Artykuły

Łazienkowska Fete champetre

"Nędza uszczęśliwiona" Macieja Kamieńskiego w reż. Jarosława Kiliana w Polskiej Operze Królewskiej w Warszawie. Pisze Patryk Kencki w portalu Teatrologia.info.

"Nędza uszczęśliwiona" to pierwsza opera programowo polska. Skomponował ją Maciej Kamieński, notabene spolonizowany Słowak. Libretto zawdzięczamy Wojciechowi Bogusławskiemu, który rozbudował kantatę Franciszka Bohomolca. Prapremiera odbyła się 11 lipca 1778 w Teatrze Narodowym, działającym wówczas w Pałacu Radziwiłłowskim (dziś siedziba Prezydenta Rzeczypospolitej). Warto przypomnieć, że w spektaklu śpiewał także sam Bogusławski.

Akcja utworu rozgrywa się w środowisku chłopskim. Wśród starających się o rękę pięknej Kasi jest zamożny i mieszkający w mieście Jan. Wszelako dziewczyna bardziej skłania się ku ubogiemu Antkowi. Tymczasem owdowiała Anna, przerażona perspektywą tytułowej nędzy, próbuje nakłonić córkę do racjonalnego w swym mniemaniu wyboru. Na szczęście nad zakochanymi czuwa dziedzic (postać fantomowa, niepojawiająca się wprost na scenie). Przybywający w jego imieniu Podstarości ogłasza, że dobry pan postanowił obdarować młodych pieniędzmi, zbożem i inwentarzem. Oczywiście osiemnastowieczni widzowie nie mieli wątpliwości, że adresatem laudacji wygłaszanych na jego cześć, jest tak naprawdę król Stanisław August. Aria Podstarościego nie pozwala wszak na inne domysły:

"Nie pan to, dziatki, lecz ojciec prawdziwy,

Jego łaskawość nieraz mnie zadziwia:

Zda się, że wtenczas tylko jest szczęśliwy,

Kiedy z poddanych kogo uszczęśliwia.

Tę jedną rozkosz czuje z panowania,

Że ma sposobność nędznych ratowania".

O ile "Nędza uszczęśliwiona" zajęła odpowiednią pozycję w historii polskiego teatru, o tyle jednak nie zdołała zapewnić sobie trwałego miejsca na naszych scenach. W czasach nam bliższych po utwór sięgnięto jedynie kilka razy. W Polskiej Operze Królewskiej dzieło wyreżyserował Jarosław Kilian. I trzeba przyznać, że zrobił to z wielkim wdziękiem.

Całość przedstawienia została objęta metateatralną ramą. Oto wokaliści wcielili się w role osiemnastowiecznych arystokratów, odgrywających "Nędzę uszczęśliwioną". Pomysł to zaiste wspaniały! Wszak w osiemnastym wieku scena, na której odbywa się przedstawienie, działała głównie jako théâtre de société, stanowiący kulturalną rozrywkę szlachetnie urodzonych amatorów.

Jeżeli chodzi o śpiewaków, których miałem okazję wysłuchać podczas przedstawienia odbywającego się w ramach operowego festiwalu, to muszę przyznać, że stanowili bardzo zgrany zespół, do którego każdy z wykonawców wnosił jakąś interesującą barwę. Małgorzata Grzegorzewicz-Rodek przewrotnie wykorzystywała swoje zdolności dramatyczne, aby nadać Annie zabawny charakter. Świetne wrażenie zrobiła na mnie aria Torbo kochana, majątku mój cały. Agnieszka Kozłowska z wyraźną ironią akcentowała niezdecydowanie Kasi, potrafiąc jednocześnie wydobyć liryczny urok wykonywanej partii. Mateusz Zajdel (Antek) umiejętnie oscylował pomiędzy tonem lirycznym a akcentami bohaterskimi. Piotr Kędziora jako Jan popisywał się silnym i efektownym głosem. Szczególnie spodobała mi się w jego wykonaniu aria Na żadnej u mnie wygodzie nie zbywa. Wreszcie Witold Żołądkiewicz, sięgając po ton jowialny, nadał postaci Podstarościego niewątpliwy urok.

Dzięki odwołaniu się do metateatralnej konstrukcji, uzyskano możliwość potraktowania spektaklu jako swoistej zabawy. Osiągnięto właściwy dystans. Ożywiono podstarzałą materię teatralną. Zdobyto okazję do wprowadzenia bezpretensjonalnych żartów. Kiedy naszym oczom ukażą się Anna i Kasia, z rozbawieniem skonstatujemy, że ubogie wieśniaczki popijają kawę z porcelanowych filiżanek, a na białym stoliku stoi srebrna cukiernica.

Kilian z lekkością wyczarował rozmaite działania dla wykonawców. Wahająca się Kasia bezwiednie będzie wrzucać do kawy kolejne kostki cukru. Kiedy zaś Jan, chcąc zdeprecjonować rywala, zada jej pytanie: "A cóż ty byś z nim robiła?", panienka uśmiechnie się wystarczająco frywolnie, aby nie trzeba było nic więcej wyjaśniać. Cały ciąg działań stworzony zostanie wokół pierścienia, o którym ani słowa nie ma w libretcie. Jan najpierw będzie próbował skusić nim Kasię. Kiedy jednak próżne okażą są jego zaloty, pierścień pozwoli nałożyć sobie Anna. Tak oto dzięki podwojeniu motywu małżeństwa cała czwórka może cieszyć się szczęściem.

Scenografię do spektaklu zaprojektowała Izabela Chełkowska-Wolczyńska przy pomocy współpracowników. Urocze dekoracje przypominają makietę wyklejoną w środku rycinami. Prospekt w tle przedstawia pejzaż. Sceniczne deski pokryto materią kojarzącą się z lnianym splotem bądź też ze wzorem powiększonej grafiki. W górze jaśnieją obłoczki. Dekoracje uznałbym za akuratne, gdyby Chełkowska nie dodała wyciętych z tektury gospodarskich zwierząt. Może to i zabawne, ale bez tych elementów scenografia zyskałaby na prawdziwej elegancji.

Kostiumy wystylizowane zostały na wiek osiemnasty i stanowią wyraźny znak, że oglądamy przedstawienie w teatrze dworskim. Szczególny urok mają suknie obu śpiewaczek. Lniany płaszcz Antka mógłby nazbyt kojarzyć się z autentycznym strojem wieśniaka, toteż połączono go z eleganckimi butami do konnej jazdy. Zamożność i pozycja Jana podkreślone zostały żywym zestawem barw. Przesadą zdało mi się jednak ubranie go we fraczek ze złotej satyny. Podobnie nie spodobał mi się kostium Podstarościego, którego scenografka odstroiła w karmazynowy kontusz i złocisty żupan. Toż to raczej strój dla Pana Twardowskiego!

Muszę jednak przyznać, że całość scenografii dobrze komponuje się z zabytkowym wnętrzem. Reżyser umiejętnie wykorzystał zastaną przestrzeń. Na przykład kiedy Podstarości wspomina o dobrym panu, skłania publiczność, aby spojrzała na stworzony przez Jana Bogumiła Plerscha plafon. Nieprzypadkowo. Namalowany tam Apollo ma rysy Stanisława Augusta.

Z kolei odniesieniem do osiemnastowiecznej fete champetre jest wprowadzenie do spektaklu motywu huśtawki. Oto mamy okazję oglądać scenę niczym na obrazie Nicolasa Lancreta. Po taki sam pomysł sięgnął dziewięć lat temu Jacques Lassalle, wystawiając w Teatrze Narodowym komedię Marivaux Umowa czyli Łajdak ukarany.

Dwie krytyczne uwagi mam wobec osób odpowiedzialnych za program przedstawienia. Edycja libretta została tam dokonana wbrew sztuce edytorskiej. Z niewiadomych powodów zdecydowano się bowiem na opublikowanie tekstu z zachowaniem oryginalnej pisowni. Nie bardzo też rozumiem, czemu jako ilustrację na okładkę wybrano Babie lato Józefa Chełmońskiego. Czy nie lepiej byłoby zdecydować się na któryś z obrazów Watteau bądź jego współczesnych?

Przechodząc do zakończenia tej recenzji, chciałem serdecznie podziękować twórcom spektaklu za to, że mogłem spędzić tak uroczy wieczór. Dowcipnie wyreżyserowany i zagrany spektakl. Dobre wykonanie wokalne i instrumentalne (orkiestra pod dyrekcją Tomasza Karolaka). Zaskakujący pomysł na wystawienie, który sprawił, że mogłem poczuć się jak królewski gość, uczestniczący w wytwornej zabawie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji