Artykuły

Zabawa czy wiedza?

Widowiska daje się po to, żeby ludzi zainteresować. Jeżeli to się uda - brawo! Jeżeli nie - klapa! W odróżnieniu od literatury, odwołującej się także do potomnych, albo dalekich w przestrzeni, sztuka sceniczna sprawdza się doraźnie wobec konkretnej widowni. Nie musi to być koniecznie wielka widownia. Jakie sale, nawet na kilka tysięcy widzów, mogą dziś pretendować do miana "teatru ogromnego" wobec filmu i telewizji? Ponieważ jednak przemawiają na, żywo, a nie z płótna i szkła, tworzą nie do zastąpienia misterium bezpośredniości, na które widz swoim reagowaniem ma wpływ aktywny. Jednak tamte przekładnie mechaniczne, należąc do środków masowego przekazu, odebrały teatrom sens podziału na sale popularne i "eksperymentalne", czyli elitarne. W istocie, czyli nie ma dwu wyraźnych sposobów utrafienia w gusty: dla wybranych czy dla rzesz, lecz miliard sposobów, bo każdy człowiek jest istotą niepowtarzalna, choć podobną do innych, i każdy człowiek na prawo do własnego gustu, choćby nawet ulegającego wpływom innych, ale wycieniowanego własnymi skłonnościami.

Co więcej, ten sam człowiek raz pragnie się wyodrębnić i zatopić w medytacji nad jakimś tylko dla niego ważnym zagadnieniem, innym zaś razem chce i daje się unieść odruchom zbiorowym. Ponieważ ludzie są tak rozmaici i tak skomplikowani, teatr więc w swoim dążeniu do zainteresowania ich może apelować do bardzo różnych odczuć i skłonności, i o bardzo rozmaitymi środkami i w bardzo rozmaitych warunkach. Stara dewiza, że teatr ma nauczać bawiąc, zmaga się z troską o to co kogo może bawić i czego można kogoś nauczyć.

Ten więc organizator przeżycia teatralnego utrafia w sedno, któremu uda się połączyć zabawę z pouczeniem określonego zgromadzenia widzów na określonej widowni. Takie warunki pomocnicze, jak scenografia, wygląd sali, jej rozmiary, a nawet wystrój zewnętrzny gmachu, dorzucają swoje trzy grosze do ostatecznego efektu. I dlatego dość anemiczne brawa po "Pasji doktora Fausta" Jerzego S. Sito w reżyserii Tadeusza Minca i scenografii Mariana Kołodzieja w Teatrze Narodowym, w skrzydle lewym gmachu wspólnego z Operą, gdzie grywa się przecież także Fausta, ale z muzyką Gounoda i librettem Barbiera i Carrego przy wszystkich powabach muzyki, baletu i wystawy, tudzież i wielkim uproszczeniu spraw, jeszcze nic nie mówią czy rzecz Jerzego Sito nada się czy nie nada innym teatrom? Chciałbym to jeszcze zobaczyć na scenie całkiem kameralnej z widownią naokoło, albo nie odgraniczoną od sceny, jak w niektórych przedstawieniach Grotowskiego. Wtedy dopiero wypowiem się czy mamy do czynienia z utworem wyłącznie literackim, czy też także scenicznym, czyli ściślej powiedziawszy, zastosowalnym na współczesnych scenach.

Nasunęło mi tę myśl to, że najbardziej do mnie przemówiła scena, gdy Faust i Mefisto, grani zresztą doskonale przez Krzysztofa Chamca i Tadeusza Borowskiego, zasiedli w pierwszym rzędzie krzeseł na sali, wymieniając uwagi i spostrzeżenia jak aktywni widzowie teatru w teatrze.

Także scenografia Mariana Kołodzieja z jego skłonnością do monumentalizmu, i to barokowego, ujmującego rzeczy od zewnętrznej strony, tworzyła duży dystans do kwestii wypowiadanych na scenie, zaś reżyser Tadeeusz Minc dodawał ze swej strony złagodzenia, które i wolałbym żeby dotyczyły raczej przetrzebienia pewnych słów cztero- i pięcioliterowych, które już za bardzo się zbanalizowały w dzisiejszym teatrze.

Przy tych zastrzeżeniach jest jednak bardziej wybaczalne to, co zrobił z tematem Fausta Teatr Narodowy, przedstawiając samodzielną próbę nowego ujęcia tego mitu niż to, czego się niedawno dopuścił Teatr Polski, podsuwając jako rzecz Goethego jaskrawe zniekształcenie jego myśli.

Jak pisałem przy owej okazji, Faust nie jest wyłączną własnością Goethego. Ta na wpół historyczna, na wpół legendarna postać (pono studiował nauki tajemne w Krakowie) służyła za temat wielu autorom, zwłaszcza angielskim, niemieckim i francuskim od XVI w. do dni ostatnich, z tym że wizja Goethego stała się przemożna i - jak twierdzi Grzegorz Sinko - dopiero Tomasz Mann w swoim "Doktorze Faustusie" dał w prozie interpretację porównywalną z Goethem, zresztą przenosząc bohatera w nasze stulecie.

Siłą wizji Goethego polega między innymi na nadanej przezeń równowadze między oddziaływaniem na wyobraźnię i na refleksję, czyniąc dzieło równie uwodzące, jak mądre. Po nim na ogół przechylano szalę ku zabawie, fantazji i... dreszczowcom. Wie o tym Sito i stara się o taką porcję myśli filozoficznej, żeby nie pomnożyć liczby trywializatorów, lecz ustawić się jeżeli nie obok, to w każdym razie "na linii" Marlowe'a, Goethego i Manna. Czy tego dopiął, można by powiedzieć dopiero przeczytawszy od deski do deski kilkakrotnie owych mistrzów, a jego sztukę obejrzawszy też ze trzy razy, ale różnych inscenizacjach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji