Artykuły

Anita Sokołowska: Codziennie uczę się pewności siebie

Można by powiedzieć, że ma wszystko: pracę, która jest jej pasją, popularność i szczęśliwą rodzinę. Do tego jest piękna i utalentowana. A jednak Anita Sokołowska, gwiazda "Przyjaciółek", mówi: brak mi pewności siebie. Jakie jeszcze sekrety nam zdradza?

Aktorstwo wymaga ogromnej wrażliwości i empatii. Czy rodzice w szczególny sposób pielęgnowali Twoją wrażliwość?

- Rodzice bardzo dobrze mnie wychowali, ale... nie na tę rzeczywistość. Skromność, wycofanie, czekanie na to, co zaoferuje mi świat, a nie wydzieranie tego dla siebie, brak pychy - to wszystko jest dobre, ale później trudno się odnaleźć, zwłaszcza w wolnych zawodach. Powiem szczerze - nie wiem, czy w dzisiejszym świecie bycie wrażliwym jest pożądaną cechą. Dziś młode pokolenie otwiera sobie świat "z buta". Z jednej strony mnie to irytuje, a z drugiej fascynuje, że potrafią zawalczyć o swoje. Pracując z młodymi ludźmi, traktuję kontakt z nimi jak ważną lekcję, odrabiam zaległości z pewności siebie.

Jaka byłaś jako dziecko?

- Bardzo dobrze się uczyłam, ale jednocześnie troszkę kombinowałam. Dbałam o to, aby początek roku był świetny, a potem jechałam na... dobrej opinii. Główną wadą mojego charakteru był brak systematyczności w nauce. Zaczynałam rok z postanowieniem, że teraz będę się przykładała, ale mój zapał słabł. Byłam świetna z matematyki i fizyki, ale za mało ćwiczyłam. Było mnie stać na więcej.

Matematyka i fizyka? To jak zeszłaś na artystyczną ścieżkę?

- Mama zapisała mnie na zajęcia baletowe w Lublinie i przez jedenaście lat systematycznie ćwiczyłam taniec. Dziś wiem, że balet zbudował moją wrażliwość.

I ta miłość do baletu nauczyła Cię systematyczności?

- Tak, choć początki były trudne, bo... nie lubiłam tych zajęć. Byłam dzieckiem bardzo wstydliwym i miałam, trudności z wejściem do nowej grupy. Poza tym miewałam kryzysy - moje koleżanki bawiły się po szkole na podwórku, a ja musiałam jeździć na zajęcia, których nie lubiłam. Gdy byłam trochę starsza, balet przerodził się w moją miłość i pasję. Poznałam grupę wspaniałych dziewczyn, z którymi stworzyłyśmy własną "grupę baletową". Mama mojej koleżanki była rusycystką, więc ściągała dla nas z Rosji albumy o balecie i taśmy z nagraniami. Miałyśmy absolutnego świra na tym punkcie, a przyjaźnie które powstały w naszej grupie, były bardzo głębokie.

Co dał Ci balet?

- Dziecko powinno mieć pasję. To niezwykle ważne, aby nie żyło wyłącznie w świecie podwórkowo-szkolnym. Tym dla mnie był balet. Natomiast dla mojego zawodu był wspaniałą bazą. Mam wielką świadomość swojego ciała, potrafię sama sobie konceptualizować ruch na scenie, mogę stworzyć postać, która ma dziwną cielesność. Kiedyś, po jednym ze spektakli, usłyszałam pytanie: "Kto układał pani ruch do sztuki?". I to był dla mnie największy komplement, bo sama to przygotowałam.

Pewnie już jako dziecko zapowiadałaś się na aktorkę.

- Zdecydowanie nie! Moje pierwsze wstąpienia na apelach były, delikatnie ujmując, bardzo słabe (uśmiech). Byłam wstydliwa i skryta. Pamiętam akademię z okazji Dnia Matki, na której recytowałyśmy wiersze. Moje koleżanki pięknie to robiły, a ich mamy płakały ze wzruszenia. Moja mama natomiast powiedziała, że mogłam "bardziej poprzeżywać" występ (śmiech).

To jak trafiłaś na tę drogę?

- Co jakiś czas dostawałam szansę grania na prawdziwej scenie. W pierwszej klasie, dzięki szkole baletowej, dostałam rolę w spektaklu w Teatrze Dramatycznym w Lublinie. Potem pojawiły się kolejne propozycje. W sumie zagrałam w czterech przedstawieniach - bardzo małe role, ale dla dziecka była to fantastyczna przygoda. W liceum chodziłam do amatorskiego Teatru Panopticum. Wcale jednak się nie wyróżniałam wśród innych, a nawet odstawałam od nich. To byli młodzi ludzie, którzy prowadzili życie artystyczne, chodzili w czarnych płaszczach, palili papierosy, rozmawiali o sztuce i filozofii. Ja byłam, jak mi się wtedy wydawało, zwykłą dziewczyną z osiedla. Byłam zaskoczona, że dostałam się do szkoły aktorskiej za pierwszym razem.

Rodzice byli dumni?

- Byli szczęśliwi, bo wtedy zawód aktora kojarzył się z nobilitacją, prestiżem, zwiastował ciekawe życie. Rodzice nie mieli pojęcia, czym tak naprawdę jest ten zawód. Ja również!

Po latach, gdy skończyłam szkołę aktorską, a mama zobaczyła, jak żyję, ile pracuję, zrozumiała, że to trudne zajęcie. Jest oczywiście szczęśliwa, że mi się udało, mam pracę, utrzymuję się z aktorstwa, ale wie, jak dużym kosztem to osiągnęłam.

Zapraszasz rodziców na premiery?

- Tata dopóki żył, był na wszystkich moich dyplomach w łódzkiej filmówce. Mama wciąż bardzo mi kibicuje. Ostatnio grałam trudny spektakl w Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Nie zachęcałam mamy do obejrzenia go, ale nalegała, by przyjść. Wytrzymała 2 godziny i 40 minut w dusznej sali. Była uważna, skupiona, a potem odbyłyśmy rozmowę o tej sztuce. Mama bardzo szanuje mój zawód, widziała większość moich spektakli. Mam w niej ogromne wsparcie.

Bydgoszcz, Łódź, Warszawa, Lublin. Mieszkałaś w wielu miastach w Polsce. Znalazłaś już swoje miejsce na Ziemi?

- Warszawa już od jakiegoś czasu jest moim domem. Moje podróże po kraju związane były z pracą w teatrach. Nosiło mnie, bo chciałam robić ciekawe, kreatywne rzeczy. Występowanie wyłącznie w serialu nie jest zaspokojeniem moich ambicji. Bardzo szanuję tę pracę, ale wiem jednocześnie, że można mówić ciekawszym językiem, dotykać głębszych tematów. Gnało mnie więc po tych teatrach, aby robić rzeczy, które mnie rozwijają. Uwielbiałam pracować w Bydgoszczy, gdzie teatr był na najwyższym poziomie: najlepsi reżyserzy, ciekawe tematy. Dzięki temu wiem, w jakim miejscu jestem, i mam świadomość tego, jaką chcę być aktorką. W Warszawie teatry są różne -tam, gdzie bym chciała grać, nie mogę, a inne mnie nie interesują.

Na co teraz stawiasz: na aktorski rozwój czy rodzinną stabilizację?

- Idealnie byłoby to połączyć, ale od czasu, kiedy urodził się mój synek Antoś, przewartościowałam wszystko. Im jest starszy, tym bardziej mnie potrzebuje. Dlatego moje wybory są oczywiste - priorytetem jest rodzina. Cudownie spędzać czas z dzieckiem, dawać mu inspiracje, pokazywać świat. Trzeba jednak mieć z czego żyć i mieć fundusze na pokazywanie tego świata. Praca jest dla mnie ważna, ale niestety mój zawód jest nieprzewidywalny. Aktor ciągle szuka pracy, bo za miesiąc czy dwa produkcja się skończy. Nikt nie daje gwarancji, że po trzech sezonach będziemy kręcili dalej. I tak ciągnie się kilka srok za ogon.

Zabierasz czasem synka do pracy?

- Staram się tego nie robić. Na planie jestem zajęta: uczę się tekstu albo gram. Gdy Antek był malutki i karmiłam go piersią, niania przywoziła go na plan i spędzali w kamperze dwie-trzy godziny, co przekładało się na dwa karmienia. Uważam jednak, że kamper nie jest dobrym miejscem dla dziecka. Powietrze jest w nim suche, wszędzie pełno kurzu. To nie Ameryka, gdzie kampery aktorów są wielkości ciężarówki, u nas to budki, w których siedzą cztery aktorki, więc nie ma tam miejsca dla małych dzieci. Uznałam, że nie będę zaspokajała swojego głodu macierzyństwa, trzymając synka w kamperze z nianią. Gdy przestałam go karmić piersią, Antek nie pojawiał się już na planie.

A podczas podróży teatralnych?

- Do teatrów zawsze jeździłam z synem. Antek uwielbia teatr! Raz zabrałam go do teatru dla dzieci. Ucieszył się, ale gdy zobaczył, że to nie jest "teatr mamusi", wpadł w histerię.

Jak Antek reaguje, gdy widzi Cię w telewizji?

- Nie mam telewizora w domu. Ale gdy widzi mnie w gazecie, cieszy się. Choć czasami myli mnie z innymi aktorkami, ostatnio z Penelope Cruz.

***

A to ciekawe..

ANITA SOKOŁOWSKA urodziła się w 1976 roku w Lublinie. Przez 11 lat tańczyła w tamtejszym Społecznym Ognisku Baletowym. W wieku 10 lat wystąpiła w przedstawieniu jednego z lubelskich teatrów, a wkrótce w kolejnych pięciu. Następnie grała w Teatrze Panopticum. Po liceum dostała się do łódzkiej filmówki, gdzie skończyła aktorstwo. Popularność przyniosła jej rola Leny Starskiej w serialu "Na dobre i na złe", w którym gra od 2004 roku. Widzowie pokochali ją także jako przebojową Zuzę Markiewicz w polsatowskim hicie "Przyjaciółki", w którym występuje od sześciu lat. Aktorka związana jest z reżyserem teatralnym Bartoszem Frąckowiakiem. Są rodzicami 5-letniego Antosia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji