Artykuły

Hala potrzebna nam jak tlen

- Chciałam zorganizować polski spektakl plenerowy, ale nie mam gdzie. Fosa nie istnieje z powodu remontu Baja Pomorskiego, więc urządzenie tylko pola gry dla tego przedstawienia kosztowałoby mnie co najmniej 60 tys. zł, nie licząc innych kosztów - mówi JADWIGA OLERADZKA, dyrektor Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Kontakt w Toruniu.

Z Jadwigą Oleradzką [na zdjęciu], dyrektor Teatru Horzycy w Toruniu i Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Kontakt, o tegorocznej edycji, rozmawia Andrzej Churski:

Co wyróżnia Kontakt spośród innych polskich festiwali teatralnych?

- Ten festiwal wyróżnia trwanie (15 edycji to dość sporo) i sprawdzona formuła, która nie podlega szalonym przemianom, ale łagodnie ewoluuje. Ten festiwal naprawdę promuje ludzi i teatry. Nie ma roku, by nie pokazał się tu ktoś, kto potem zrobił karierę, zdarza się też, że na Kontakcie po raz pierwszy prezentujemy nowe zjawiska. Tak było np. z ubiegłorocznym, kontrowersyjnie przyjętym przedstawieniem "White star", którego formuła była znana na Zachodzie, ale w Toruniu została okrzyknięta nowością, bo była nowością. W tym roku podobnie będzie z belgijskim artystą Janem Fabre, który zresztą nigdy nie był w Polsce. Myślę, że jego "Anioł śmierci" zrobi na widzach duże wrażenie.

Pytam, bo mam wrażenie, że wraz z rosnącą liczbą festiwali następuje inflacja ich wartości.

W każdym polskim mieście teatralnym jest jakiś festiwal, często międzynarodowy.

- Międzynarodowych tak wiele nie ma. Wrocławski Dialog, Malta w Poznaniu, ukierunkowana na zjawiska offowe, no i są festiwale, które dopraszają teatry zagraniczne "w celu uświetnienia". W Toruniu Polska jest reprezentowana na równi z innymi krajami, co różni Kontakt od większości festiwali w naszej części Europy, gdzie pokazuje się i ocenia w konkursie głównie teatr narodowy, z zagraniczną reprezentacją jako gościnną atrakcją. U nas Polska nie ma taryfy ulgowej, a gospodarze, czyli Teatr Horzycy, występują poza konkursem.

Jaki Jest kierunek łagodnej ewolucji Kontaktu?

- Od 2000 r. festiwal prezentuje młodych twórców. Co roku dwa, trzy takie nazwiska się tu pojawiają. W tej edycji np. Victor Bodo z Węgier, bodaj 28-letni, a na scenie od 6 lat. W Polsce tak młodych reżyserów w zasadzie nie ma.

Czy o jakieś przedstawienie trzeba było walczyć, kusić, żeby teatr chciał przyjechać do Torunia?

- Tak nie było. Nauczyliśmy się, że najpierw trzeba wiedzieć, ile spektakl, który chcemy zaprosić, kosztuje i jakich wymaga warunków technicznych. I choćby coś się bardzo podobało, ale jeden z tych elementów był poza moim zasięgiem, w ogóle nie rozmawiam. Jeśli przedstawienie wymaga dużej sceny obrotowej - nie możemy go zaprosić, bo nawet w Operze Nova w Bydgoszczy obrotówka nie jest wystarczająca. Podobnie z pieniędzmi. Za drogi? - Nic z tego. Rok temu chciałam zaprosić spektakl z Danii i do głowy mi nie przyszło, że stosunkowo niewielkie przedstawienie może kosztować 3 razy tyle, ile z dobrego teatru niemieckiego.

Ile maksymalnie można wydać na jeden spektakl?

- To nie tak. Mam pulę pieniędzy, od której muszę odliczyć koszty ponoszone na miejscu na wynajem sal, tłumaczy i słuchawek, aparatury nagłaśniającej i oświetleniowej itd. Reszta zostaje na teatry. Żeby tę kwotę zwiększyć, posługujemy się dawno sprawdzonymi sposobami. Dam przykład Irlandii. Większość teatrów działa tam na zasadzie kampanii. Grupę ludzi zbiera się w castingach do przedstawienia, dzieło jest grane, potem przerwa, potem znów jest grane. Jeśli chcę ich zaprosić, powinnam pokryć nie tylko zwykłe koszty, ale też koszt prób potrzebnych przy wznowieniu spektaklu, który ma "przerwę". Szczęśliwie dogadałam się z pewną fundacją, która pokryje ten koszt, a jest to kwota około 60 tys. euro. Natomiast im jest wszystko jedno, ile razy zagrają za zakontraktowane pieniądze. Irlandczycy zagrają więc "Nieprawdopodobną częstotliwość" dwa razy.

Czy w sprawie przyszłej hall widowiskowej władze Torunia pytają teatr o potrzeby festiwalowe?

- Tak. Rozmawiamy i nasze sugestie są chyba w projektach uwzględniane. Ich realizacja sprawiłaby, że więcej pieniędzy szłoby na teatry, bo kosztowne urządzenia techniczne zapewniałaby hala. Dla nas byłoby to jak tlen.

Co Pani rekomenduje publiczności szczególnie?

- Wszystko, bo zaprosiłam te teatry i wszystkie mi się podobają. To będzie wyjątkowo "młody" festiwal, pełen multimediów, rapu, tańca, śpiewu. Polecam oczywiście spektakle na dużej scenie teatru, gdzie jest więcej miejsc na widowni i szans na bilety. No i irlandzkie przedstawienie, które ma formę musicalu czy nadkabaretu, gdzie publiczność siedzi na poduszkach. Na pewno powinny się podobać "Trzy siostry" Tuminasa z Wilna. No i polski "Słomkowy kapelusz". Bardzo lubię "Mewę" Węgra Arpada Schillinga, którego pokazaliśmy kilka lat temu w Toruniu, a który dziś jest europejską gwiazdą.

Czy władze lokalne, dając dotację, nie postawiły warunku, że powinno być w programie ludyczne przedstawienie plenerowe?

- Kontakt to kultura wysoka i nikt takiego warunku nie postawił. A serio, to chciałam zorganizować polski spektakl plenerowy, ale nie mam gdzie. Fosa nie istnieje z powodu remontu Baja Pomorskiego, więc urządzenie tylko pola gry dla tego przedstawienia kosztowałoby mnie co najmniej 60 tys. zł, nie licząc innych kosztów. Małych plenerów nie zapraszam, bo w Toruniu robią to inni.

"Kontakt" zaowocował ciekawymi przedstawieniami na scenie Horzycy, nagradzanymi i zapraszanymi na festiwale. Jakie planuje Pani w tym roku?

- To był nasz dobry pomysł. "Ślub" w reżyserii Estończyka z litewskim aktorem w roli głównej zrobił dużą karierę, "Pułapka" w reżyserii Petera Gothara z Węgier zostanie pokazana na inaugurację Kontaktu. Następne projekty skonkretyzują się może w czasie festiwalu.

Jakie przygotowaliście Imprezy towarzyszące "Kontaktowi"?

- Zaprosiłam toruński Teatr Wiczy z "Emigrantami" granymi w campingowym mercedesie. Odbędą się też dwa promocyjne spotkania z twórcami znakomitych wydawnictw. Z redakcją "Pamiętnika Teatralnego" poświęconego "Dziadom" Dejmka z 1968 r., z niebywale ciekawymi, niepublikowanymi dotąd, tajnymi dokumentami. Drugim będzie promocja wydania dramatów Harolda Pintera, noblisty z 2005 r., z udziałem Bolesława Taborskiego, tłumacza większości tekstów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji