Druga strona Fryderyka
- Zależało mi, by opowiedzieć o człowieku z krwi i kości - o roli Fryderyka Chopina w spektaklu Teatru TV - mówi Krzysztof Szczepaniak, aktor Teatru Dramatycznego w Warszawie.
Z aktorem Krzysztofem Szczepaniakiem rozmawia Jolanta Gajda-Zadworna:
Główna rola na otwarcie sezonu Teatru TV to nie byle co. Do tego taka postać...
Krzysztof Szczepaniak: Z wielką przyjemnością przyjąłem propozycję, tym bardziej że spektakl "Fryderyk" (premiera 10 września w TVP1) skupia się na czasie przez większość produkcji biograficznych raczej pomijanym lub traktowanym wzmiankowo.
O jakim okresie mówimy?
- Czasie zderzenia się młodego, wybitnego, znanego wówczas w całej Warszawie pianisty, złotego dziecka epoki romantyzmu, z ogromną ścianą, bezlitosnym, cynicznym wielogłowym monstrum, jakim była stolica kulturalna świata tamtych czasów - Paryż roku 1931. Miejsce obiecujące złote runo, wieczną chwałę w panteonie najlepszych muzyków Europy, ale tylko nielicznym i w większości tym, którzy zaprzedali swoją duszę ówczesnym układom i modom.
Z tak plastyczną twarzą i temperamentem zagrać romantycznego kompozytora. To było wyzwanie?
- Bez wątpienia. Przede wszystkim dlatego, że zależało mi, by opowiedzieć o człowieku z krwi i kości. Ale mało kto wie, że Chopin był też doskonałym parodystą, z niezwykłymi umiejętnościami aktorskimi. Im bardziej poznawałem tę postać, głównie na podstawie listów, tym bardziej się orientowałem, że niezwykła wytworność i błogi spokój, który widzimy, patrząc na jego wizerunek namalowany przez Eugenea Delacroix, to tylko część jego osoby, niezwykle kompatybilna z tą neurasteniczną, bezlitosną dla siebie samego drugą stroną: człowieka, który przez całe życie najbardziej bał się odrzucenia.