Artykuły

Lowe: Bielenia

Bartosz Bielenia już "nie robi" w Starym, w Nowym teraz robi, ale na przykład Alexander McQueen też już nie jest królem mody, bo w ogóle nikim nie jest, od kiedy nie żyje, tylko czy to mu odbiera pozycję the besta? Ze Starym jak z mafią, że raz wstąpiwszy do tego ensemble'u, zostajesz jakby na zawsze, nic was nie rozłączy, nawet dobra zmiana.

Aktor Bielenia zastał Stary Teatr starym, a zostawił całkiem nowym. Pierwszą swoją rolę miał w "Edwardzie II", był jeszcze studentem, zagrał geja Gavestona. Dopiero później miało się okazać, że to nie jest po warunkach! Bartosz Bielenia "warunków" nie posiada, on jest ponad "warunkami" jak niektóre top modelki. Jest tak samo chłopem, jak i kobietą, jak i przybyszem z kosmosu. Uroda jak z Fra Angelico, totalne zdolności, jest wspaniałym kandydatem do grania wszystkiego. Ma to, co mają najlepsi aktorzy, że poza sceną "wcale byś nie pomyślał", "pięciu groszy byś za niego nie dał", bo gra wtedy, gdy ma zagrać, i ciężko połączyć Bielenię przechodnia z Bielenią postacią. BB, por. Brigitte Bardot, jest najzdolniejszym aktorem swego pokolenia.

I jako taki poszedł w cholerę razem z Janem Klatem (ale nie za Klatą). Jest niezastąpiony, ale byłoby mało rozsądne mieć pretensje o to, że jest wszędzie chciany.

Następnej myśli nie umiem powiedzieć w języku ojczystym, a chodzi w niej o to, jakim sposobem debiutant Bielenia stał się, kim jest do tej chwili, artystą scen polskich. "He danced his way into eternity". To było do piosenki "Smalltown Boy", tańczył Edmunda w "Królu Learze" Klaty. Ale jeszcze lepszą pokazał Ofelię u Garbaczewskiego, w białej obcisłej koronce, w czerwonym rozmazie na ustach i wokół. Umiał to zrobić z rzadkim rodzajem ironii, który się nie gryzie z powagą wchodzenia w rolę. Na tym poziomie aktorstwa można w sumie zrobić wszystko i się nie wygłupić.

Gdybym mu pisał recenzję wewnętrzną, nie do pokazania, doniósłbym, jaki jest piękny, sprawny, niepohamowany i świadomy swej wartości. Natomiast nie widzę w nim materiału na gwiazdę, myślę, że w życiu zawodowym czeka go raczej ambitniejsza ścieżka.

Jest autorem dwóch spektakularnych zastępstw, bo tak - autorstwem - trzeba to określić. W "Pawiu królowej" zagrał to, co Loga, i było jak w Czarnym łabędziu: był od poprzednika dużo słabiej precyzyjny, ale postać downa wyszła mu totalniej - Loga grał downa, Bielenia był downem! Ale hitem jest dopiero podmianka w "Procesie" u Krystiana Lupy: dokonał jej w pół godziny, bardzo nagłe wejście. I co, trzy lata trzeba próbować, żeby grać u Lupy?

Jego w "Weselu" u Klaty nikt z kolei nie zastąpi, nie ma takiej możliwości, no chyba że trzeba To też taka historyjka, Krystian Durman zagrał księdza w dyplomie u Strzępki (boskie), więc jak trzeba nagle było, zrobił to także u Klaty. Po to są ZESPOŁY. Obecnie Bielenia jest zastępowany w dwóch spektaklach na "p", w "Podopiecznych" i "Płatonowie", co propsuję na logikę, bo dzięki temu spektakle się grają, ale kiedy nowi gwałcą nogę u Jelinek lub coś mówią u Czechowa, to zamykam oczy, uszy. Występem w "Kopciuszku" (oczywiście wróżkę zagrał) zwojował nowe targety, dzieci wcześniej go nie znały, a teraz już znajo.

W W-wie debiutował w ogromnym pampersie i jakkolwiek to zabrzmi, wypełnił zadanie. Zagrał starca u Platona. Skoro jest już w tym teatrze, to najbardziej bym go widział w "Aniołach w Ameryce", w roli, rzecz jasna, Priora. Jego byśmy żałowali, że choruje na chorobę. To by dopiero była estetyzacja cierpienia!

Luknąwszy na jego "bibliografię", spis ról na e-teatrze, doznałem zdziwienia, że tego nie ma aż tak dużo, on jest przecież jeszcze młody, ale teatrowi polskiemu najbardziej niezbędny, po nim nasze życie artystyczne nie działa bez niego. Prawda jest też taka, że Bielenia nie gra ról niepierwszoplanowych, jest jak młoda Cielecka, zaczął od razu od najwyższej półki i ciężko ustalić, co w takim wypadku znaczy słowo "rozwój".

Bartosz Bielenia nie jest "aktorem Klaty", "aktorem Garbacza" albo "aktorem Warlika". Nie jest w ogóle "człowiekiem teatru"! Jest artystą samoswoim, udzielającym się scenie na własnych warunkach. Teraz rozkręca karierę filmową, film ma tytuł "Boskie ciało". Żarcik - "Boże ciało". Cytując, co pan Ollivander powiedział w "Kamieniu filozoficznym" na widok Harry'ego: we expect great things.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji