Artykuły

Smutne "Wesele"

Okazuje się, ze dzieła wybitne nawet nie najlepiej zrobione w teatrze pozostawiają u widza nie tylko jakieś określone wrażenia, ale są władne wycisnąć niezatarty ślad. A "Wesele" Stanisława Wyspiańskiego do dzieł naszych zasadniczych w kwestii narodowej zaliczyć bez wahania można. Można, bowiem jego polskość, narodowość jest tyle romantyczna, powiedzielibyśmy, historyczna, co współczesna zarazem. Współczesna to nie znaczy, że tkwimy ciągle w splocie anachronicznych problemów, rozważań, wątpliwości i emocji, współczesna, to nie znaczy, że kwestie społecznego czynu, czynu wspólnego, zjednoczonego wokół prawdziwych ideałów inteligencji, z jednej, a ludu (najogólniej mówiąc), z drugiej przestały nas obchodzić. Wręcz przeciwnie. "Wesele" pokazuje charakterystyczne pęknięcie w świadomości narodowej, które uniemożliwia nam rzeczywiste zespolenie się wokół idei rozwoju duchowego i materialnego kraju. Genialność Wyspiańskiego polega na tym, że podejmując typową problematykę romantycznego bohatera (Kordiana, Konrada) ukazuje niejako ciało i krew tego bohatera, dokonuje bezlitosnej wszechstronnej krytyki społecznego stanu rzeczy narodowych, od kleru zacząwszy a na żebraku (chociaż stanowi tylko zakończenie ogniwa) skończywszy. Inteligencja przypatruje się wszystkiemu ze sceptycyzmem, ona tylko gada, usypia, lud zaś cechuje głupota, słomiany zapał?

W tym roku mija siedemdziesiąta piąta rocznica śmierci Poety. W Krakowie stanął okazały pomnik Wyspiańskiego. Słuchaliśmy pięknych recytacji poezji autora "Wyzwolenia" w wykonaniu Treli. Co to jednak znaczy, kiedy aktor z pasją, dobitnie, przy pomocy dobrze wymodulowanego głosu wyrecytuje jakiś dobry kawałek poezji, wiersza. Tego chce się słuchać, to trafia do odbiorcy, wydaje się, bezpośrednie. Piszę o tym z pewnym rozrzewnieniem, ponieważ oglądałem właśnie niedawno w Zielonej Górze "Wesele" w wykonaniu Teatru Dramatycznego z Legnicy, które to wykonanie nie mężna powiedzieć by było pozbawienie wartości, to na pewno cechowało się brakiem (tym zasadniczym) temperatury. A czy "Wesele" na chłodno będzie do nas przemawiać? Dystans, umiar owszem, ale tam, gdzie wymagają tego wglądy artystyczne. Nie zaś jako zasadnicza miara na teatralną inscenizacją. Ale o tym jeszcze później.

Okazuje się, że ludzie jednak garną się do teatru, kiedy tenże przynajmniej obiecuje im rzecz wielką. A teatr bez wielkości nic nie znaczy. Jeśli się puszcza w ruch tylko scenę kameralną, to już sygnał, że w danym teatrze dzieje się niezbyt dobrze. "Wesele" przeciągnęło więc wielu widzów, Jakby na przekór temu, co się sądzi w chwili obecnej o sprzedawanych biletach. Co zobaczyliśmy? Na scenie wiejska chata, wiejska izba, w konwencji szopki polskiej, u wezgłowia na szczycie izbyj szopki wizerunek Matki Boskiej z wieczną lampką. Na środku stół zastawiany trunkami - ma się rozumieć, jak wesele to wesele. Z tej pierwszoplanowej izby przejście do izby drugiej, na (dalszym planie, gdzie (jak się później okaże) reżyser przeniósł ucztę weselną, czyli tańce, hulanki i swawole. Chodziło o to, zamysł reżysersko-scenograficzny szedł w tym kierunku, aby postacie wypadały z tej drugiej izby, gdzie odbywa się uczta, by z rozpędu wypowiedzieć odpowiednie kwestie. Tak tę sprawę obmyślał Józef Jasielski (reżyser) i Elżbieta Iwona Dietrych (scenograf). Zamysł jeśli chodzi o stronę interpretacyjną przedstawienia, może był nawet interesujący, bo oto na kanwie zwykłego, obyczajowego zjawiska dzieją się rzeczy poważne, przez szopkę przechodni naród polski. Zamysł ciekawy, ale czy poprzeczka ambicji nie została ustawiona nam zbyt wysoko? Sięgając po efekt dramatyzmu zagubiono ludyczność, wigor, muzyczność tych partii, w których to było możliwe. Bo o co chodzi? W momencie, kiedy tę weselną swojskość wyciszymy, któż sobie potrafi wyobrazić "Wesele" bez zabawy, śmiechu, radości, orkiestrowej muzyki, kiedy z tego niemal zrezygnujemy, to już pomijając, że utwór zabrzmi trochę jakby nie tak, obciążymy jednocześnie aktora obowiązkiem kreatywności. A tu już sprawa wymaga na nowo przemyślenia i koncepcji. Nic więc dziwnego, że "Wesele" tym razem było trochę smutne. Zabrakło wigoru, impetu, dynamiki już czysto dramatycznej. Dwa pierwsze akty robiły wrażenie prze gadanych. Gdyby nie predyspozycje i umiejętność gry takich postaci jak Pap Miody, Panna Młoda, Kachel, Żyd to można byłoby je uznać za stracone. W ogóle np. nie do przyjęcia był Poeta (Mariusz Olbiński). Zupełny brak kreatywności. A przecież aż się prosiło, żeby z tą postacią, jedną z zasadniczych, coś interesującego uczynić. Zabrakło rzeczy arcyważnej, jeśli idzie o Poetę, ironii, Poeta nie może sobie a muzom dialogować. On przecież ze wszystkimi walczy, raz mniej, a raz więcej czytelnie. W ogóle cały spektakl robił wrażenie usztywnionego, stosownego. Najlepiej zagrana została Panna Młoda (Danuta Kołaczek). Tu reżyser obsadził bardzo celnie. Nie będę omawiał każdej roli, ale przykładowo dobre sekwencje przedstawienia należą również do Czepca (Zbigniew Jankowiak), Żyda (Juliusz Dziemski) czy Rachel (Lidia Michaluszek). Aktorka w pewnym jednak momencie wypada poza metafizyczny, ostry poetycko, klimat i staje się słodkim, trzpiotliwym dziewczęciem, Ale Lidia Michaluszek mogłaby przy odrobinie większej konsekwencji zagrać tę rolę dobrze, w pełni. Te pozytywne uwagi o poszczególnych postaciach mogłoby się wydawać przeczą temu co stwierdziłem poprzednio. Otóż zawsze jest tak, że ta czy inna gra aktorska będzie się podobać, umiejętności poszczególnych osób są różne. Tak było i tym razem. A jednak całość oceniamy inaczej. Jeśli mogę coś na plus stwierdzić, to tylko to, że przez dwa pierwsze akty raczej się nudziłem, gadanie i gadanie, dramat rozpoczyna się dopiero w trzecim akcie. Tu się to wszystko jakoś składa; i zapał, i żywioł, brak dłużyzny, napięcie. Napięcie dramatyczne, święta rzecz w teatrze, W trzecim akcie znika szopka. Scenografia zostaje umetafizyczniona. Gesty stają się znaczące. Słowa elektryzują. Trzeci akt jest typowo refleksyjny. Tej refleksyjności winno, zostać wcześniej coś przeciwstawione. I tak się kończy "Wesele" w wykonaniu legnickiego teatru. Jeśli ta realizacja może o czymś świadczyć, to na pewno o tym, że w małych teatrach również mogą i powinny powstawać dzieła ambitne. Problem tylko w tym, aby owym zamierzeniom sprostać.

A to, jak pokazuje życie, nie zdarza się nazbyt często.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji