Artykuły

Zapasiewicz gra Becketta

"Zapasiewicz gra Becketta" w reż. Antoniego Libery w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Anna Sobańska-Markowska w portalu TVP.

Na wieczór "Zapasiewicz gra Becketta" składają się trzy miniatury: "Katastrofa", "Impromptu Ohio" i "Ostatnia taśma" (Krappa), niegdyś uchodzące za awangardę teatralną. Dziś już nie łamią schematów, ale zachowują uniwersalność w każdej dostrzeżonej przez widza warstwie znaczeniowej.

Mówią kolejno: pierwsza o zagrożeniu kultury i ubezwłasnowolnieniu człowieka sprowadzonego do roli manekina; druga o powtarzalności działań nieuchronnie prowadzących do kresu i o kryzysie wiary; trzecia o kryzysie tożsamości i nieogarnionej samotności człowieka-pisarza, który dożywa swych dni.

W tych trzech jednoaktówkach wyreżyserowanych przez bodaj największego beckettologa Antoniego Liberę w głównych rolach występuje Zbigniew Zapasiewicz. W autotematycznej (rzecz dotyczy teatru) "Katastrofie" z 1982 roku jako Protagonista staje się postacią centralną, choć nie wypowiada ani słowa. Ustawionego (strona bierna jest tu najwłaściwsza) na postumencie, w prochowcu, ze spuszczoną głową i w kapeluszu, przykurczonego wydobywa powoli z ciemności punktowe światło. Już wieje grozą, już czuje się nienazwany ból. Ta nieruchoma sylwetka posągu? żywego człowieka? - poraża. Przelatuje myśl: oto wielki aktor Zapasiewicz sprowadzony został do absolutnego minimum grania na scenie.

Jeszcze pojawi się wydający wrzaskliwym głosem polecenia Reżyser (Sławomir Pacek) - bufon i tyran w wielkim futrze i ciemnych okularach. Rozparty w krześle będzie dyktował Asystentce (Olga Sawicka) jak zmieniać ułożenie ciała, postawę aktora, bardziej go sponiewierać, stłamsić, upokorzyć. Asystentka porusza się nieco nienaturalnie, jest spięta, bezwzględnie posłuszna i najwyraźniej gotowa spełniać pozaartystyczne zachcianki dyktator. Protagonista stanowi kwintesencję uprzedmiotowienia (czytaj: sztuka przez duże S sięgnęła dna) i nagle bohater Zapasiewicza, znów oświetlony punktowym światłem, podnosi głowę Przynajmniej tyle, jest szansa na ocalenie - kultury, teatru, ludzkiej godności.

W drugiej kilkuminutowej, statycznie rozgrywanej jednoaktówce "Impromptu Ohio" z 1981 roku Zapasiewicz jest Czytającym wielką księgę. I tu wyłoni się z mroku, gdy nieruchomo siedzi przy stole, a obok niego Słuchający (Antoni Libera) w identycznej czarnej szacie i białej peruce z długimi włosami.

- Nic już nie zostało do opowiedzenia - padnie zdanie. Historia (czego lub kogo?) dobiega kresu, Zapasiewicz czyta, Słuchający (alter ego? sumienie?) uderzeniami ręki o stół nakazuje powtarzanie znanych przecież obu postaciom fragmentów. Czytający-Zapasiewicz cofa się do wcześniejszych fraz, zmienia intonację, przestawia akcenty. Aktor gra w tej miniaturze tylko głosem. Jego bohater jest zniecierpliwiony, czyta to, co już zna, i wie, że księga jak życie i los musi się skończyć.

"Ostatnia taśma" (1956) daje widzowi pełny obraz kunsztu aktorskiego Zbigniewa Zapasiewicza. To doskonały materiał na benefis - w 40-lecie pracy scenicznej ponad dwadzieścia lat temu zagrał Krappa w Teatrze Studio Tadeusz Łomnicki, teraz na swoje półwiecze aktorskie wybrał utwór Becketta Zapasiewicz.

Widz pamiętający słynny spektakl z Łomnickim (także w reżyserii Antoniego Libery) odczuwa silne wzruszenie, kiedy rozświetla się mała scena Powszechnego i w półmroku znów widać stół, na którym za chwilę stary Krupp położy stosy kaset i postawi szpulowy magnetofon. Szybko jednak okaże się, że choć obaj wielcy polskiego teatru odmiennie zbudowali postać swojego bohatera, mimo jednakowo precyzyjnego trzymania się didaskaliów.

- "Ostatnia taśma" Becketta ma sporo warstw, choć generalnie jest o rozczarowaniu artysty, który waha się, czy słusznie poświęcił życie osobiste dla sztuki. Krapp mówi o sobie, że był żałosnym facetem, rezygnując z prywatności. Chwilę później dodaje, że może jednak miał rację. Ta ambiwalencja jest inspirująca - powiada Zapasiewicz.

Krappa Łomnickiego zapamiętaliśmy jako postać bardziej ekspresyjną, błazeńską nieomal, budowaną za pomocą mini etiud aktorskich. Krapp Zapasiewicza jest postacią ponurą, wstrętną, obleśną bardziej wewnętrznie niż na zewnątrz. Gra bardzo precyzyjnie każdym gestem, spojrzeniem, kroczkiem, tonem, sylabą, spojrzeniem. Zdarza się, że starzec Krapp rozśmieszy kogoś na widowni, szybko jednak pojawia się odczucie jakiejś niestosowności tego śmiechu. Skromnymi środkami aktor pokazuje dramat człowieka, który przeżywa kryzys tożsamości, konstatuje, że nie jest tym, kim był kiedyś, nie jest też w stanie zaakceptować tamtego siebie.

Krapp Zapasiewicza - inaczej niż w wersji poprzednika - jest w miarę schludny w tej swojej białej koszuli. To jakby znak, że mimo odrazy do samego siebie u schyłku życia, kiedy jak co roku przesłuchuje swoje nagrania sprzed lat, tym razem sprzed trzydziestu (obecnie ma 69), próbuje jeszcze coś z siebie ocalić.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji