Artykuły

I Macocha cierpi też

"Kopciuszek" Joëla Pommerata w reż. Łukasza Gajdzisa w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Pisze Anita Nowak.

Problem śmierci w percepcji dziecka jest ostatnio tematem w literaturze i teatrze bardzo popularnym. No bo dziecko, czy tego chcemy, czy nie, od najmłodszych lat styka się ze śmiercią. Choćby ukochanego kanarka czy pieska, potem dziadka albo babci. A niestety bywa, że i któregoś z rodziców. I ci, którzy pozostają, muszą mu pomóc przez tę traumę przejść.

Zmaganie się małej dziewczynki ze śmiercią matki stanowi główny, choć nie jedyny temat stworzonej na podstawie baśni braci Grimm i Charlesa Perraulta, sztuki Joëla Pommerata "Kopciuszek". W tłumaczeniu i reżyserii Łukasza Gajdzisa tytuł ten, jako ostatnia premiera mijającego sezonu, pojawił się na deskach Teatru Polskiego w Bydgoszczy.

Szklane domy, przynajmniej polskim, wychowanym na Żeromskim, odbiorcom kojarzą się z krainą szczęśliwości. Tymczasem ten pojawiający się w tekście i zaprojektowany na bydgoskiej scenie przez autora plastycznej oprawy, Łukasza Błażejewskiego, pomimo swej urody, jest niby to lodową fortecą; jak serce kobiety, która w nim mieszka. Nie każdy może do niego przeniknąć. Dlatego także symbolizujące szczęście i harmonię ze światem ptaki rozbijają się o jego ściany i martwe padają na ziemię. A jeśli nawet ktoś zostanie tu zaproszony, też nie odnajdzie w nim szczęścia. Jak Ojciec i Mała Dziewczynka. On, nie radząc sobie z własnymi demonami, zaczyna wypalać ogromne ilości papierosów, ona, ucieka w samoumartwianie się. Masochistycznie przyjmuje na siebie wszystkie najbardziej trudne, a nawet przerastające jej siły i najobrzydliwsze z możliwych obowiązki w nowym domu. Dlaczego? Bo domyśla się, że w końcu i tak na nią spadną, ale też stąd, że czuje się winna wobec zmarłej matki. Opacznie zrozumiała słowa odchodzącej już, ciężko chorej kobiety. Sądzi, że musi bezustannie o niej myśleć. Za każdą chwilę zapomnienia sama wymierza sobie surową karę.

Egoistyczny, myślący przede wszystkim o własnym szczęściu Ojciec, fajtłapa i pantoflarz, znakomity w tej roli Jakub Ulewicz, nie rozmawia z córką o tragedii, która ich dotknęła. Dziewczynka długo w samotności mierzy się z przerastającym ją problemem, swoją trudną do zrozumienia nową rolą wobec zmarłej matki. Grająca tę postać Emilia Piech bardzo dobrze ukazuje to pozorne szczęście czerpane z umartwiania się i przyjmowania na siebie upokorzeń, udawaną radość, maskującą wewnętrzne zagubienie. Ale podświadomość zsyła jej Wróżkę. Rzeczywistą czy wyimaginowaną? Nie wiadomo. Zewnętrznie łudząco jednak podobną do zmarłej matki, którą jako przywołane wspomnienie widzieliśmy przez chwilę na projekcji video. Wcielająca się w postać Wróżki Dagmara Mrowiec- Matuszak surrealistyczną grą kojarzy się z szalonymi bohaterkami Witkacego. Może nawet i z tytułową "Matką" jednego z dramatów? Przy czym ten jej surrealizm w środkach jest jakby nieco uwspółcześniony; i dzięki temu bliższy może dzisiejszemu młodemu widzowi. To bardzo interesująco zagrana postać. Zgodnie ze swym zadaniem, Wróżka pomaga Małej Dziewczynce odnaleźć szczęście; bo, i zrozumieć minione zdarzenia i wskazać drogę, którą powinna dalej pójść.

Ale oprócz osieroconej dziewczynki jest tu i osierocony chłopiec, młody Książę, który od dziesięciu lat czeka na telefon od swojej matki. W jego przypadku mamy do czynienia z inną, ale też niewłaściwą postawą ojca. Król w ogóle nie powiedział synowi, że jego matka zmarła. Ściemnia, że wracając z podróży, utknęła gdzieś w drodze ze względu na strajk kolejarzy. Michał Surówka z wdziękiem gra zagubionego, roztargnionego młodzieńca, na którego, zgodnie ze scenariuszem, zastawia swe erotyczne sidła Macocha Kopciuszka. Postać, która scenicznym blaskiem dominuje tu nad wszystkimi. Na znakomity pomysł wpadł Łukasz Gajdzis obsadzając w tej roli gościnnie Katarzynę Figurę. Macocha uosabia współczesną, dojrzałą kobietę, kurczowo czepiającą się zwolna przemijającej już młodości. Jakże cudownie Figura gra jej tragedię, gdy okazuje się, że czasu zatrzymać się nie da. To majstersztyk. Niemalże wmontowany w spektakl miniaturowy monodram.

Delikatnie sygnalizowany jest tu jeszcze jeden bardzo w dzisiejszych czasach istotny problem paczworkowatych rodzin, których na całym świecie przecież coraz więcej. Problem macoch, ojczymów i dręczącego się nawzajem przyrodniego rodzeństwa jest groźniejszy dla osobowości dzieci, niż mogłoby się zdawać. I w "Kopciuszku", i w życiu. Na zestawionych z sobą ludzkich tragediach, nie da się zbudować Arkadii. Toteż, by wrócić do równowagi psychicznej Ojciec i Dziewczynka wynajmują kawalerkę i opuszczają szklany dom Macochy.

Klimatu i równowagi kompozycyjnej przydaje całości dobiegający zza sceny głos narratorki. Antonina Choroszy brzmi tu i pięknie, i ciekawie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji