Hipsterzy świętują powstanie
To próba pokazania powstania z perspektywy młodego dziś człowieka, ze smartfonem w kieszeni i słuchawkami w uszach - tak o spektaklu "Powstanie" (we współpracy z Teatrem Dramatycznym) mówi dyrektor MPP Jan Ołdakowski. Podkreśla, że tegoroczne przedstawienie w reżyserii Radosława Rychcika to próba odpowiedzi na pytanie, czy stołeczny hipster przeniesiony do 1944 r. chwyciłby za karabin. "Hej" to Polak na bagnety, żyj swobodą Polsko żyj, z takim hasłem swej podniety, Trąbo nasza wrogom grzmij" - intonuje na jazzową, bluesową czy rockową nutę 10 aktorów ubranych na biało, w szklanym akwarium. Atakuje nie tylko powtarzana jak mantra fraza, ale też światło i agresywny ruch.
- To będzie 10 opowieści młodych ludzi, nie tylko o percepcji powstania, ale też o mieście tu i teraz - przekonuje reżyser. Według niego "Powstanie" bardziej opowiada o przyszłości Warszawy, o tym, co ją wyróżnia, niż nawiązuje do powstańczych walk i przeszłości. Jego zdaniem weterani powstania zrozumieją skomplikowaną aluzję i przesłanie przedstawienia, mimo bardzo współczesnej formy, bo tak jak bohaterowie spektaklu byli wtedy bardzo młodzi. Ołdakowski podkreśla, że przedstawienie, które zostanie pokazane równo o północy 1 sierpnia w Muzeum Powstania Warszawskiego, jest diametralnie inne niż to przed rokiem w reżyserii Michała Zadary, wtedy postawiono na historię przez duże H, ta narracja to mała historia, która nie stroni od pytania: "czy powstanie miało sens?".