Literatura: Stanisław Bieniasz
Talent ze Śląska. Gdy wyjechał z Polski w 1981 r., uzyskał status przesiedleńca i obywatelstwo niemieckie, w istocie był emigrantem politycznym. A kim się czuł? Dramaturga STANISŁAWA BIENIASZA wspomina Krzysztof Masłoń.
- Jestem piszącym po polsku pisarzem śląskim - odpowiadał na to pytanie w wywiadzie, jaki przeprowadziłem z nim w 1995 r. - To ostatnie daje mi poczucie wspólnoty z Bielikiem czy Janoschem, ale piszę po polsku, tak jak oni po niemiecku. Sprawę stawiał jasno: - Nie jestem Niemcem, ale też nie takim stupięćdziesięcioprocentowym Polakiem. Staram się po prostu myśleć i pisać po polsku.
Na terenie Grudnia
Z Polski wyjeżdżał jako jeden z najbardziej obiecujących, ale i najmniej znanych dramatopisarzy. Jego najgłośniejsza sztuka - zrealizowany przez Kazimierza Kutza w Teatrze Telewizji "Stary portfel" - była jednm z najbardziej wytrwałych półkowników. Na swoją premierę czekać musiała osiem lat. "Hałdy" nagrodzone zostały wprawdzie w 1978 r. na Festiwalu Polskiej Dramaturgii Współczesnej we Wrocławiu, wydrukowane w "Dialogu", a następnie nagrane w teatrze Polskiego Radia i nawet wystawione w Teatrze Ziemi Bałtyckiej w Koszalinie, ale na Śląsku - pod ówczesnymi rządami towarzysza Zdzisława Grudnia - nie miały prawa bytu.
A w teatrze czuł się Bieniasz najlepiej, czego dowodziły i późniejsze jego sztuki, zazwyczaj osadzone w realiach Górnego Śląska, m. in.: "Pora zbiorów", "Biografia", "Senator". Od połowy ostatniej dekady zeszłego stulecia swoje dramaty, włącznie z "Hałdami" (jednym z najprzenikliwszych studiów alkoholizmu w literaturze polskiej), reżyserował sam. Niemałą popularność zdobył też serial telewizyjny zrealizowany według jego scenariusza - "Spółka rodzinna" (1994).
W sprawie wypędzonych
W Niemczech kariery literackiej nie zrobił, ale lat tam spędzonych nie uznawał za stracone. - Przede wszystkim - opowiadał - chłonąłem Zachód, system demokratyczny, sposób jego funkcjonowania. Zupełnie przyzwoicie przyswoiłem język, no i wydawało mi się, że o coś tam walczę. Pisząc dla Wolnej Europy, miałem wrażenie, że to, co robię, jest potrzebne.
Współpracował nie tylko z RWE, także z Deutschlandfunk. A o problemach Górnoślązaków pisał dla Jerzego Giedroycia do "Kultury".
Dorobek literacki Stanisława Bieniasza obejmuje też prozę, w tym jedną z ciekawszych powieści o stanie wojennym - "Ucieczkę", a także "Rekonstrukcję", "Podejrzenie", "Sponsor i jego Autor" oraz "Niedaleko Kőnigsallee".
Był człowiekiem niesłychanie aktywnym. Między innymi prezesował Regionalnemu Towarzystwu Polsko-Niemieckiemu z siedzibą w Gliwicach. I tam właśnie, w połowie lat 90., gdy o Erice Steinbach mało kto jeszcze słyszał, zorganizował konferencję w sprawie wypędzonych i wysiedlonych Polaków oraz Niemców, zwracając uwagę, że wzajemne antagonizmy i uprzedzenia nie zawsze mają racjonalne podłoże, a tysiącletnia historia stosunków polsko-niemieckich zawiera mniej punktów zapalnych niż to, co się działo między nami a naszymi wschodnimi sąsiadami.
Najbardziej związany był z Zabrzem. To tam wrócił ostatecznie z Niemiec, tam postawił dom, niedaleko stadionu Górnika. I tam też, niestety, umarł - w 2001 r., w wieku 51 lat.