Artykuły

Dwa cacka rokokowe

Cały wdzięk i urok "Fircyka w zalotach" jest w wierszu i języku, najpiękniejszych w całej literaturze Stanisławowskiej. Potem dorównał w tym Zabłockiemu na scenie dopiero Fredro w niektórych swych komediach. W "Fircyku" język błyszczy prawdziwymi klejnotami, podziwia się różne jego śliczności i wynalazki, czasem przedziwne, czasem żartobliwe. Wiersz płynie piękną melodią akcentowaną kunsztownymi rymami. Słucha się tego jak muzyki Mozarta. To rokokowe cacko przypomina figurynkę ze starej porcelany, cieszącą tylko tym, że jest ładna i misternie, z gracją wykonana.

Ale w "Fircyku" jest jeszcze coś więcej. W żadnym innym utworze nie odbił się tak wyraźnie obraz życia Polski Stanisławowskiej jak w tej komedii. I to zarówno atmosfery życia, jego stylu i filozofii libertyńskiej , swawolnej, cynicznej, jak i realiów zewnętrznych, mody francuskiej, ogrodów angielskich, zabaw i uczt, pikiet i flirtów. Oczywiście wszystko to kondensuje się w miniaturze ale jakże precyzyjnie skonstruowanej. Ta komedia, której schemat akcji Zabłocki wziął z obcej ramotki teatralnej, jest bardzo polska i bardzo warszawska.

Już z tego, co się powiedziało o wartościach "Fircyka w zalotach", wynika czego się oczekuje od wystawienia jego na scenie: zachowania stylu, wydobycia piękności słowa i dowcipu komedii. Przedstawienie w Teatrze Narodowym ma wiele walorów. Scenografia Władysława Daszewskiego przenosi nas w atmosferę wieku, mimo, że poza tłem ogrodu angielskiego daleka jest od dosłowności stylowej i realistycznej Rzecz została przeniesiona z pokoju w plener z ażurową altanką. Kostiumy w nowoczesny sposób stylizują dawne motywy. Reżyseria Józefa Wyszomirskiego nadała przedstawieniu charakter jednolity, spokojny, pełen umiaru, wsparty solidnym aktorstwem i dobrym mówieniem wiersza. A jednak brakło temu wszystkiemu lekkości, rytmu, ruchu, zabawy Być może zaważyły tu dwie główne role grane przez dwoje aktorów wybitnych ale czujących się tu nie najlepiej Elżbieta Barszczewska jako Podstolina znalazła się w nowym dla siebie rodzaju roli. Jej kultura aktorska jest tak wielka i tak fascynująca, że zawsze ogląda się z przyjemnością ten pełen finezji kunszt Ale Podstolinę ujęła Barszczewska zbyt serio, zbyt poważnie. Wieńczysław Gliński jakby dostosował się do powagi swej znakomitej partnerki.

W pierwszej części za mało miał pustoty lekkoducha. uwodzicielskiego wdzięku i humoru. Dlatego potem, kiedy budziło się w nim uczucie, nie widziało się przemiany w jego zachowaniu. T7iele uroku młodości miała Barbara Horawianka jako Klarysa a Tadeusz Bartosik stworzył bardzo zabawną postać jej męża Arysta. Bogdan Baer i Włodzimierz Kmicik dowcipnie zagrali dwóch służących a Wilhelm Wichurski wystąpił w epizodycznej roli Prawnika.

"Fircyka w zalotach" uzupełniono odgrzebaną z zapomnienia jednoaktową operą Macieja Kamieńskiego "Tradycja dowcipem załatwiona". To znalezisko ze wszech miar zasługuje na uznanie. Libretto dowcipne ma wszelkie walory pióra Zabłockiego, muzyczka bardzo przyjemna a przedstawienie znakomite, lekko parodystyczne, pełne ruchu zharmonizowanego z muzyką, zabawne i stylowe. Maria Sulkowska reprezentuje w nim głos operowy i urodę. Andrzej Szalawski gra bardzo dowcipnie i śpiewa zgoła jak śpiewak operowy. Zespół uzupełniają z powodzeniem Halina Michalska, Mieczysław Kalenik, Zbigniew Kryński i Ignacy Machowski. Za całość należą się duże brawa

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji