Komiks z piekła
Świat w obliczu nieustannego zagrożenia, terroryzm jako codzienność - to nie od dziś tematy teatru Grażyny Kani. W jej "Pornography" z warszawskiego Dramatycznego widać przebłyski ostrości. Szkoda, że jest ich tak mało.
Plotki głoszą, że reżyser nie pojawiła się na premierze przedstawienia, bo kończył je nowy dyrektor Dramatycznego Paweł Miśkiewicz. Zresztą Mniejsza o to. W przypadku "Pornography" Simona Stephensa nie można mówić o artystycznym skandalu, aktorom należą się słowa szczerego uznania. Szkoda tylko, że przedstawieniu brak wyrazistej formy, a całość tonie w morzu nachalnie publicystycznych tez i argumentów. Była tu szansa, aby zobaczyć na scenie współczesny obrazek świata nad przepaścią. Jednak dramat brytyjski cierpi na chorobę dosłowności, trudno znaleźć w nim choć namiastkę metafory, wynoszącą opowieść na nieco wyższy poziom. W efekcie wysiłki wykonawców na niewiele się zdają. Uwagę widzów przyciąga przede wszystkim wykorzystywana tu chyba ponad miarę obrotowa scena. Stephens umieszcza akcję swojej sztuki w newralgicznym momencie. Jest lipiec 2005 roku, Londyn żyje nerwowym rytmem metropolii. Za chwilę zachłyśnie się informacją o organizacji olimpiady 2012 roku. A dzień później pogrąży w żałobie po terrorystycznych zamachach w metrze. I nie ma w sobie niczego, co przypominałoby zdjęcia i opisy z turystycznych przewodników. Jest miastem molochem, trawionym gorączką mniejszych i większych obsesji swych mieszkańców. Labiryntem, w który strach zapuszczać się po zmroku. Współczesnym wyrzutem sumienia zachodniego świata, który zatraca się w konsumpcji i wcale nie pociągającym ekstrawagancjami hedonizmie. Diagnoza to ani szczególnie odkrywcza, ani specjalnie inspirująca. A jednak w przedstawieniu Teatru Dramatycznego udaje się tchnąć w nią odrobinę oddechu. Utwór Stephensa, choć brak mu zwartej struktury, najciekawszy jest wtedy, gdy staje się monologiem któregoś z bohaterów. A i Grażyna Kania najpewniej się wówczas czuje. Niedawno przygotowała przecież w Bydgoszczy głośne "Nordost" Buchsteinera - rozpisana na trzy przeciwstawne głosy czeczeńskiej bojowniczki, rosyjskiej lekarki i statecznej moskwianki rzecz o zamachu w Teatrze na Dubrowce. Tym razem o powtórce z wysoko ocenionego widowiska nie ma mowy, ale w "Pornography" najlepiej wypadają partie solowe. Na przykład ta Jadwigi Jankowskiej-Cieślak, która wyrzuca z siebie całą złość i zgorzknienie starzejącej się kobiety bez perspektyw i nadziei. Zostaje jej więc tylko bezpardonowy atak na wszystko, co się rusza. Nienawiść nie do ukrycia i nie do pohamowania. I jeszcze historia kobiety, która w odruchu desperacji zdradziła własną firmę. Agata Kulesza grają tak, że gotowi jesteśmy uwierzyć, że podobne doświadczenie mogło spotkać kogokolwiek z nas. W końcu czasami wszyscy mamy ochotę zapalić lont pod dotychczasowym życiem...
Wszystko to jednak osiada na mieliznach tekstu i przedstawienia. Po krótkim czasie okazuje się, że choć Stephens pełnoprawnym bohaterem dramatu czyni Londyn, w istocie nie ma o nim niczego szczególnego do powiedzenia. Nie lepiej rzecz się ma z terroryzmem. Co prawda Miłogost Reczek, i Krzysztof Ogłoza próbują ukazać na scenie motywacje postaci wyznaczonych do wykonania śmiercionośnej misji, ale rzecz cała sprowadza się do wygłaszania banałów. Żal, że tym razem Kani nie udało się choćby zbliżyć do sedna tematu. Przyjrzeć się z bliska, jak zabójcza ideologia zaciemnia umysły, odbiera ostrość spojrzenia. Tym bardziej że i Reczek i Ogłoza bez trudu pociągnęliby tak ustawione role. "Pornography" nie spełnia więc nadziei jako literatura i teatr. W tym kształcie broni się tylko chwilami i wyłącznie dzięki aktorom. Cała reszta jest publicystyką, pustką, już nie do zapełnienia. Nudnawym komiksem z wyblakłymi rysunkami.