Artykuły

Przeboje Mieczysława Fogga wracają w wielkim stylu na nowej płycie

- Fogg był symbolem straconej młodości straconego pokolenia. Płytę kończymy powstałą w 1944 r. "Piosenką o mojej Warszawie", wraz z którą skończyła się przedwojenna Warszawa - mówią Marcin Masecki i Jan Młynarski. Na płycie "Fogg, pieśniarz Warszawy" zaśpiewali Agata Kulesza, Joanna Kulig, Barbara Kinga Majewska i Szymon Komasa. Z twórcami rozmawia Anna S. Dębowska w Gazecie Wyborczej.

Anna S. Dębowska: Jeszcze nie wybrzmiała "Noc w wielkim mieście", wasza pierwsza wspólna płyta z przedwojenną polską muzyką rozrywkową, a już ukazuje się nowa: "Fogg, pieśniarz Warszawy". Jak doszło do jej powstania?

Marcin Masecki: Zgłosiło się do nas Muzeum Powstania Warszawskiego, które co roku organizuje duży koncert w rocznicę wybuchu powstania, co jest połączone z wydaniem płyty. Zawsze są to tematy związane z historią Warszawy lub bezpośrednio z sierpniem 1944 r. Dyrektor Jan Ołdakowski zaproponował temat: Mieczysław Fogg. Ucieszyliśmy się, że nas doceniono i że jesteśmy kojarzeni z muzyką międzywojnia. Mimo to chcieliśmy odmówić, bo dano nam bardzo mało czasu. Muzeum zwróciło się do nas w marcu, płyta musiała być gotowa do końca czerwca. Dla porównania: nad "Nocą w wielkim mieście" pracowaliśmy przez ponad rok, tam był czas na namysł i na próby. W tym przypadku wszystko powstało w dwa miesiące.

I jest znakomicie, choć płyta brzmi inaczej niż "Noc...". Skąd ta różnica?

M.M.: Inni wykonawcy. Tam był nasz Jazz Band, tutaj jest Jazz Camerata Varsoviensis. Perkusista Jerzy Rogiewicz nie mógł tym razem z nami współpracować, więc zrezygnowaliśmy z sekcji rytmicznej. Zostały saksofony, choć tylko trzy, doszły skrzypce Mateusza Smoczyńskiego. Zrobiło się mniej jazzowo, a bardziej w stylu muzyki kameralnej. Słyszałem opinie, że moje nowe opracowania są prostsze, że nie ma w nich "udziwnień" rodem z muzyki współczesnej. Ale jak się wsłuchać, to też sobie aranżacyjnie pozwalam.

Jan Młynarski: Tamtą płytę zrobiliśmy z utworów jazzowych, utrzymanych w metrum 4/4, wybieranych subiektywnie według różnych, acz pokrewnych kryteriów. Tutaj mamy przeróżne rzeczy, muzyczne figle i chwytające za serce utwory, jak "Piosenka o mojej Warszawie".

Zaprosiliście gwiazdy: Joannę Kulig i Agatę Kuleszę, która rewelacyjnie śpiewa "Amerykę", oraz Szymona Komasę i Barbarę Kingę Majewską.

J.M.: To ma decydujący wpływ na koloryt płyty. Fogg był barytonem, kształcił głos klasycznie, stąd nasz pomysł na Szymona Komasę, który również śpiewa barytonem i pięknie otwiera płytę piosenką "A ja sobie gram na gramofonie". Joanna Kulig i Agata Kulesza to aktorki dramatyczne, które wspaniale śpiewają - bez nich obraz świata, o którym opowiadamy, byłby niepełny. Fogg występował z Ordonką.

Czuję, że hitem stanie się "Polowanie na tygrysa", które wykonuję na cztery głosy z Marcinem, Tomaszem Dudą i Piotrem Zabrodzkim. To nasz ukłon w stronę Chóru Dana. Fogg długo w nim śpiewał [w latach 1928-38]. Czterech przystojnych, śpiewających facetów, tzw. rewelersów, to prototyp boysbandu. Taki skład był szalenie modny w tamtych czasach. Śpiewamy też "Argentynę".

Marcin, czy coś łączy aranżacje z "Fogga" z tym, co skomponowałeś do filmu "Zimna wojna" Pawła Pawlikowskiego?

M.M.: Nie, bo to inna epoka. Tu mamy lata 20 i 30. XX wieku w Polsce, a "Zimna wojna" dzieje się w latach 50. i 60., głównie w Paryżu. Moją rolą było przygotowanie aranżacji, jakie mógłby stworzyć ktoś taki jak Wiktor, grany przez Tomasza Kota - muzyk klasyczny, który na Zachodzie zachłysnął się jazzem. Nie łączyłbym tego. Ale gdyby nie film, to Joanna Kulig i Agata Kulesza mogły nie odebrać ode mnie telefonu w sprawie Fogga.

Gdzie są na tej płycie tanga "Chryzantemy złociste" i "Jesienne róże"? Gdzie "Pierwszy siwy włos"?

J.M.: Bez przesady. Są wielkie piosenki, które w czasach Fogga śpiewał każdy: "Tango Milonga" i "Ostatnia niedziela". Chciałem pokazać drogę artystyczną Fogga: najpierw członek Chóru Dana, później popularny piosenkarz. Potem czas okupacji, gdy zginął tamten świat. Wreszcie powojnie, gdy nasz bohater śpiewał "Piosenkę o mojej Warszawie" Alberta Harrisa, jedną z najważniejszych pieśni w jego repertuarze.

Fogg był symbolem straconej młodości straconego pokolenia. Tym utworem, który powstał w 1944 r., kończymy płytę, tak jak skończyła się wraz z nią przedwojenna Warszawa. W żadnym przypadku nie uniknąłbym jednak jakiegoś kompromisu. Materiał związany z Foggiem jest niezwykle obszerny.

Miałam wrażenie, że słucham muzyki z programu telewizyjnego "W starym kinie", tylko bez obrazu. Głos Szymona Komasy w "Tangu Milonga" brzmi, jakby się wydobywał z tuby gramofonu. Twój śpiew też ma taki przedwojenny sznyt. Jak udało się przywołać ten klimat? Użyliście starych mikrofonów?

J.M.: Bardzo się cieszę, bo nam chodzi właśnie o brzmienie. Nagrywaliśmy na mikrofonach z lat 40. i 50. XX wieku. Mamy też mikrofon z 1927 r. Chcę jednak podkreślić, że my nie tworzymy grupy rekonstrukcyjnej. Użyliśmy np. kilku mikrofonów tak, żeby osiągnąć tzw. plany brzmieniowe i wrażenie głębi, podczas gdy przed wojną nagrywano tylko na dwa mikrofony.

Najważniejsza jest aranżacja i sposób, w jaki używamy instrumentów. Oddaliśmy np. głos saksofonowi melody w stroju C. To typ saksofonu bardzo charakterystyczny dla dawnego brzmienia orkiestr rozrywkowych. Generalnie staramy się działać według starych, mniej dziś popularnych sposobów. Naszym celem jest osiągnięcie docelowego brzmienia już na etapie prób, bez angażowania w to technologii, cyfrowych trików. Podczas nagrań współczesnego sprzętu staramy się używać jak najmniej. To kluczowe dla brzmienia, o które nam chodzi.

A Marcin jest bardzo osłuchany.

Marcin, podobno twój ojciec robił ci domowe audycje. Od tego się wszystko zaczęło?

M.M.: Przez pierwsze siedem lat mojego życia mieszkaliśmy w Kolumbii. Mój ojciec stworzył niezłą kolekcję płyt i kaset z muzyką klasyczną i rozrywkową.

Było tego wystarczająco dużo, żebym tego słuchał w kółko. To teraz mój muzyczny fundament. Był w tej kolekcji Glenn Miller, Tommy Dorsey, Count Basie, Duke Ellington, Louis Armstrong - amerykańska jazzowa biblia. Ale były też polskie płyty, Mieczysław Fogg na pewno też. Ojciec w przemyślany sposób układał dla mnie playlisty, zgrywał wszystkie kawałki na kasety i tworzył z tego mieszankę, która w jego opinii była optymalną edukacją muzyczną: Chopin na zmianę z "Chattanooga Choo Choo".

Fascynujący koktajl.

M.M.: Buntowałem się długo, ale w końcu mnie to dopadło i pokochałem te dźwięki. W zeszłym roku nagrałem ragtime'y z Jerzym Rogiewiczem, a potem "Noc w wielkim mieście". Taki retro rok.

To pytanie musi paść: lubicie Mieczysława Fogga? Jan Ołdakowski napisał we wstępie do płyty, że to "jeden z najznakomitszych polskich pieśniarzy XX wieku". Zgadzacie się?

M.M.: To nie był najlepszy polski pieśniarz. Jako wokalistę wolimy Adama Astona [Adolf Loewinsohn, pseudonim Aston wymyślił dla niego Henryk Wars]. To była wielka gwiazda przedwojennej piosenki i filmu, po wojnie kompletnie zapomniana. Próbowaliśmy przypomnieć Astona, zresztą rówieśnika Fogga, płytą "Noc w wielkim mieście", na której nagraliśmy piosenki z jego repertuaru. To były głównie kompozycje Henryka Warsa, który swoje szlagiery pisał zwykle z myślą o nim. Fogg, któremu udało się przeżyć i utrzymać popularność długo po wojnie, był łącznikiem z tamtym przedwojennym światem. Taką rolę napisała mu historia. Jest niezaprzeczalnym pomnikiem polskiej kultury rozrywkowej do dziś. A pomniki warto w odpowiedni sposób pielęgnować. Natomiast do Astona pewnie jeszcze wrócimy.

J.M.: Jeszcze jak byłem dzieckiem, to było tak: włączasz radio, śpiewa Fogg; myślisz: ckliwe nudy... nieodmienne wzruszenie na twarzach babć i dziadków... Chciałem pokazać postać, która weszła w nowe czasy, niosąc ze sobą świat zniszczony, zabity i wypalony ogniem. Od początku wiedziałem, że to ma być coś więcej niż płyta o nim. Raczej o jego pokoleniu, do którego należał Aston i wielu wspaniałych twórców polskiej piosenki, kompozytorów i autorów tekstów, którzy zginęli za murami getta warszawskiego lub w Treblince. Przypomnę: Artur Gold, Władysław Szlengel, Michał Ferszko, wybitny pianista i kompozytor przedwojennych hitów, wreszcie zastrzelony w getcie Andrzej Włast, najpłodniejszy tekściarz tamtych czasów - oddaliśmy im hołd na poprzedniej płycie.

Biorąc pod uwagę, ile wspaniałych utworów napisał po wojnie Władysław Szpilman, można sobie zdać sprawę z tego, jaką ponieśliśmy stratę. Ludzie wiedzieli, że ci wybitni koledzy są za murem, i nie mogli im pomóc.

Mieczysław Fogg ratował swoich kolegów, muzyków żydowskiego pochodzenia, pomagał im się ukrywać. Odwaga?

J.M.: I to wielka! Fogg był jednym z nielicznych nie-Żydów w muzycznym środowisku - prawie cały świat, w którym funkcjonował na co dzień, został zamknięty w warszawskim getcie. To byli ludzie, z którymi pracował na co dzień, przyjaźnił się, dzielił scenę. Wojnę przeżyli nieliczni. Mieczysław Fogg został Sprawiedliwym Wśród Narodów Świata. Uratował życie Iwo Wesby'emu i jego rodzinie.

To bardzo porusza moją wyobraźnię: ja też przecież działam w pewnym środowisku, mam na myśli wytwórnię Lado ABC. Spędzamy ze sobą dużo czasu, jesteśmy prawie jak rodzina. Oni mieli dokładnie tak samo. Pracowali razem bardzo dużo, trzy razy więcej niż my. I teraz - załóżmy, że nagle wszyscy ci z Lado ABC, którzy mają piegi, muszą zostać zamknięci na małej przestrzeni za murem i zagłodzeni razem ze swoimi dziećmi. Co bym wtedy zrobił? Starałbym się zorganizować takie warunki, żeby ilu się da, z tego zamknięcia uratować. Fogg tak właśnie myślał.

Czy wasza pierwsza płyta pokazała, że jest dziś w Polsce zainteresowanie muzyką retro?

M.M.: Cały sezon mamy wypełniony koncertami z muzyką z tej płyty. To chyba coś pokazuje.

J.M.: W amfiteatrze w Olsztynie, gdzie niedawno graliśmy, było parę tysięcy ludzi i wszyscy śpiewali z nami refren piosenki "Abduł Bey". "Noc w wielkim mieście" też śpiewali. To były piosenki przysypane toną popiołu, nikt ich nie znał, nikt o nich nie wiedział, może tylko ci, którzy wchodzą na portal starepiosenki.pl. Teraz to żyje swoim życiem, a "Abduł Bey", do którego zrobiliśmy teledysk, po 90 latach staje się jeszcze raz popowym przebojem. Mamy satysfakcję.

__________

Koncert i premiera płyty w piątek o godz. 21, park Wolności przy Muzeum Powstania Warszawskiego w Warszawie. Więcej informacji na www.1944.pl

Młynarski-Masecki Jazz Camerata Varsoviensis "Fogg, pieśniarz Warszawy", wyd. Muzeum Powstania Warszawskiego / Agora

***

Na zdjęciu: Marcin Masecki, Jan Młynarski iMichał Fogg.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji