Artykuły

Kiedy miłość odchodzi... zaczyna się pojedynek na słowa, które ranią jak stal

"Koniec miłości" Pascala Ramberta w reż. Doroty Androsz w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Pisze Jarosław Reszka w Expressie Bydgoskim.

"Końcem miłości" z popisem aktorskim na poziomie, który Teatr Polski nie oferował od dłuższego czasu, rozpoczął się w Bydgoszczy nowy sezon na sztukę. Tak trzymać! - łatwo powiedzieć..

Gorzkie rozrachunki pary, która kiedyś kochała się gorącym ogniem, ale ten ogień strawił ich uczucie. Pozostaje im gorycz i wzajemne obarczanie się winą za nieuchronnie nadchodzący rozpad związku. Pierwsze skojarzenie: Liz Taylor i Richard Burton.

Ale można kryzys małżeński pary artystów pokazać inaczej. Dowiódł tego Pascal Rambert, francuski dramaturg średniego pokolenia, którego rozpisany na dwa głosy "Koniec miłości" od premiery w 2011 r. obiegł sceny na kilku kontynentach.

Rambert za kilkanaście dni ma gościć w Bydgoszczy. Czy spodoba mu się spektakl doskonale znanej nad Brdą gdańskiej aktorki Doroty Androsz (występowała tu przed kilkunastoma laty), dla której "Koniec miłości" jest debiutem reżyserskim? Jestem przekonany, że tak. W sobotę na deskach Teatru Polskiego obejrzałem bowiem premierę, która wcisnęła mnie na półtorej godziny w niewygodne, niestety, krzesło.

Widzowie siedzą po obu stronach wydłużonej sceny. Aktorzy za plecami mają ściany, pod nogami piasek, to wszystko zatopione jest w zimnym, niebieskim świetle jupiterów. Plaża nocą? Mnie, mimo piasku, przestrzeń ta skojarzyła się z... szermierczą planszą. Szermierze muszą pilnować dystansu. Zbliżenie się do rywala bez dobrze przygotowanego ataku grozi kontratakiem i utratą punktu. Katarzyna Herman i Juliusz Chrząstowski, wybitni aktorzy teatralni (bardziej on) i filmowi (bardziej ona), którzy przyjechali do Bydgoszczy zagrać dwie główne i jedyne role w tym spektaklu, bardzo pilnują, żeby zbytnio nie zbliżyć się do siebie. Brak dystansu mógłby bowiem osłabić ich wolę walki, zaplanowanej nie tylko do pierwszej krwi. Wiedzą też, że oboje dysponują bronią, która potrafi ranić na odległość - słowem. Oboje pracują w teatrze, więc słowem potrafią posługiwać się z zawodową wprawą.

On - ten, który chce odejść - zaczyna i kończy swój 45-minutowy monolog przekonany o przewadze nad żoną, coraz bardziej kulącą się pod jego słowną agresją. Pycha go zaślepia. Gdy do głosu dochodzi Ona - ta porzucona - to On zostanie zepchnięty pod ścianę i zakłuty słowami byłej ukochanej.

Katarzyna Herman mówiła przed spektaklem, że czuje się w tej sztuce niczym alpinistka dzieląca ratunkową linę z partnerującym jej Juliuszem Chrząstowskim. Muszą się wzajemnie asekurować. Widz jednak tej liny nie widzi, widzi konfrontację i niczym sędzia szermierczej walki przyznaje punkty. Obejrzałem "Koniec miłości" razem z żoną. Po spektaklu zwycięstwo zgodnie przyznaliśmy Katarzynie Herman. Jednym, może dwoma punktami...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji