Artykuły

Filmowcy na scenie

Niełatwa sytuacja repertuarowa teatrów sprawia, że coraz częściej możemy spostrzec zjawiska przedziwne, które jeszcze przed kilku laty byłyby nie do pomyślenia.

Dotąd film żywił się teatrem, czerpiąc zeń nie tyko aktorów, ale i fabułę, przerabiając sztuki na scenariusze. Dziś mamy przykłady, że zaczyna być odwrotnie. To teatr woła na pomoc filmowców, jako reżyserów i co ciekawsze - jako twórców materiału dramatycznego. Szybko doczekał się teatralnego wcielenia w Tarnowie świetny film Marka Piwowskiego "Przepraszam, czy tu biją?" Na scenach warszawskich inne przykłady korzystania przez teatr z twórczości filmowców. W Teatrze Ateneum "Ludzie energiczni" Szukszyna, w Teatrze Współczesnym ,,Gry kobiece" Krzysztofa Zanussiego i Edwarda Żebrowskiego.

Pozornie tych dwóch przedstawień nie można porównać, znaleźć nici łączącej. Szukszyn i Zanussi należą do dwóch różnych kultur. Sprawy, które poruszają w swojej twórczości, też są odmienne. Szukszyn pokazywał radzieckiego plebejusza a nawet człowieka z tzw. marginesu społecznego, podczas gdy Zanussi drąży wnętrze polskiego inteligenta. Wspólne jest natomiast jedno. Zarówno "Ludzie energiczni" w twórczości Szukszyna, jak i "Gry kobiece" u Zanussiego są czymś drugorzędnym, marginesem.

Najbardziej pasuje tu terminologia przemysłowo-handlowa - są to tzw. odrzuty eksportowe. Z tą różnicą, że eksportuje sie zazwyczaj rzeczy dobre, mniej udane zostawiając w kraju. Natomiast filmowcy właśnie eksportują swoje odrzuty i to do teatru, który jeszcze nie tak dawno w po-równaniu z filmem był uważany za świątynię sztuki przez wielkie "S". I teatr czuje się w dodatku tym zaszczycony, marginalne płody filmowców wystawiają sceny, które są powszechnie uważane za ambitne.

W "Ludziach energicznych" zostajemy wprowadzeni w światek radzieckich handlowców - kombinatorów. Poznajemy znane nam skądinąd sprzedawanie spod lady, handlowanie "lewym" towarem itp. Intryga prościutka, tzw. zaskoczenie widza łatwe do przewidzenia. Po prostu żona jednego z grupy przyjaciół, rozgniewana ich pijaństwem i zabawami, zamierza donieść milicji o wszystkich machinacjach, też to znamy. Nieszczęśnicy usiłują w różny sposób temu zapobiec. Słowem, materiału fabularnego jest tu na jednoaktówkę, a właściwie na etiudę filmowa. Tymczasem rzecz całą rozdęto do rozmiarów pełnego przedstawienia. Rozumiem, że twórczość wybitnych warto śledzić nie omijając nawet dzieł drugorzędnych. We wszystkim jednak należy zachować pewien umiar.

Reżyser Zdzisław Tobiasz i aktorzy postawieni w tej niełatwej sytuacji starali się, jak mogli, wypełnić i uratować własną wyobraźnię sceniczną wątlutki materiał. Z tego punktu widzenia przed-stawienie można uznać za interesujące - zmagania aktorskie z oporną materią fabularną. Rzeczywiście, powstał koncert gry aktorskiej. Wśród wyrównanego zespołu najbujniejsze, najsmakowitsze sylwetki stworzyli: Marian Kociniak, Roman Wilhelmi, Bogusz Bilewski i Lech Ordon.

Niestety, nawet aktorzy nie zdołali uratować "Gier kobiecych" w Teatrze Współczesnym, mimo że ze sceny prawie nie schodzi Zofia Mrozowska, pojawia się tez Jan Englert i Marta Lipińska.

Po prostu Zanussi i Żebrowski okazali się gorszymi dramaturgami od nie żyjącego już radzieckiego kolegi. Szukszyn przynajmniej pokazywał zjawiska wyjęte z życia swojego społeczeństwa. Zanussi i Żebrowski usiłują się wpisać w obce schematy, popularne na Zachodzie - bogata, stara, samotna kobieta i ludzie, którzy próbują wedrzeć się w jej świat, bądź w których świat próbuje wtargnąć ona. Lecz trudno coś nowego powiedzieć. Zaś w tym wypadku Zanussi i Żebrowski do nowatorów nie należą.

Jeżeli zawartości fabularnej "Ludzi energicznych" starcza na etiudę filmową bądź jednoaktówkę, to z dwóch jednoaktówek składających się na "Gry kobiece" dałoby się wykroić jedynie dwa skecze kabaretowe. Dlatego nie pomaga reżyseria współtwórcy Edwarda Żebrowskiego. Ani kreacje aktorskie i kostiumowe Zofii Mrozowskiej, ani nawet świetna rólka Marty Lipińskiej, która wreszcie wyzbyła się łzawego sentymentalizmu. Odległość, jaka dzieli bardzo głęboką i złożoną "Kalinę czerwoną" od jednowymiarowych "Ludzi energicznych", jest bezpośrednią bliskością w porównaniu z dystansem między np. "Barwami ochronnymi", niezwykle mądrym i wielowy-miarowym filmem, a "Grami kobiecymi".

Tłumaczenie autorów "Gier kobiecych" w programie: "Teksty, które składają się na to przedstawienie, napisaliśmy jako scenariusze filmów TV dla telewizji zachodnich", nie jest, dla widza żadnym wytłumaczeniem.

Odnosi się też wrażenie, że teatry niefortunnymi wyborami zwiększają wrażenie kryzysu repertuarowego ponad jego rzeczywistą miarę. Nie mówiąc o tym, że szukanie repertuaru w starym stylu - za wszelką cenę sławne nazwisko autora na afisz - już dawno zostało skompromitowane.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji