Bardzo przewrotna baśń dla dorosłych. Tak Sinobrody hipnotyzuje kobiety
"Sinobrody - nadzieja kobiet" Dei Loher w reż. Marka Kality na Scenie na Woli Teatru Dramatycznego w Warszawie. Pisze Sylwia Arlak w portalu naszemiasto.pl.
Wbrew pozorom to nie jest historia o seryjnym mordercy -podkreślał przed premierą "Sinobrodego - nadziei kobiet" reżyser Marek Kalita.
Sześć kobiet i on. Tajemniczy mężczyzna, który uwodzi po kilku chwilach spędzonych w jego obecności. Do tego bardzo niebezpieczny, o czym wszystkie wkrótce się przekonają. Mężczyzna zagubiony, podobnie jak jego towarzyszki. Łaknący prawdziwego uczucia i uciekający przed tym, co realne. Co wyniknie z tych spotkań? Przekonacie się podczas spektaklu "Sinobrody - nadzieja kobiet" w Teatrze Dramatycznym, który od 13 kwietnia możemy oglądać na Scenie na Woli im. T. Łomnickiego.
ON I SZEŚĆ KOBIET
Opowieść o Sinobrodym, którego znamy z baśni Charles'a Perraulta (stary i zamożny szlachcic, którego partnerki znikały w dziwnych okolicznościach), została sprawnie wyreżyserowana przez Marka Kalitę na podstawie dramatu Dei Loher.
Śledzimy więc losy Henryka Sinobrodego (w tej roli bardzo dobry Henryk Niebudek) i kobiet, które spotyka na swojej drodze. Nie wiedzieć czemu bohater, niepozorny sprzedawca butów, przyciąga płeć przeciwną jak magnez. Kobiety go pożądają i oczekują od niego miłości "ponad miarę". Bezskutecznie próbują go uwieść, związać obietnicą miłości. Chcą go na stałe, żądają deklaracji. Jednak nasz bohater nie potrafi i nie chce dać im tego, czego oczekują. I właśnie dlatego zostaje seryjnym mordercą, choć jak podkreślał reżyser - to tylko symbol.
NIESZCZĘŚLIWA MIŁOŚĆ
Pierwsza partnerka Sinobrodego - Julia (w tej roli Anna Gorajska) w akcie rozpaczy popełnia samobójstwo (albo odchodzi od Henryka - nie mamy przecież pewności, czy ta śmierć nie jest również jedynie symbolem zakończonej relacji). Jawi nam się więc jako tragiczna kochanka niczym z dramatu "Romeo i Julia" Szekspira.
ZDOBYWCA KOBIECYCH SERC
Wydaje się, że Sinobrody w każdej kolejnej kobiecie poszukuje swojej pierwszej miłości. Bezskutecznie. Jego frustracja narasta. Coraz mniej w nim szacunku i miłości do kobiet. A im mniej w nim uczucia, tym zdobywa coraz większe uznanie płci pięknej.
Co ciekawe, na swojej drodze spotyka kobiety podobne do niego - zagubione, poszukujące miłości, ale i stroniące od niej. Świadome tego, że miłość często łączy się z goryczą i pustką. Z jednej strony zrezygnowane, z drugiej desperacko poszukujące choć cienia zainteresowania u mężczyzn. Marzą, aby się obudzić, wyjść z letargu, wybrać się w najważniejszą podróż swojego życia. Nie wiedzą, czego chcą, nie wiedzą, czego mogą oczekiwać, ale są rozgoryczone, gdy tego nie dostają. Kiedy w końcu Sinobrodemu udaje się przełamać dawne schematy, kiedy pokochał kogoś "ponad miarę", doznaje dużego rozczarowania.
SYMBOLICZNA ŚMIERĆ
W spektaklu Teatru Dramatycznego mamy wiele symboli do odczytania. W głowie rodzi się bardzo wiele pytań, na które będziemy próbowali odpowiadać sobie jeszcze długo po zakończeniu przedstawienia.
Na szczególną uwagę zasługuje muzyka wykorzystana w "Sinobrodym..." oraz niezwykłe wizualizacje. Hipnotyzują, budują klimat i co ważne - nie rozpraszają widza. Za scenografię (dość oszczędną, ale warto zwrócić uwagę na detale), kostiumy i reżyserię świateł odpowiada Katarzyna Borkowska. Za projekcję - Wojciech Doroszuk. Polecamy.