytuowanie wydaje się jedyną pomyłką reżysera. Jej ilustracyjność kłóci się z surrealistyczną poetyką spektaklu.

Dramat został trochę pocięty; nieco zmieniona kolejność dialogów. Przedstawienie to żyje jakby poetyką słowa rozkojarzonego, choć jednocześnie nie gubi się przez to namiętna, nerwowa, pełna spięć i zakrętów dramaturgia Gogolowskiego zdania. Tekst "Rewizora" rozdyma się i pęka. Pojawia się atmosfera jakby z "Martwych dusz" i spotęgowany - jak u Czechowa - klimat prowincjonalnej stagnacji. Postacie błądzą po scenie niemrawo, w nieprzerwanym rytmie snu. W ten ruch i w każdy niemal gest wpisane są znaczenia, których nie dopełnia słowo. Niektóre sceny zaistniały tylko za sprawą pantomimy (zaloty Chlestakowa do żony i córki Horodniczego). Anna Andriejewna (Ewa Józefczyk), giętka i krucha, w krynolinie, krąży po scenie krokiem niemal baletowym, kierując do córki jakieś słowa i luźne zdania: "paliową", "niebieską", "czy ma wąsy"...

Dominuje w tym przedstawieniu szarość i mrok. Błąka się może nawet coś, o co podejrzewano "Rewizora" Meyerholda - mistycyzm i erotyzm. Choć jednocześnie przedstawienie nie jest przecież pozbawione motywacji społecznych. Niesie jednak pogłos ostateczności i zagłady. Bo ostateczną zagładą staje się wiadomość - "Przybył z najwyższego rozkazu urzędnik z Petersburga". Nie ma więc ratunku, "diabeł" zrodzony w sennym marzeniu zjawia się naprawdę.

Kiedy Gogol czytał pierwsze rozdziały "Martwych dusz", Puszkin słuchając odezwał się ze smutkiem: "Boże, jak okropnie beznadziejna i smutna jest ta nasza Rosja".

6. Przedstawienie jest czyste w stylu. Prowadzone bardzo konsekwentnie. Chwilami tylko nie starcza na to wszystko aktorstwa. Zresztą, nie wypada bezprzyczynnie grymasić. "Rewizor" Augustyniaka jest przedstawieniem, jakie zdarzają się. Nie tylko w małych, teatrach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji