Artykuły

Oskara na scenie też można polubić

"Oskar i pani Róża" w reż. Kuby Abrahamowicza na Scenie Margines Teatru im. Jaracza w Olsztynie. Pisze Ewa Jarzębowska w Gazecie Wyborczej - Olsztyn.

Jeśli ktoś czytał "Oskara i panią Różę", to idąc do teatru Jaracza na spektakl pod tym tytułem powinien zastosować się do słów pani Róży "Zawsze patrz na świat, jakbyś go widział po raz pierwszy". W przeciwnym razie zderzenie wyobrażeń ze sceniczną wizją może go rozczarować. Ale jeśli oderwie się od lektury, ma szanse polubić bohaterów spektaklu.

"Oskar i pani Róża" Erica Emmanuela Schmitta to jedna z najpopularniejszych książek ostatnich lat. Podbiła serca dzieci i dorosłych tym, że prostymi słowami mówi o sprawach trudnych i ważnych, które przerastają każdego z nas. Bo jak możemy się mierzyć z pytaniem o śmierć dziecka czy istnienie Boga. Teraz po ten tekst sięgnął reżyser Kuba Abrahamowicz i wystawił na olsztyńskiej Scenie Margines.

"Oskar i pani Róża" opisuje historię 10-letniego chłopca chorego na raka, któremu zostało kilka dni życia. Ponieważ ma przed sobą mało czasu, ciocia Róża, wolontariuszka, która opiekuje się dziećmi w szpitalu, podpowiada mu, by zaczął pisać listy do Boga. Jej pomysłem jest też to, że Oskar każdego dnia musi przeżyć aż dziesięć lat. Tak chłopiec zakochuje się, pobiera, przeżywa kryzys wieku średniego i starość.

Książka jest fascynującą i przejmującą lekturą, ale oddanie jej klimatu na scenie jest bardzo trudne. Przekonałam się o tym na niedzielnej premierze sztuki. Twórcy wybrnęli z zapisu w formie listów tak, by nie zanudzić widza i zachować przejrzystość wydarzeń. Wątpliwości budzi wprowadzenie ducha Oskara, bo dochodzi do sytuacji, że na scenie jest dwóch Oskarów - jeden mówi, drugi ilustruje wydarzenia.

Początek nieco się dłuży, ale w kolejnych scenach Oskar zyskuje sympatię widzów. Przekonuje do siebie nie tylko budząc litość i współczucie z powodu choroby, ale zwyczajnie daje się polubić. Jest uroczy, gdy opowiada Róży o nocy poślubnej ze swoją żoną Peggy. Jego nieświadomość na temat seksu i przekonanie o własnej dojrzałości wywołuje uśmiech i chwyta ze serce. Ostatni list do Boga przejmuje mądrością.

Łukasz Król, student drugiego roku studium aktorskiego, wcielił się w postać Oskara, zachowując chłopięcość i niewinność. Jednocześnie udało mu się wiarygodnie pokazać świadomość dzieci na temat ich choroby. Wiesława Niemaszek jako pani Róża jest ciepła, zabawna i budzi zaufanie, choć za często mówi tonem mentora pouczając chłopca. Przybijanie piątki przez Oskara i panią Różę wygląda sztucznie i przypomina porozumienie Pata i Mata z czeskiej bajki "Sąsiedzi", a jedynym uzasadnieniem tych gestów jest symbolika przymierza między postaciami.

Korzystne jest otwarte zakończenie. Ono pozwala widzowi samodzielnie odpowiedzieć na pytanie, jaka jest prawda o Róży. Nie pokazuje też, czy koniec opowieści o Oskarze jest końcem jego życia, czy coś było dalej.

Scena Margines pokazała ciepły i wzruszający spektakl, który - choć ociera się o bajkę - jest piękną przypowieścią o życiu i przemijaniu i to największy atut przedstawienia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji