Artykuły

Hiroł

Od czasu filmu "Żurek" Roberta Brylewskiego, gdzie KATARZYNA FIGURA zagrała rolę Haliny - prostej kobiety z małego miasteczka, aktorka dostaje coraz lepsze i ciekawsze propozycje.

Figura waleczna

Przez dwie dekady Figura była naszym narodowym symbolem seksu: wymarzoną blondynką, którą każdy chciał spotkać w swoim pociągu do Hollywood. Na szczęście czasy kobiet-ozdób powoli mijają, a Figura wreszcie może pokazać, ze jest przede wszystkim świetną aktorką.

Podczas pierwszego spotkania Figura zaskakuje ciepłem i życzliwością, na którą rzadko stać gwiazdy wielkiego formatu. Drobna, w swetrze i jeansach, bez makijażu, z jasnym jeżykiem na głowie opowiada o spotkaniu i fascynacji postacią Uklańskiego. Praca nad filmem "Summer Love" to dla niej jedno z ważniejszych doświadczeń zawodowych i kolejny sukces w ciągu ostatnich czterech lat, które okazały się chyba najlepsze w jej karierze.

Figura seksbomba

- Kiedy stałam się już kobietą i jednocześnie zawodową aktorką, cała moja długa droga polegała na tym, żeby widziano mnie inaczej niż tylko przez pryzmat mojej powierzchowności. Przez długie lata przez tę moją kobiecość odbierano mi prawo nie tylko do posiadania talentu, ale też często intelektu. Stałam się symbolem, dodatkiem do męskiego świata. Ja byłam tym emblematem kobiecości. Nawet moi faceci mieli mi za złe, że nie chodzę w spódnicach. W końcu, z jakimś bólem, kupiłam sobie jedną spódnicę z falbanami i buty na obcasie. Przez lata nie potrafiłam, nie miałam odwagi, stłamszona przez mężczyzn, wyrazić samej siebie.

Dziś jej łysa głowa, zgolona na potrzeby spektaklu "Alina na Zachód"

i westernu Uklańskiego, sprawia, że Figura wygląda bardzo młodzieńczo, chłopięco i charyzmatycznie. No i dość prowokacyjnie jak na polski zaścianek, gdzie aktorki zazwyczaj nie mówią o swoim wieku, uznając go za zawodowe tabu. Ale Figura jest osobą waleczną i bezkompromisową. Skończyła 44 lata i ma naprawdę duży dystans do własnego ciała. Zresztą najbardziej zaskakujące jest to, że sama przez lata nie czuła się wcale seksbombą. Od wczesnego dzieciństwa myślała o tym, że tak naprawdę chce być chłopakiem. Na takie postrzeganie swojej osoby złożyła się jej mocna relacja z ojcem, który przez lata był dla niej najlepszym wzorcem do powielania, a jednocześnie wielkim autorytetem.

- Musiałam się stać naprawdę dojrzałą kobietą, żeby móc się porozumieć z własną matką. Nastąpiło to dopiero, kiedy skończyłam 30 lat. Dziś, dwa lata po śmierci mojego ojca, moja mama, mimo że cały czas są między nami jakieś konflikty, których nie da się uniknąć przy starciu dwóch indywidualności, jest moim wielkim przyjacielem.

Silna relacja z ojcem wpłynęła na jej postrzeganie własnej płci, a właściwie - na jej permanentną negację. Zresztą do pewnego momentu pomagała jej w tym sama biologia.

- Ja bardzo długo nie miałam piersi. Dopiero w wieku 17 lat zaczęły mi rosnąć piersi i od razu urosły ogromne! Po prostu wróciłam z wakacji z potężną dwójką i wszyscy w klasie byli przekonani, że sobie wypchałam stanik. W damskiej szatni przebrałam się w koszulkę i zaczęłam grać w kosza i kiedy te moje wielkie piersi zaczęły falować, wszyscy uwierzyli, że one jednak są prawdziwe! A ja zawsze wyglądałam jak chłopak: miałam bardzo szczupłe biodra. 84 centymetry! Kostiumograf z "Pociągu do Hollywood", pani Ewa Krauze, ukuta nawet plotkę, że kupuje mi spódniczki w Smyku! W liceum ta moja dziecięco-chłopięcość zaczęła mi przeszkadzać. Wyglądałam jak młodsza siostra moich rówieśników. Te wszystkie "hej Tereska z tyłu deska, z przodu deska" zaczęły mi dokuczać. Rodzice, a właściwie mama, chcieli mnie wysłać do endokrynologa. A ja w tym czasie zaczęłam się modlić do Boga, żeby dał mi cycki! I wtedy zrozumiałam, że jeżeli czegoś będę w życiu bardzo mocno chciała, to na pewno to osiągnę. Bo rzeczywiście te cycki mi wyrosły dzięki sile woli. A potem życie stało się dużo łatwiejsze...

Figura matka

Figura to przede wszystkim matka. Sposób, w jaki mówi o swoich dzieciach, świadczy o tym, że to dla niej główny punkt odniesienia. Nie wymienia na przykład konkretnych dat w swojej karierze. Zawsze mówi: "kiedy Aleksander był mały" albo "kiedy urodziła się Koko". Był nawet taki moment w jej życiu, gdy na poważnie rozważała porzucenie zawodu. Po urodzeniu trzeciego dziecka, córeczki Kaszmir, ogarnęły ją wątpliwości. Była pogodzona z faktem, że po czterdziestce dobre role trafiają się kobietom dość rzadko. Paradoksalnie właśnie wtedy nastąpił wysyp propozycji. Na pierwsze próby do filmu "Żurek" przychodziła z dwumiesięczną córką przy piersi.

- Ostatnie dziecko, moją córeczkę Kaszmir, urodziłam w kucki.

A wszystkie moje dzieci urodziłam w sposób naturalny. Kiedy miałam 25 lat, przyszedł na świat Aleksander. Miałam mnóstwo pokarmu i byłam podczepiona do specjalnej maszyny do odciągania mleka. W pewnym momencie były to straszne ilości. Potem, już po wyjściu ze szpitala, cała moja lodówka w domu była zapełniona butelkami. Na nic innego nie było tam miejsca. A ja całymi godzinami odciągałam ten pokarm. Potem nie odstawiałam tego mleka do punktu, tylko do mojego domu przyjeżdżali na ogół ojcowie i zabierali te butelki. Po tej mlecznej akcji zostałam uhonorowana specjalnym dyplomem matki karmicielki! Nie mam, niestety, na to dowodu, bo ten dyplom, order czy podziękowanie, przepadł gdzieś w kolejnych przeprowadzkach. Ale czasami się zastanawiam, ile z tych dzieci z 1987 roku wychowało się na moim mleku!

Dzieci ją odmładzają i jednocześnie zmuszają do ciągłej dyscypliny.

Dzięki nim musi rano wstawać i cały dzień organizować z myślą o nich. Oczywiście, jest zmęczona, ale jest to zmęczenie bardzo szczęśliwej matki. Późne macierzyństwo przyniosło jej nie tylko ogromną satysfakcję, ale także stabilizację. Jej życie wygląda bardzo zwyczajnie: praca-dom. Szlak typowej matki. Ale dzieci dla Figury to wartość największa i najważniejsza.

Figura bojowa

Swojemu obecnemu mężowi, Kaiowi, od razu wyznała, że chce mieć z nim dzieci (osobiście nie poleca tej metody, jeśli kobiecie zależy na zatrzymaniu danego faceta).

Figura filmowo-teatralna

Od czasu filmu "Żurek" Roberta Brylewskiego, gdzie Figura zagrała rolę Haliny - prostej kobiety z małego miasteczka, aktorka dostaje coraz lepsze i ciekawsze propozycje. W 2004 roku wszedł na ekrany "Ubu król", gdzie zagrała Ubicę i po 18. latach odnowiła współpracę z Piotrem Szulkinem. Za swój największy artystyczny sukces filmowy uznaje zeszłoroczną współpracę z Piotrem Uklańskim przy "Summer Love" - nakręconym w Polsce antywesternie. Rok 2006 to rok Figury teatralnej. Można zobaczyć ją na scenie w spektaklu Pawła Miśkiewicza "Alina za Zachód" w Teatrze Dramatycznym oraz w monodramie Małgorzaty Szumowskiej "Badania terenowe nad ukraińskim seksem" w Teatrze Polonia, gdzie wciela się w rolę Oksany - alter ego ukraińskiej pisarki, Oksany Zabużko. Sukces sceniczny tych dwóch spektakli sprawił, że w tym roku zobaczymy ją na deskach jeszcze w sztuce "Siostry" autorstwa Per Olova Enquista, w reżyserii Piotra Cieślaka w Teatrze Dramatycznym w Warszawie.

- Jestem osobą niezwykle intuicyjną i emocjonalną. Tak postępuję we wszystkich swoich biznesach, w moim aktorstwie, w życiu. Jestem impulsywna. Ale mam wielką wiarę w intuicję. Jestem taka baba z Afryki.

Działania podejmowane z pobudek emocjonalnych, niesamowita spontaniczność, a na dodatek zadziorność i zmysłowy temperament od zawsze popychały Figurę w sytuacje ekstremalne, czasami destrukcyjne, niekiedy mroczne. W młodości próbowała na przykład zabić nożem do chleba człowieka ("To był oczywiście facet" - dodaje). Na szczęście nic takiego nie nastąpiło, ale Figura od tamtej pory ma nieruchome dwa palce, ponieważ w amoku przecięła sobie całą rękę. W ogóle, jak twierdzi, ma skłonność do urazów. Siniaki po spektaklach, rany od gotowania, ślady walki z młodości plus zwyczajne blizny. Figura nie ukrywa, że pociągają ją ekstrema i ciemna strona mocy. To prowokowało ją także do związków z nietypowymi (czytaj: interesującymi) facetami.

- Niedługo po tym, jak przyjechałam do Stanów, podczas zdjęć próbnych do "Złego porucznika", poznałam Abla Ferrarę. On chciał, żebym zagrała postać narkomanki. Pierwsze, co zobaczyłam to była jego twarz: niesamowicie wyrazista, tak jakby cała historia Ziemi była na niej wypisana. Abel jest człowiekiem żyjącym kompletnie na krawędzi. Przez lata się zastanawiałam, jak on jest w stanie robić filmy. Powiedziałam mu, że nie mogę zagrać narkomanki, bo nigdy w życiu nie brałam narkotyków: raz w Polsce paliłam trawę. Ale mogę zagrać alkoholiczkę, bo o piciu alkoholu każdy w naszym kraju miał wtedy pojęcie. No i dostałam rolę zakonnicy, która jest gwałcona w kościele. Abel powiedział, że w sumie świetnie się składa, bo scena ma być kręcona w polskim kościele w New Jersey. Ale zdjęcia do filmu się ciągle przesuwały, a ja w międzyczasie dostałam rolę we francuskim filmie, w którym miałam zagrać Niemkę, i wyjechałam na południe Francji. W trakcie kręcenia "Voices in the Garden", dostałam telefon, że na cztery dni mam pojechać do Nowego Jorku. Oczywiście, producenci mnie nie puścili i tak mnie ominęła rola w "Złym poruczniku". Ale po powrocie zaczął się mój związek z Ablem. Jednak problem polegał na tym, że facet zaczął na mnie eksperymentować. Ja w to wchodziłam jak ćma w smugę światła: z wielką chęcią i pasją. Nie tylko z głupoty, że nic nie wiedziałam, ja po prostu tego chciałam. To nie były jedynie eksperymenty seksualne. Z dzisiejszej perspektywy to się może wydać wręcz niewinne: na przykład wypady do klubów gejowskich w męskim przebraniu. Ale zdarzały się też eksperymenty o wiele poważniejsze. Nawet na granicy życia i śmierci. Czasem potrafił mi wbić podczas snu strzykawkę. Ja przez niego, z nim, a może dzięki niemu, przeszłam przez piekło. - Abel prowadził wtedy, jak zresztą

większość jego znajomych, podwójne życie, jeśli nie potrójne... Czasami na długie tygodnie znikałam w hotelu, w którym on sam mieszkał. Przyjaciele i współlokatorka nie wiedzieli, co się ze mną dzieje. Pamiętam, że raz wstrzyknął mi coś w czasie snu, nie wiedziałam co i tak się przestraszyłam, że wybiegłam nago z hotelu. To wyglądało jak scena z filmu, z mojego filmu zresztą! Wszystko, co z nim przeżywałam, to był szok. To trwało kilka lat. Z mniejszą lub większą częstotliwością. Ale w końcu uciekłam. Bo ja zawsze uciekam, kiedy nic nie da się już zrobić.

Figura dzisiejsza

Figura nigdy nie starała się żyć przeszłością. Kompletnie jej to nie interesuje. Dlatego nie cierpi tłumaczenia się, analizowania sytuacji sprzed lat, do czego dość często zmuszają ją media. Z drugiej strony, zdaje sobie sprawę ze swojej dziecięcej naiwności. Nie potrafi być cyniczna, nienawidzi hipokryzji. Czasami ma do siebie żal, ze wciąż potrafi się nabierać, i że niekiedy bywa śmieszna. Twierdzi, że przez całe życie była nieszczęśliwa, i że właśnie teraz, dopiero teraz czuje się dobrze. Ze swoim wiekiem, ze swoimi rolami, ze swoim ciałem.

Figura kulinarna

Od czasu wyjazdu na stypendium do Francji w 1989 roku, w jej żyłach płynie czerwone wino, bez którego nie może przeżyć dnia. Jej warszawskim centrum świata i miejscem spotkań stała się ostatnio restauracja Kom, którą prowadzi z przyjaciółmi. Kom to skrót od słowa "komunikat", bo w podziemiach historycznego budynku Pasty była przed wojną pierwsza polska agencja telegraficzna. Stąd wychodziły telegramy do wszystkich miejsc świata. Miejsce narzuciło styl, menu i nazwy poszczególnych pomieszczeń (bar nazywa się na przykład "telegraf"). Zachowano oryginalne ściany, odrestaurowano stare urządzenia. Od zawsze aktorkę pociągała uroda życia, smaki i zmysłowość stołu, które poznała podczas zagranicznych, zawodowych wędrówek. Imponujące menu jest odbiciem podbojów kolonialnych i światowych podróży. Kom stał się niepostrzeżenie jej kolejnym wcieleniem, gdzie odgrywa rolę serdecznej gospodyni i klasycznego bon vivanta.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji