Artykuły

Czechow - czy warto?

"Niedźwiedź" i "Oświadczyny" Antoniego Czechowa w reż. Andrzeja Czernika w Teatrze Eko Studio w Opolu. Pisze Andrzej Byra.

Z racji wykonywanego zawodu cyklicznie muszę odpowiadać na pytanie, czy my - Polacy XXI wieku, powinniśmy się zajmować twórczością Antona Czechowa - pisarza wybitnego, ale jednak dziewiętnastowiecznego. Mam argumenty na "tak": swoimi juweniliami, takimi jak "Śmierć urzędnika", "Kameleon" czy "Wańka", pisarz pozwala zrozumieć Rosję, wielki kraj, naszego sąsiada, miejscami nawet bardzo bliskiego (Mierzeja Wiślana). Wprawdzie Czechow zmarł dobrze ponad sto lat temu, ale Naród Rosyjski nie z tych, co to się zmieniają co kilkaset lat, jak w jakim kalejdoskopie!

Teatr Eko Studio z Opola uraczył nas dziełami Czechowa nieco późniejszymi od wyżej wspomnianych, napisanymi przez wciąż młodego, ale już doktora. "Niedźwiedź" i "Oświadczyny" - dwie jednoaktówki, przez niego samego nazwane żartami scenicznymi, nie mówią o Rosjanach, lecz o ludziach. W obu przypadkach dość prosty, by nie powiedzieć prymitywny, koncept. Raczej banalne rozmowy, by nie powiedzieć pyskówki. Niemal całkowity brak rekwizytów - pamiętajmy, że strzelba to właśnie Czechow. Tylko w "Niedźwiedziu" scenograficzne rozpasanie: dwa krzesła do połamania i karafka na tacy. Luksus dla inspicjenta, ogromne wyzwanie dla reżysera i aktorów. Wyzwanie. A może pułapka?

W gustownie urządzonym saloniku siedmiomiesięcznej wdowy Popowej pojawia się niejaki Smirnow - nazwisko w naszym kraju nieco prowokacyjne, kojarzy się choćby z "Hymnem wieczoru kawalerskiego" Jacka Kaczmarskiego, gdzie zostało zestawione z ptactwem ozdobnym, tymczasem jest to po prostu statystycznie najczęstsze nazwisko w Rosji, jak "Nowak" w Polsce, "Novák" w Czechach czy "Novak" w Słowenii. Ów - dla uniknięcia skojarzeń nazwijmy go Cichoszem - wędruje po swoich dłużnikach i naiwnie sądzi, że odzyska od nich pieniądze, aby nimi spłacić własne zobowiązania. W tym właśnie celu odwiedził wdowę, której nieboszczyk mąż zadłużył się, by swemu ulubionemu wierzchowcowi zakupić owies. Wbrew nazwisku, gość wcale nie jest cichy, nie zważa na protesty lokaja, narusza dobrowolną samotnię pogrążonej w rozpaczy wdowy, zachowuje się jak tytułowy niedźwiedź, wrażenie potęguje designerskie futro: długie, grube, w kolorze czekoladowo-brunatnoniedźwiedziowym. Od słowa do słowa - kłótnia przeradza się w przygotowania do pojedynku: wdowa udaje się po pistolety, które okazują się rewolwerami (Czechow niefrasobliwie miesza te pojęcia, również w didaskaliach). Wierzyciel-optymista zachwyca się przeobrażoną wdówką, chętnie objaśnia działanie systemu Smith & Wesson, również Popowa spogląda na swego gościa łaskawym okiem: koń nie dostanie owsa.

Troje aktorów dało popis kunsztu. Łukasz Schmidt uznał, że famulus Łuka nie musi być postacią drugoplanową. Arleta Los - Pławszewska pokazała kobietę miotaną dwoistościami natury: jednocześnie tęskniącą i potępiającą, pogrążoną w rozpaczy po stracie męża, ale też tych chwil, kiedy mąż jeszcze żył, a poświęcał się innym kobietom. Andrzej Czernik podniósł samoocenę mężczyznom, dla których przecież pieniądz nie jest najważniejszy.

Przenosimy się do saloniku Czubukowa, szczęśliwego ojca córki na wydaniu. Pojawia się Łomow, sąsiad delikatny, chorowity, mizerny, ale jednak płci męskiej, może wyratować z kłopotu, więc nie należy go wypuszczać z ręki, potencjalny teść jest wniebowzięty. Córeczka Natalia przyjmuje gościa bez atencji, zajęta domowymi pracami. Wykazuje się znakomitą orientacją w sprawach gospodarstwa, myślistwa, koligacji rodzinnych - co jest okazją do dynamicznych, soczystych kłótni, w które angażuje się również ojciec. Hipochondryk Łomow wielokrotnie niemal umiera, ale się nie poddaje (niczym generał Cambronne). Widz przypomina sobie spór o Kusego i Sokoła, regularne kłótnie Kwiczoła i Pyzdry o miedzę, zastanawia się, dlaczego ojciec chce wypchnąć z domu tak zaradną córkę, i podziwia grę trojga artystów.

Andrzej Czernik wybrał z obfitego dorobku Czechowa i wyreżyserował dwie miniaturki, w których autor przedstawił ciekawe osobowości, subtelnie posłużył się detalami (owies dla konia), ale przede wszystkim pozostawił między wierszami bogactwo niuansów do wykorzystania przez inscenizatorów. Scenografia i kostiumy przygotowane przez Halinę Fleger podobają się, a nie rozpraszają. Spektakl mogę szczególnie polecić miłośnikom profesjonalnego aktorstwa, którzy - raczeni produkcjami stacji telewizyjnych, komercyjnych i publicznych - zastanawiają się, czy takowe jeszcze istnieje: bo właśnie aktorstwo jest w moim odczuciu najważniejszym walorem omawianej inscenizacji. Troje mistrzów stworzyło kreacje dynamiczne, bogate, przekonujące. Trafiają do widza i pozostają w nim.

**

Andrzej Byra - filolog polski (Uniwersytet Wrocławski), nauczyciel.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji