Artykuły

Wbrew tradycji

Wałbrzyski Teatr Dramatyczny zainaugurował nowy sezon "Snem nocy letniej" Szekspira. Dodajmy - bo nie jest to Informacja obojętna - w przekładzie Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego i według koncepcji Interpretacyjnej Jana Kotta. Wybitny ten eseista w szkicu pt. "Tytania i głowa osła" dowodzi, Iż "Sen" Jest współczesną Szekspirowi komedią, a wszelkie aluzje do Aten i Hellady mają charakter czysto umowny, są rodzajem maski, za którą kryją się sprawy, a raczej sprawki - głównie zresztą erotyczne - londyńskiej socjety. Reżyser Maciej Dzienisiewicz idzie Jeszcze dalej, bo ubiera bohaterów sztuki w renesansowe kamizelki i całkiem współczesne spodnie, co zapewne ma sugerować ponadczasowy wymiar utworu tudzież niezmienność ludzkich postaw i przyzwyczajeń. W tak potraktowanym widowisku dobrze funkcjonuje przekład Gałczyńskiego i odwrotnie, nie wyobrażam sobie, aby uwspółcześnieni bohaterowie sztuk przemawiać mogli językiem Hołowińskiego czy też Stanisława Koźmiana, to jest wcześniejszych translatorów Szekspira.

Jan Kott we wspomnianym wyżej eseju pisze też, te "Sen" Jest najbardziej erotyczną ze wszystkich sztuk Szekspira. I w żadnej chyba tragedii i komedii poza "Troilusem i Kresydą" erotyka nie Jest tak brutalna". I dalej: "Dla aktora, lnscenizatora i reżysera konieczna Jest tylko świadomość, że "Sen" był współczesną sztuką miłosną. Właśnie współczesną i właśnie miłosną. I to bardzo prawdomówną, bardzo brutalną i bardzo gwałtowną". Dzienisiewicz Jest posłuszny również i tej sugestii, więc bohaterowie "Snu" na wałbrzyskiej scenie - wbrew romantycznej, wysoce "uszlachetnionej" tradycji tego utworu - są chętni do zbytków, jurni i tacy bardziej z dyskoteki niż z dziewiętnastowiecznej arkadii.

Jan Kott - znowu wbrew romantycznej tradycji - minimalizują wątek baśniowy "Snu". Dla znakomitego krytyka na przykład Puk nie jest złośliwym duszkiem lecz reżyserem karnawałowego widowiska rodzajem teatralnego prestidigitatora, a fantastyka Tytani to do prostu metafora nieokiełznanej miłości. Dzienisiewicz bez oporu kupuje także ten pomysł, co się wyraża zarówno w niezbyt baśniowej scenografii. Jak i mało poetyckiej stylistyce gry aktorskiej. Całą mitologie miłości sprowadza do parteru, a bohaterami rządzą nie tyle czary, co żądze.

Odpowiada ml w zasadzie Interpretacja. Jan Kotta, wolą bowiem - nawet w komediach - Szekspira drapieżnego niż rozmytego w pseudopoetyckiej stylizacji teatralnej. To też żałuję, iż Dzienisiewicz nie jest konsekwentny. Miedzy Innymi zlekceważył następującą sugestią autora "Szkoły klasyków": "Myślą, ta Szekspirowska Tytania, która pieści masz arą o oślej głowie, powinna być bliższa groźnym wizjom Boscha i wielkiej grotesce nadrealistów. I że właśnie teatr współczesny, który przeszedł przez poetyką nadrealizmu, absurdu i brutalnej poezji Goneta, potrafi po ras pierwszy tą sceną pokazać". Niestety, nie pokazał. Tytania Ireny Borsukówny jest królową z pałacowej feerii, może i namiętną, ale zarazem daleką od krańcowego erotyzmu, słowem - postacią trochę odmiennej inscenizacji. Ale i tak nie jest najgorzej, bo Oberon w Interpretacji Zbigniewa Gocmana Jest figurą tak dalece nijaką, że właściwie nie wiemy, dlaczego walczy z małżonką o względy Indyjskiego chłopca.

Zacytujmy po ras ostatni Kotta: "Temat miłości powróci raz jeszcze w starej tragedii o Pyramie i Tyzbe, odegranej na zakończenia "Snu" przez trupą pana Pigwy. Kochankowie rozdzieleni są murem, nie mogą się dotknąć, widzą się tylko przez szparę. Nigdy nie połączą się ze sobą. Na miejsce spotkanie przyjdzie głodny lew. Tyzbe ucieknie w popłochu. Pyram odnajdzie jej skrwawioną chustą i przebije się sztyletem. Tyzbe powróci, odnajdzie trupa Pyrame i przebije się tym samym sztyletem. Świat jest okrutny dla prawdziwych kochanków".

Rozumiem, te ten teatr w teatrze ma być groteskowy, ale raczej w duchu Becketta niż Feydeau. Tymczasem w wałbrzyskim przedstawieniu "Snu" scena ta została zaaranżowana na modłą "operowo-lino-skoczkową", co tak bardzo - i słusznie - denerwuje twórcą "Szekspira współczesnego skąd -nota-bene - pochodzą wszystkie przytoczone wyżej cytaty. Ale i tak wątek rzemieślników ateńskich z ich karnawałowym teatrem jest najlepszy w całym przedstawieniu, co w odpowiednim świetle stawia pozostałe partie spektaklu.

Rzecz w tym, iż nawet tak okrojona koncepcja Kotta mogłaby zaowocować pasjonującym widowiskiem, gdyby znalazła skuteczniejsza wsparcie w dokonaniach aktorów. Pomijam już anemiczną grą Artura Cebaka (Tezeusz) i Nelli Sozańskiej (Hipolita), bo kreowali oni postacie mało istotne dla Szekspirowskiej komedii, trudne natomiast wybaczyć potknięcia Grażynie Falkiewicz (Heimie), Irenie Rybickiej (Helena), Januszowi Zwierzynieckiemu (Lizander) i Andrzejowi Baczyńskiemu (Demetriusz). Grali role kluczowe dla widowiska i właśnie od nich rozpoczął się karambol spektaklu. Mieli poważne kłopoty nie tylko z interpretacją Szekspirowskiego wiersza, ale często wchodzili w kolizję i regułami dykcji Poza tym wyłącznie przy pomocy ruchu i źle regulowanego natężania głosu trudno jest zbudować sensowną postać z obojętnej sztuki, a cóż dopiera z Szekspira. Toteż na ich tle Adam Wolańczyk. (Egeusz), Kazimierz Migdar (Pigwa), Wojciech Przyboś (Puk) czy Józef Kaczyński (Zdechlak) wyróżniali się po prostu rzemiosłem aktorskim.

Nie ulega wątpliwości, że Dzienisiewicz miał Interesujący pomysł na "Sen nocy letniej", ale zabrakło mu środków, aby go precyzyjnie zrealizować i w pełni uwierzytelnić. W przedstawieniu tym broni się jedynie dobrze pomyślana konstrukcja scen i w ogóle całego układu sytuacyjno-fabularnego oraz syntetyczna, choć - moim zdaniem - plastycznie zbyt powściągliwa scenografia, a to za mało, żeby uratować coś z ducha Szekspira.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji