Artykuły

Z Teatrów. Zalotnicy niebiescy

Czy psychologja lotników jest inna, niż psychologja zwykłych "dólskich" ludzi? Niewątpliwie tak. lotnik żyje w atmosferze ustawicznego ryzyka i hazardu, ciągle jakby na froncie, pod grozą śmierci, którą pozornie lekceważy, ale której widmo krąży nad nim bez przerwy. Przecież pierwszy lepszy nieudany korkociąg może go jak nic wtrącić w mogiłę. tempo lotu pociąga za sobą tempo życia. Lotnik, jak "Lekkoduch" Szaniawskiego, wnosi ze sobą wszędzie ferment, bunt, urocze szaleństwo. Może dlatego kobiety tak ślepo kochają się w lotnikach, że w każdym z nich tkwi materjał, a przynajmniej aspiracja na bohatera - w najgorszym razie duża doza pierwiastka awanturniczego, który jest również niezawodnym lubczykiem.

Niemal wyłącznie stroną erotyczną życia lotników zajęła się Marja Pawlikowska-Jasnorzewska w swojej sztuce "Zalotnicy niebiescy. Dwie są osie, około których krąży dusza lotnika: lot na niebie, miłość na ziemi. Ale dzięki specjalnym inklinacjom lirycznym znakomitej poetki cała akcja koncentruje się raczeh na miłości. Bohaterką sztuki jest nie lotnik, ale kobieta, z lataniem nie mająca wprawdzie nic wspólnego, ale dużo, aż za dużo z lotnikami. Jest to nowe wydanie t. zw. "femme incomprise": cała eskadra przechodzi przez jej ręce, dopóki nie znajdzie się jeden taki morowiec, który "wielką miłośnicę" mocno weźmie w garść.

Ta nikła intryga jest właściwie tylko pretekstem do przedstawienia całej galerji portretów lotniczych. Portrety niewątpliwie dobrze podpatrzone, ale nie wszystkie na tyle interesujące i potrzebne, żeby się bez nich sztuka nie mogła obejść. Ciekawa rzecz: Poeta mistrzyni, która minimalną ilością słów umie wywołać niewiarygodny wprost efekt w poezji, na scenie zużywa mnóstwo zbędnych frazesów, rozwadniających i tak wątłą treść. Rozwiązanie całego psychofizjologicznego kompleksu Jastruna (chorobliwa zazdrość, dochodząca do sadyzm, chwilowa atrofia uczuć koleżeńskich i ludzkich), nadaje się raczej do noweli w rodzaju "Zazdrość i medycyna", niż do sztuki dramatyczne. W całej sztuce jedna jest tylko pointe'a, która "bierze" widza swoją "rabelaisowską" figlarnością. Coś z repertuaru Magdaleny Samozwaniec.

Oto ona. Małżonka lekarza wojskowego zdradza go z lotnikiem. Lotnik zadurzył się na serjo, chce się żenić. Trzeba powiedzieć wszystko mężowi. Jak on przeżyje ten cios? Przypadek dopomaga kochankom. O zmroku mąż zastaje ich w czułym uścisku. Nadspodziewanie nie chce niczego widzieć. Dlaczego? czyż tak bardzo kocha żonę, że nie może się z nią rozstać, pomimo wszystko? Aha, nie ma głupich, on też miał swoją przyjaciółeczkę na boku. O żonę dbał, a jakże, troszczył się o jej zdrowie, cierpliwie znosił fochy, humory, łzy i romanse z coraz to innym lotnikiem. Wszystko szło tak równo i składnie. Aż tu raptem - rozwód! Co gorsza, będzie teraz musiał ożenić się z przyjaciółeczką .To mocna dziewczyna i wie, czego chce: nie wypuści go z rąk

Tableau! Tegośmy się nie spodziewali. Sala wybucha śmiechem. Kawał jest świetny, niestety pierwszy i jedyny w sztuce. Bo to całe traktowanie lotniczych zalotów na serjo nie wyszło jej na zdrowie (ani sztuce, ani bohaterce).

"Zalotnicy niebiescy" byli grani z zacięciem, ale bez głębszego przekonania. "Bowaryzm" Górczyńskiej w roli głównej bohaterki pachniał trochę czytelnianym romansem. Warnecki stworzył dobry typ ponurego zazdrośnika. Daczyński był interesującym inwalidą o duszy romantycznej. Brydziński - nie najlepszą odbitką dawnego, dobrego Brydzińskiego. Świerczewska trafnie uderzyła w ton sprytnej trzpiotki, damskiego pasorzyta i bawideła, wykazując nowe możliwości swego pięknie rozwijającego się talentu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji