Artykuły

Joanna Drozda: Dlaczego nikt nie śpiewa o Poznaniu?

- Maciej Nowak powiedział: "Wiesz co, nie ma żadnych piosenek o tym mieście. Znalazłabyś coś?". I tak się zaczęła praca nad "PePePe" - mówi Joanna Drozda. W sobotę przed Teatrem Polskim odbędzie się premiera spektaklu "PePePe. Przegląd Piosenki Poznańskiej" w jej reżyserii.

Tomasz Nyczka: To prezent dla Poznania?

Joanna Drozda [na zdjęciu]: - Tak, z okazji imienin jego patronów, świętych Piotra i Pawła, w "Przeglądzie Piosenki Poznańskiej" odkurzymy miejskie szlagiery sprzed lat, zagramy nowe aranżacje radiowych hitów oraz zaprezentujemy kilka premierowych utworów. Będzie to trochę wymagający prezent, bo sięgamy do poezji, tekstów przedwojennych kabaretów, a nawet twórczości socrealistycznej. Mamy nadzieję, że podczas spektaklu każdy dowie się czegoś nowego o swoim mieście. A zapraszamy wszystkich - młodych i starszych, z dziećmi, psami, babciami i lodami. Wstęp wolny.

Jestem z Warszawy, ale od prawie trzech lat przyjeżdżam do Poznania i gram gościnnie w Teatrze Polskim oraz reżyseruję tu własne przedstawienia. Wszystkie dotyczą Poznania, w czym pomagają mi ludzie z tego miasta. W ten sposób bardzo polubiłam to miasto, które tak bardzo różni się od Warszawy.

Czym?

- Poznaniacy mają silne poczucie odrębnej tożsamość, są dumni i porządni. Ten ład widać w architekturze, a także w umiejętności budowania wspólnoty. Podoba mi się zieleń Poznania i to, jak ogranicza się tu ruch samochodowy. To najbardziej europejskie miasto w Polsce. Mówię to bez przesady, mam porównanie, bo długo mieszkałam także w Warszawie i Krakowie. Poznań jest też jedynym miastem, w którym Marsz Równości idzie ulicami udekorowanymi tęczowymi flagami. To symboliczna i wyjątkowa sprawa. Ważne są dla mnie wartości, z którymi utożsamia się również wasz prezydent. Cieszę się, że nie zasłania się sloganem o tym, że ideologia życiowa nie ma znaczenia przy zarządzaniu miastem.

Tak mówi prezydent Warszawy. To co, zostajesz w Poznaniu na dłużej?

- Nie. Już po premierze "Odysa", w którym gram gościnnie, nie planowałam kolejnych projektów w Poznaniu, ale dyrektor Maciej Nowak powiedział: "Wiesz co, nie ma żadnych piosenek o tym mieście. Znalazłabyś coś?". I tak się zaczęła praca nad "PePePe". Towarzyszy mi w niej kompozytor Michał Łaszewicz, z którym w piwnicy Teatru Polskiego zrobiłam już dwie części spektaklu "Extravaganza". Napisałam kilka tekstów piosenek, a Michał zajął się komponowaniem i nowymi aranżacjami. Tak powstał nasz spektakl. To ważne - przygotowujemy przedstawienie, które udaje koncert. Gdybym reżyserowała sam koncert, musiałabym zrezygnować z aktorów i ich tożsamości scenicznej. Bo to nie są artyści estradowi, ale w tej formule aktorzy doskonale odnajdą się na estradzie, w rozrywkowym programie.

"Dlaczego nikt nie śpiewa o Poznaniu?" - piszecie na afiszu waszego spektaklu. Chyba nie jest aż tak źle.

- Próbę wylansowania lokalnego przeboju w latach 50. podjął "Głos Wielkopolski", który ogłosił konkurs na piosenkę poznańską. Powstało wtedy kilkadziesiąt utworów, zwyciężył "Poznański latarnik". Odkurzamy go w spektaklu, bo już nikt tej piosenki nie nuci, prawda? Słuchając utworów sprzed lat, zauważyłam, że w wielu pojawiają się poznańskie tramwaje. Sama mam do nich słabość, uwielbiam jeździć "helmutami". W "PePePe" zaśpiewamy piosenkę z lat 70., o tramwajowej podróży na dopiero powstające Rataje.

Przy tworzeniu nowych piosenek postanowiliśmy się oprzeć na tekstach kabaretowych i literackich oraz na poezji lokalnych twórców. Ta twórczość, mam wrażenie, również nie jest dziś w Poznaniu pamiętana. Inspirowały nas m.in. międzywojenne kabarety, które licznie działały w okolicach placu Wolności, i z których zaczerpnęliśmy numer o prezydencie Cyrylu Ratajskim, zresztą ironiczny wobec niego. W naszej wersji ta piosenka dotyczy także obecnego prezydenta. Czy to podobne miasta, a Jaśkowiak równa się Ratajskiemu? To ocenią widzowie. Praca nad "PePePe" wyglądała więc tak, że kiedy znajdowałam interesujący tekst lub temat, to zaczynałam "szycie" - przestawianie, skracanie, dopisywanie współczesnych finałów. A Michał skomponował do tego różnorodną muzykę.

Po co wam piosenki socrealistyczne?

- To wyraz mojej wielkiej miłości do socjalizmu i państwa socjalnego, odpowiedzialnego za obywatela, dążącego do zaspokojenia jego potrzeb. Stworzyliśmy może nie pantomimę, ale - nazwijmy to - rozwiązanie choreograficzne do wiersza Ryszarda Daneckiego "Most Marchlewskiego". To wspaniały utwór o tym, jak powstawał dzisiejszy most Królowej Jadwigi. Tym mostem jechało się na pnące się ku górze nowe osiedla Rataj. We wspomnianej już piosence na ten temat są piękne zdania: "Wkoło domy kolorowe/ Co godzina nowy dom/ W nich bezdomni kochankowie/ Już niedługo znajdą dom". To wyraz wiary i miłości wobec własnego miasta.

Co jeszcze wyszperałaś w bibliotece?

- Wiersz "Moje miasto" Eugeniusza Morskiego, opowieść o przedwojennym społeczeństwie Poznania. Są w nim mieszczańskie mieszkania zaludnione przez dulszczyznę i oficyny kamienic, jest bieda Chwaliszewa, są ludzie, którzy ostatni grosz oddają klerowi na Ostrowie Tumskim, a ten potem patrzy na nich z góry. To bardzo krytyczny, ale też piękny tekst. "Moje miasto" stawia straszny i smutny, kapitalistyczny przedwojenny Poznań w opozycji do sprawiedliwego socjalizmu. Odrzuciliśmy tę pointę i napisaliśmy własny finał o dzisiejszym Poznaniu. O mieście wolnych ludzi, licznych "Łańcuchów światła" i budowania wspólnoty. O mieście otwartym, tolerancyjnym, które daje nadzieję. W takim mieście można brać się za ręce i razem robić rzeczy ważne i wielkie.

Dużo polityki.

- I obyczajowości. Napisałam "Romans bamberski", piosenkę dla pary ulicznych grajków, którzy portretują życie toczące się na Starym Rynku w ciągu całej doby. On stoi z akordeonem i widzi przelewający się przez Rynek tłum urzędników czy studentów, czuje, jak od rana pachnie kawą. Posadziłam tego grajka pod pomnikiem bamberki, której dałam głos poznańskiej gwiazdy Hanny Banaszak. Ten grajek najpierw ogląda dzienny, zabiegany i poważny Poznań, a potem miasto wieczorem, bardziej już roztańczone i zakochane. Przekonaj się, co się zdarzy w jedną z poznańskich nocy.

W "PePePe" jest konferansjer. Jaką ma pełnić rolę?

- To przewodnik, który poprowadzi nas przez różne epoki i style, ułatwi wejście w kolejne światy, bo każda piosenka to zupełnie inne uniwersum.

Gdyby spytać kogoś o najbardziej znaną piosenkę o Poznaniu, powiedziałby pewnie "Ezoteryczny Poznań" Pidżamy Porno. I on u was też się pojawia.

- Tak, ale w zupełnie nowej wersji. Nie psujmy widzom niespodzianki i nie zdradzajmy w jakiej. Oczywiście podczas prac nad "PePePe" przyglądaliśmy się twórczości osób urodzonych w Poznaniu. Słuchaliśmy jego kobiecych głosów: Hanny Banaszak, Anny Jantar, Zdzisławy Sośnickiej, Małgorzaty Ostrowskiej. One, podobnie jak raper Peja czy Grabaż z Pidżamy Porno, też musiały u nas jakość zaistnieć. Ale nie ukrywam, że nie przepadam za "Ezoterycznym Poznaniem". Nie sądzę, by ta piosenka jakoś ciekawie portretowała miasto.

W "PePePe" jest też piosenka poświęcona wydarzeniom Poznańskiego Czerwca.

- W 1956 roku jeden z robotników biorących udział w wydarzeniach czerwcowych, w ramach protestu, wszedł na pomnik pegaza na poznańskiej Operze. Komunistyczna propaganda chciała go skompromitować, przekonywała, że był to pijacki eksces. Świetna historia, której wiersz "Jest w Poznaniu" poświęciła Kazimiera Iłłakowiczówna. Wykorzystaliśmy go w piosence "Pegaz Gulczyński". Chcieliśmy stworzyć utwór w stylistyce "Janek Wiśniewski padł", by Poznań też miał swój protest song, swojego Jacka Kaczmarskiego z gitarą. Michał Łaszewicz napisał muzykę do słów Iłłakowiczówny, a kiedy Tadeusz Falana pierwszy raz zaśpiewał na próbie, miałam gulę w gardle i łzy w oczach. Powstała poruszająca piosenka, którą teraz, przed "PePePe", emitują nawet poznańskie rozgłośnie.

W radiu często leci też inny utwór, który jest ogólnopolskim hitem, to piosenka poznańskiego zespołu, ale rzadko odczytuje się ją jako opowieść o Poznaniu. Myślę, że zaskoczymy tym odczytaniem część widzów, ale jak tylko wsłuchają się w tekst, to pewnie się z nami zgodzą.

"Tygrysica transformacji to ja/ Mój Ataner i targi i bank/ tylko z klerem się nie znam, bo ja/ nie lubię mężczyzn w sukienkach" - śpiewa w jednej z piosenek Kornelia Trawkowska.

- "Tygrysica" to moja opowieść o pewnej poznańskiej karierze, o prężnie działającej kobiecie, która zaczynała na jeżyckim rynku, a potem pokryła cały Poznań betonem. Jest kilka takich strasznych, betonowych miejsc, które są symbolem nieudolnie realizowanej potrzeby prestiżu, nad którymi unosi się duch transformacji i prezydentury Ryszarda Grobelnego.

Tego nie możesz pamiętać, bo wtedy w Poznaniu cię nie było.

- To prawda, ten Poznań znam z opowieści przyjaciół. Wtedy przyjeżdżałam do miasta jedynie na festiwal Malta. Tamten Poznań nie przebijał się do świadomości Polaków. Chyba był po prostu bardzo zajęty mozolną modernizacją, która - umówmy się - jest mało twórcza. Przeżyłam szok, kiedy usłyszałam w radiu, że w Poznaniu w 2014 roku będzie II tura wyborów prezydenckich. Okazało się, że zmiana jest możliwa, a miasto chce w końcu wyjrzeć zza tych słynnych, zasuniętych firanek.

Krótko po wygranej Jacka Jaśkowiaka Maciej Nowak został dyrektorem artystycznym Teatru Polskiego w Poznaniu. Jak komentowało to wasze środowisko?

- Nowak - po odejściu z Teatru Wybrzeże - bardzo długo czekał na swój teatr. Dla ludzi, w których towarzystwie się obracałam, oczywiste było, że powinien dostać dyrekturę w Warszawie. Ale stolica nigdy się na to nie odważyła. Jestem przekonana, że Nowak jest dla niej zbyt kontrowersyjną postacią. Dopiero nowy Poznań dał mu szansę.

Ale tu też były obawy. Nie wszyscy w urzędzie miasta Nowaka chcieli.

- A jednak. Naszą współpracę rozpoczęliśmy w piwnicy Teatru Polskiego. Nowak zaproponował mi zrobienie tam spektaklu, na którym - jak się wyraził - widownia będzie się bawiła równie dobrze, jak ja się zawsze bawię na teatralnych bankietach. I tak powstała "Extravaganza o miłości", a wraz z nią przestrzeń, gdzie widzowie mogą oglądać spektakl, bawić się i jednocześnie jeść i pić alkohol. Okazało się, że poznańskie mieszczaństwo kupiło tę naszą wariację na temat weimarskiego kabaretu. Ludzie cały czas przychodzą na "Extravaganzę", choć powstała już jej druga część, to pierwsza wciąż nie może zejść z afisza, bilety na nią sprzedają się świetnie pomimo wysokich cen. Poznaniacy nie tylko dobrze się na niej bawią, oni wręcz przychodzą na te spektakle z potrzebą doświadczenia kontrowersji.

W "Extravaganzie o władzy" robicie sobie żarty z prezydenta Jacka Jaśkowiaka.

- I z prezydenta Słupska Roberta Biedronia także. Jaśkowiak się z żartu na swój temat śmiał, stwierdził, że takie rzeczy są w Poznaniu potrzebne i dobrze zobaczyć coś takiego o sobie.

A "PePePe"?

- Wychodzimy przed teatr, na scenę plenerową. Gramy w środku dnia, a wstęp jest wolny. Chodzi o to, by była to sytuacja trochę piknikowa. By słuchać piosenek i śpiewać je rodzinnie, w letniej atmosferze. By nasz koncert usłyszało miasto. Chcielibyśmy, by "PePePe" było spektaklem objazdowym, który byłby grany w różnych dzielnicach, tak jak w programie mamy utwory o różnych zakątkach Poznania. Na pewno będziemy z "PePePe" na Wolnym Dziedzińcu przy placu Kolegiackim, gdzie w połowie sierpnia zagramy w ramach cyklu "Teatr na Wolnym".

Co będzie dalej z Teatrem Polskim?

- Trzy lata temu - wraz z przyjściem tu Nowaka - zaczął budować swoją nową tożsamość. Jestem pewna, że to będzie kontynuowane. Pamiętam, kiedy prawie trzy lata temu przyjechałam do Polskiego pierwszy raz, by zobaczyć "Krakowiaków i górali", poprosiłam taksówkarza, by zawiózł mnie do Teatru Polskiego, a on nie miał pojęcia, który to teatr.

Trochę wstyd.

- To było symptomatyczne. Szczególnie w mieście, w którym nie ma wielu teatrów. Polski po prostu nie istniał. Dzięki ogromnemu wysiłkowi to się zmieniło. I to zmieniło w czasie, kiedy władza niszczy teatry w Warszawie, Krakowie, Wrocławiu. Zasługi w tym niszczeniu kultury mają zarówno działacze PiS, jak i lokalni politycy PO i PSL. Tymczasem tylko dzięki temu, że Teatr Polski w Poznaniu jest miejską instytucją kultury, udało się wystawić tu głośnego i ważnego "Malowanego ptaka" w reżyserii Mai Kleczewskiej. W tym sensie - tu, w Poznaniu, można teraz więcej.

***

"PePePe. Przegląd Piosenki Poznańskiej"

Przegląd będzie miał premierę 30 czerwca o godz. 15 na scenie plenerowej przy Teatrze Polskim. Wstęp jest wolny. Będzie to ostatnia premiera tego sezonu w Teatrze Polskim.

Spektakl będzie można zobaczyć także w niedzielę, 1 lipca o godz. 15. W niedzielę teatr zaprasza także na inne wydarzenia kończące sezon. Oto program:

godz. 12 - koncert Chóru Międzypokoleniowego. Plac przed teatrem. Wstęp wolny

godz. 13 - otwarcie Polskiego Placu Zabaw. Przed teatrem. Wstęp wolny

godz. 15 - "Pepepe. Przegląd Piosenki Poznańskiej". Plac przed teatrem. Wstęp wolny

godz. 17.30 - koncert Orkiestry Antraktowej Teatru Polskiego w Poznaniu. Plac przed teatrem. Wstęp wolny

godz. 18 - "Wielki Fryderyk", reż. Jan Klata. Bilety

godz. 23 - oprowadzanie z duchem. Zwiedzanie teatru. Wstęp wolny

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji