Artykuły

Emocje miłości

Mityczni bohaterowie, klasycystyczna tragedia Jeana Racine'a, współczesny przekład Artura Międzyrzeckiego, nie stroniąca od nowoczesnych środków wyrazu inscenizacja Laco Adamika, do tego jeszcze w roli głównej Krystyna Janda - ekranowy symbol wyzwolonej kobiety naszych czasów. Czy taka "Fedra" może być dzisiaj zrozumiała, czy też wymaga szczegółowych przypisów? Po spektaklu Teatru Powszechnego odpowiedź wydaje się prosta: Fedra jest postacią ponadczasową - jej los potrafi przejąć. Problemem bohaterki Racine'a - z którym zarówno w czasach mitycznych, jak i współczesnych równie trudno się uporać - jest miłość. Uczucie, które właściwie ukierunkowane, pozwala dostąpić szczęścia i najwyższych sublimacji ducha. Źle ulokowane szybko staje się siłą niszczącą.

Tę mroczną stronę miłości - grzeszną namiętność Fedry do pasierba Hipolita, przenosili na scenę Eurypides i Seneka. W 1677 r. temat ów opracował na nowo Jean Radne, łagodząc drastyczny dla ówczesnej widowni wątek kazirodczy, co korzystnie wpłynęło na psychologię postaci. W opracowaniu Racine'a Fedra wyznaje Hipolitowi miłość dopiero po wieści o śmierci swego męża Tezeusza, króla Aten. Ten, okaże się, jednak żyje i wraca do domu. Fedra, poczuwając się do grzechu wiarołomstwa, jakkolwiek jej wyznanie nie pociągnęło żadnych konsekwencji w czynie, usuwa się szybko z oczu męża. Oskarżenie Hipolita, jakoby nastawa! na cześć macochy nie pada - jak u starożytnych dramaturgów - z ust Fedry, lecz jej piastunki Enony.

Namiętność Fedry napędza akcję całej tragedii, stąd też nie bez znaczenia jest wybór odtwórczyni roli głównej. Krystyna Janda najciekawiej wypadła w scenach kulminacyjnych i końcowych, w których do pełnego głosu dochodzą negatywne emocje postach Najznakomitsza wydała mi się w scenie zazdrości, gdy po raz pierwszy dowiaduje się od Tezeusza, że uwielbiany Hipolit darzy uczuciem inną kobietę, młodą Arycję. Rezygnacja, nagromadzenie bólu, rysujące się wówczas w ściągniętej twarzy i przykurczonej sylwetce aktorki, by wkrótce z niepohamowaną siłą eksplodować wybuchem pretensji w scenie z piastunką Enoną, jak w pigułce ukazało mi wielkość tej roli i trafność decyzji obsadowej. Przejmujące aktorstwo Krystyny Jandy z nawiązką wynagrodziło mi niedosyt, który odczułem przy poprzednich, nazbyt wolno toczących się scenach. Treść tragedii reżyser potraktował bowiem solennie, nieomal bez skrótów. Od momentu, gdy emocje biorą górę nad rozumem i żadnego z bohaterów nie wypuszczą już ze swego miażdżącego uścisku, mamy do czynienia z bardzo dobrym teatrem. Obok znakomitej Fedry-Jandy, świetnie wypadli w swych rolach: Piotr Machalica jako stanowczy władca Tezeusz, Mirosława Dubrawska - rozczulająco lojalna wobec swej pani piastunka-Enona i Tomasz Sapryk - dynamiczny w reakcjach Teramenes, wierny sługa Tezeusza. Miłą niespodzianką tego spektaklu był udział Marii Seweryn (córki Krystyny Jandy), przekonująco odgrywającej postać Arycji - głównej rywalki Fedry do uczuć Hipolita, w której to roli zadebiutował Marcin Władyniak.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji