Artykuły

Finał znów zwieńczył dzieło

"Romeo i Julia" Sergiusza Prokofiewa w choreogr. Paula Chalmera w Operze Nova na XXV Bydgoskim Festiwalu Operowym. Pisze Ewa Czarnowska-Woźniak w Expressie Bydgoskim.

Bydgoski Festiwal Operowy 25 lat temu zaczynali w stanie... surowym. Piękny spektakl na urodziny niezwykłej imprezy

To był niezapomniany wieczór w bydgoskim teatrze muzycznym. Oszałamiające brawa po opadnięciu kurtyny po sobotniej premierze "Romea i Julii" w pełni się zespołowi realizatorów przedstawienia należały!

A zespół ten wszak firmuje już jeden z wielkich przebojów bydgoskiej sceny, równie gorąco oklaskiwanego "Dziadka do orzechów". Dyrektor Maciej Figas za pulpitem dyrygenckim, charyzmatyczny kanadyjski choreograf Paul Chalmer, autorka bajecznych, komentowanych w foyer kostiumów, Agata Uchman czy bardzo zdolna para odtwórców ról tytułowych - śliczna Natalia Ścibak i Paweł Nowicki.

"Romeo i Julia" Sergiusza Prokofiewa to żelazny, acz bardzo wymagający tytuł światowych scen muzycznych. Trudno nadać mu dziś oryginalny rys. A jednak w Bydgoszczy się to udało, moim zdaniem, dzięki najlepiej rozumianej teatralności wystawienia oraz tchnięciu weń emocji.

Po premierze w Novej obejrzałam sobie dla porównania "Romea i Julię" sprzed pięciu lat w mistrzowskim wykonaniu moskiewskiego Teatru Bolszoj. Znak firmowy dzieła Prokofiewa - monumentalny taniec rycerski, pawana z 1. aktu - jest zatańczony tam perfekcyjnie, błyskotliwie, oszałamiająco. Wykonawczo i realizatorsko to na pewno arcydzieło. A przecież, poza tym kunsztem, nie widać emocji, którą daje odbiorcy zespół bydgoski. "Nasz" balet bliższy jest idei szekspirowskiego libretta, dramaturgii tragedii zakochanej w sobie młodzieży zwaśnionych rodów z Werony. Liryczna bydgoska Julia, nie może znaleźć zrozumienia u rodziców (świetne role Olgi Karpowicz i Piotra Kobierzyńskiego), wpychających ją w ramiona Parysa (Tomasz Siedlecki), straszny koniec jest więc bliski...

Chwalony wyżej koncept realizatorski bardzo podoba się publiczności. Według pomysłu Paula Chalmera, podobnie jak w "Dziadku do orzechów", to - niezależnie od tańca - interesujący spektakl. Czy jesteśmy na miejskim placu czy na balu, te plany są bardzo ożywione, pełne detali codziennego życia, ruchu. To nie ułatwia zadania wykonawcom - gdy tańczą z przypiętymi szpadami czy lawirują pomiędzy straganami. To świetny pomysł - zatrudnić fechmistrza (Sylwester Zawadzki) do ustawienia dynamicznych scen pojedynków, to wyborne - po raz kolejny wprowadzić do gry dzieci z operowego studia baletowego.

Oryginalna, atrakcyjna, zasługująca na uznanie jest także scenografia Diany Marszałek, która przeniosła tło wydarzeń z renesansowej Werony do elżbietańskiej Anglii. Jak wspomniałam, aplauz wzbudziły też przebogate stroje (szarości i błękity wyróżniające Montekich oraz złoto-czerwone szaty Kapuletich!) autorstwa Agaty Uchman. Jestem przekonana, że "Romeo i Julia" będzie równie wielkim sukcesem frekwencyjnym, co "Dziadek do orzechów". W pełni zasłużenie.

"Romeo i Julia" pokazany został w ramach XXV BFO jeszcze raz, w niedzielę wieczorem. Na sobotniej premierze nie mogło zabraknąć kilku zdań jubileuszowych wspomnień. Maciej Figas, wizjonerski dyrektor opery przez lata w budowie, przypomniał pierwszy festiwal, możliwy dzięki wsparciu ówczesnych bydgoskich władz miejskich (obecny na sali prezydent Edwin Warczak) i wojewódzkich (Włodzisław Giziński), a także licznych sponsorów, szefów bydgoskich firm, którzy odważyli się sypnąć groszem na operowe marzenie ściętej głowy... Także dzięki temu, jutro w ramach już XXV BFO, wrocławski Teatr Muzyczny Capitol pokaże musical - "Trzech muszkieterów".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji