Artykuły

Co widać, a czego nie

"Czego nie widać" Michaela Frayna w reż. Macieja Wojtyszki w Teatrze Bagatela w Krakowie. Pisze Anna Czajkowska na blogu Teatr dla Wszystkich (platformie zastępczej Teatru dla Was).

,,Czego nie widać" ("Noises off"), farsa z 1982 roku autorstwa Michaela Frayna, pisarza, dramatopisarza, tłumacza i reportera, nieustanie cieszy się popularnością na scenach całego świata. Frayn bardzo dużo wie o teatrze i dramaturgii sprawdzającej się w farsach, czego wyraz dał w swoich najlepszych sztukach. "Czego nie widać" kroił kilkakrotnie, obserwując reakcje widowni, korzystając z komentarzy reżysera. Ostateczna wersja powstała w 2000 roku, na prośbę reżysera z National Theatre w Londynie. Niektóre z sekwencji zniknęły, inne dodano. Maciej Wojtyszko, reżyser spektaklu w krakowskim Teatrze Bagatela, opiera się głównie na scenariuszu z 2000 roku, ale korzysta również z wcześniejszych wersji, "biorąc po trochu z każdej" - jak sam wyjaśnia. Klasyka gatunku, farsa wszech czasów - bo za taką uchodzi "Czego nie widać - była (i nadal jest) wystawiana w Polsce wielokrotnie. Brawurowo zagrano ją w 1992 w Teatrze Współczesnym w Warszawie i właśnie tę realizację miałam okazję podziwiać wiele lat temu śmiejąc się, bawiąc i podziwiając znakomitą reżyserię oraz mistrzowską grę aktorów. Dlatego z radością i nieukrywanym zaciekawieniem udałam się do Teatru Bagatela, wychwalanego i kochanego nie tylko przez mieszkańców Krakowa, na Scenę przy Karmelickiej, gdzie przez całe wakacje trwa letni festiwal komedii.

"Noises off" to znakomicie napisana opowieść o pewnej prowincjonalnej trupie teatralnej, o scenicznych kulisach pracy aktorów i o ich życiu prywatnym, które miesza się z teatralną grą. Ludzie teatru są ułomni jak my, niedoskonali w swym rzemiośle, targani uczuciami zazdrości, życiowi i poczciwi. Teatr to jest życie, w dodatku podpatrzone okiem mistrza farsy, dramaturga z wielkim wyczuciem komicznego rzemiosła. Frayn wie, jak zaskoczyć widza, dba o to by zachować właściwe proporcje między komizmem sytuacyjnym, ruchem na scenie, a błyskotliwymi, ciętymi dialogami, między groteskowym charakterem przerysowanych postaci, a ich naturalnością.

Teatr w teatrze, za kulisami, przed kulisami i bez mała pod kulisami. Michael Frayn satyrycznym okiem spogląda na teatralny światek, a jego farsa dotkliwie obnaża skutki reżyserskich błędów, aktorskich gaf i potknięć. Ale czyni to z wyrozumiałością - obrazuje proces powstawania spektaklu (parodiując go rzecz jasna) i podkreśla, ile pracy to wymaga oraz jakie znaczenie ma wspólna gra całego zespołu. Frayn podzielił swoją farsę na trzy akty. W pierwszej części widzimy scenę i rozgrywającą się na niej próbę generalną spektaklu "Co widać" (choć zachowania aktorów i znajomość tekstu wcale na to nie wskazują). Druga część inscenizacji przedstawia wydarzenia dziejące się na zapleczu i w garderobie. Akt trzeci to upragniona premiera. Scenografia obraca się za każdym razem o 180 stopni, co ułatwia widzom orientację w całym tym zamierzonym chaosie.

Świetne i sprawdzone już na scenie tłumaczenie tekstu autorstwa Karola Jakubowicza i Małgorzaty Semil na pewno pomaga Maciejowi Wojtyszcze, jednak "Czego nie widać" w jego rękach nabiera nowego, bardziej współczesnego smaku. W spektaklu nie brak typowych dla farsy i innych komedii gagów: nieotwierających się drzwi, szejka odzianego w prześcieradło, siadania na kaktusie, pomylonych bukietów... Akcja rozwija się błyskawicznie, obfituje w niewiarygodne wydarzenia oraz doprowadzony niemal do absurdu humor sytuacyjny, który wynika również z parodiowania znanych i lubianych trików czy schematów komediowych. Frayn jako dramaturg wykorzystuje fakt, że to, co znane i sprawdzone, umieszczone w nowej, nietypowej sytuacji sprawdza się i bawi ponownie. Energia aktorów potrzebna do utrzymania tempa musi być ogromna, jednak widz nie powinien tego odczuć.

Pierwszy akt - z wszystkimi pomyłkami, licznymi talerzami sardynek, nerwowym reżyserem, klnącym aktorem, zagubioną aktorką - rozwija się pomału, aby nabrać koniecznego przyspieszenia w akcie drugim i trzecim. Karuzela zaczyna się kręcić, obraca się coraz szybciej, by potem nie móc już zahamować. Tempo i przejrzystość trochę gubią się w drugiej części - paradoksalnie szybszej i zwrotniejszej. Ale to drobiazg, ponieważ w kunsztownie skonstruowanej farsie dobrze czują się aktorzy Teatru Bagatela w rolach aktorów. Dynamizm, nieustannie szalona bieganina wymaga od nich nie lada kondycji i orientacji. Cały zespół gra na najwyższych obrotach, bawiąc się tekstem i sytuacją. Cóż, przecież występujący śmieją się z samych siebie, przywołując spotykane w teatrze sytuacje i wpadki. Chaos oraz skomplikowane relacje uczuciowe między bohaterami, ich małostkowość oraz nieporadność wywołują nieustanny śmiech wśród publiczności. A reżyser udowadnia - w typowy dla farsy sposób - "iż jeśli coś może pójść źle, to pójdzie!".

Anna Rokita, aktorka od początku swojej kariery scenicznej związana z krakowskim Teatrem Bagatela, gra pysznie. Jej Dotty Otley ma w sobie styl, wdzięk i kobiecy czar. A poza tym jest rozkosznie roztargniona, obdarzona niecodziennym poczuciem humoru, ciut złośliwa i wielce ironiczna. Dariusz Starczewski jako Lloyd Dallas, reżyser z ambicjami, początkowo nie wchodzi na scenę. Z widowni obserwuje przebieg próby, nerwowo komentuje i podniesionym głosem przywołuje swój zespół do porządku. W spektaklu Wojtyszki jest bardzo ważną postacią, co różni krakowską wersję od innych. Jego sarkastyczne uwagi świetnie brzmią w ustach Starczewskiego, który z naturalnością oddaje gwałtowność temperamentu swojego bohatera. Adam Szarek jako Garry Lejeune rozbraja widzów swoim charakterem. Jego bohater w scenicznym dialogu jest nie do pobicia, natomiast w prywatnych rozmowach nie potrafi poprawnie sklecić choćby jednego zdania. Szarek znakomicie uwypukla tę "aktorską cechę" Garryego , a także pokazuje jego groteskowo zabójczą zazdrość oraz zabawną "nadszybkość" reagowania. Kamila Pieńkos jako Brook Ashton - niedoświadczona, niezbyt bystra, za to seksowna acz egoistyczna aktoreczka - śmieszy równie mocno jak pozostali. Podobnie Małgorzata Piskorz, czyli wrażliwa, opiekuńcza Belinda Blair. Szybko zyskuje sympatię widza, choć ma jedną wadę - niepohamowaną skłonność do plotek. Obok niej pojawia się mało rozgarnięty, pozbawiony pewności siebie Frederick Fellowes, w którego postać umiejętnie wciela się Wojciech Leonowicz. I jeszcze Anna Branny w roli przewrażliwionej i płaczliwej asystentki Poppy Norton-Taylor oraz "człowiek do wszystkiego", przesympatyczny, przepracowany do upadłego Tim Allgood, czyli w rzeczywistości Przemysław Branny. Ostatni niewymieniony bohater to Selsdon Mowbray, starszy aktor z problemem alkoholowym. Michał Kościuk, wykorzystując cały swój komiczny kunszt, przebojowo oddaje charakter Selsdona, postaci - jak to w farsie bywa - mocno przerysowanej. Wszyscy aktorzy grają na najwyższych obrotach, z uwagą skierowaną na partnerów i rzecz jasna widza. Precyzyjna reżyseria wydobywa z tekstu wszelkie smaczki i refleksje, Maciej Wojtyszko nie zaniedbuje niczego, co mogłoby podkreślić pomysłowość oryginalnego tekstu.

"Czego nie widać", czyli parodia farsy w farsie, znów cieszy i śmieszy. Niewielka odporność na pomyłki, konieczność błyskawicznej reakcji, przećwiczona do perfekcji spontaniczność nadają jej moc i siłę, ale mogą też łatwo pękać z powodu opóźnionego wejścia, zapomnianych kwestii czy niedziałających rekwizytów, a wtedy całość rozpada się jak szklana konstrukcja. Wszystko to można zobaczyć w krakowskiej Bagateli. Warto docenić lekkość metafory Frayna, podziwiać znakomitą grę aktorów oraz sprawną reżyserię i bawić się pysznie, wybuchając nieustannie szczerym i zdrowym śmiechem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji