Artykuły

Magnetyzm Świderskiego

Z FREDRĄ jest trochę podobnie jak z Bałuckim. Popularność niektórych sztuk oddała mu niedźwiedzią przysługę. Masa średnich i kiepskich realizacji wydatnie spłaszczyła jego dramaturgię. Reszty dokonali nieudolni nauczyciele języka polskiego w szkole. Dlatego zdarza się, że wybredniejsza publiczność, widząc nazwisko Fredry na afiszu, odwraca się w obawie przed nudnymi starociami.

Na szczęście Fredro nie jest bezbronny. Nie tylko broni się jakością swoich tekstów, ale są ludzie, którzy go bronią. Do takich znakomitych obrońców z pewnością można zaliczyć Jana Świderskiego. Pamiętamy jego udział w "Zemście" na deskach warszawskiego Teatru Dramatycznego. Teraz Teatr Ateneum, kontynuując swój cykl polskich premier, wystawił w jego reżyserii "Śluby panieńskie, czyli magnetyzm serca".

Jest to przedstawienie, które w historii wystawień fredrowskich będzie się zaliczać do najwybitniejszych. Rzadko bowiem zdarza się, aby wszystkie tworzywa, składające się na teatralne widowisko osiągnęły jednocześnie taki stopień doskonałości. Reżyseria, aktorstwo, scenografia sprzęgły się w jedną wirtuozerską całość. Aż trudno rozdzielić zasługi. Nic z szeroko dyskutowanych konfliktów między aktorem, reżyserem i scenografem.

Nawała miernych wystawień w "Ślubach panieńskich"' spłaszczyła przede wszystkim postacie, nadała im jednolity wyraz kukieł. Wiadomo, płaczliwa Aniela, płaczliwy Albin; sprytna Klara, sprytny Gustaw. Świderski-reżyser postanowił przede wszystkim odbanalizować bohaterów - tak możemy odczytać zamiar twórczy obserwując to, co dzieje się na scenie. Całe szczęście, że dla swoich koncepcji znalazł utalentowanych wykonawców. I tak u Świderskiego Albin nie jest tylko płaczkiem. Tadeusz Borowski bardzo precyzyjnie zagrał szlacheckiego osiłka tchnącego sarmatyzmem, który nie potrafi dać sobie rady ze swoim własnym afektem. Podobnie z Anielą. Krystyna Janda - pierwszy tej miary sukces młodej aktorki - potrafiła wzbogacić ją o dramatyzm autentycznych przeżyć, kiedy potrzeba. Równie celnie została zarysowana przez Grażynę Barszczewską Klara - nie tylko jest kokietką, ale także bawi i wzrusza; popis uzdolnień komediowych. Wreszcie główny twórca intrygi - Gustaw. Andrzej Seweryn pokazał, jak powinien być grany fredrowski amant komediowy. Na uwagę zasługuje niezwykła sprawność gestu, ruchu, doskonałość w operowaniu tekstem. Dlatego możliwy był popis lekkości komediowej, wdzięku, bawienie siebie i publiczności. Właśnie Seweryn wnosił do przedstawienia wprost zawrotne tempo.

Młodzież otrzymała mocnych partnerów w osobach dowcipnie spowitej firanki, kojarzące się z welonami, Aleksandry Śląskiej (Pani Dobrójska), samego Jana Świderskiego - jego Radost jest dobrotliwy, ponieważ wie, co to życie, szczególnie kawalerskie.

Trzeba przyznać, że mimo wirtuozerii aktorsko-reżyserskiej sukces przedstawienia jest w dużym stopniu zasługą scenografii Władysława Wigury. Wigura postąpił odwrotnie niż scenografowie wprowadzający na siłę do repertuaru klasycznego nowinki lub pseudonowinki plastyczne. Zaadaptował do swoich celów twórczych koncepcję teatru z czasów Fredry, teatru iluzyjnego, z malowanymi dekoracjami. W rezultacie powstała bardzo nowoczesna plama kolorystyczna. Dawno też aktorzy grający w tradycyjnym repertuarze nie nosili tak pięknych w kroju, i barwie kostiumów, celnie podkreślających ducha epoki.

Stanowczo, Świderski ma najwięcej danych, aby wypracować nowoczesny styl fredrowski, jak romantyczny wypracowuje Hanuszkiewicz. Fredro bowiem powinien być godnym partnerem nurtu romantycznego na naszych scenach, jak jest nim w Historii literatury.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji