Artykuły

"Sprawa"

Na myśl o spektaklu "Sprawy" Suchowo-Kobylina w Teatrze Nowym ogarniają mnie bardzo sprzeczne uczucia. Nie opuszcza mnie wrażenie, że byłem w naprawdę wielkim TEATRZE, oglądałem kawałek prawdziwie wielkiej sztuki i wielkiego aktorstwa. Lecz jednocześnie nie potrafię pozbyć się sądu, że nie wolno mi zaakceptować tej sztuki w całości, nie można pominąć uproszczeń, które ona zawiera, nie należy afirmować wizji świata, jaką nam ona przynosi.

"Sprawa" Suchowo-Kobylina to satyra, to chwilami groteska przewrotna i wyrafinowana, niekiedy brutalna, sięgająca dna, makabryczna, przedstawiająca nam świat ludzi odczłowieczonych, zwierzęcych. "Sprawa" Suchowo-Kobylina, choć napisana tak dawno, jest nowoczesna w tym znaczeniu, w jakim współczesny autor pojmuje współczesny dramat, w którym farsa ma prawo sąsiadować z sentymentalizmem, satyra z liryzmem. I gdzie przy pomocy ludzi i postaci mówi się o sprawach i stosunkach międzyludzkich. W tym pojęciu - nie o ludziach, lecz właśnie o sprawach i o stosunkach między ludźmi opowiada nam teatr Dürrenmatta, o sprawach i stosunkach między ludźmi mówi teatr Becketta. Suchowo-Kobylina "Sprawa" jest więc na pewno prekursorska i ze względu na swą formę wydaje się bliższa nam, niż chyba współczesnym. Oddalają nas od niej tylko jej uproszczenia, jej obyczajowość już bardzo dla nas umarła, a może nawet śmieszna.

Czy może naprawdę wzruszyć współczesnego widza rozpacz starego Muromskiego, który traci cały majątek, aby uchronić swą córkę przed badaniem... ginekologicznym? Wiemy o czasach, które odeszły, czytaliśmy o obyczajach ludzi dawnych epok, rozumiemy jak zmieniły się pojęcia honoru i czci, lecz trudno o wzruszenie tam, gdzie w afirmacji sztuki pomagać musi tylko rozum i wiedza; sprawa przedstawiona w "Sprawie" przestała być dla nas sprawą, ginekolog jest przyjacielem domu.

Ale przypadek panny Lidki Muromskiej jest u Suchowo-Kobylina tylko pretekstem dla ugodzenia w aparat urzędniczy Rosji carskiej, dla zdarcia zasłony, za którą widać pajęczą sieć biurokracji, a na tej sieci kołyszące się pająki, przeokropne owady ludzkie czyhające na ofiarę, nieopatrznie zaplątaną w nastawione przez nich sidła. Rosję carską - powiada Suchowo-Kobylin - gubi kasta urzędników, którzy zamieszkali w pałacach, gdy ziemiaństwo zepchnięto do wynajętych pokoi. Piętnuje więc Suchowo-Kobylin łapówkarstwo, ujawnia zwierzęcą chciwość i bezwzględność aparatu państwowego dawnej Rosji. "Sprawa" była sztuką odważną, śmiałą, walczącą. Zdejmując czapkę przed tym orężem, jednocześnie zdajemy sobie sprawę, że wiedza to niepełna i niedoskonała; carska Rosja musiała się rozpaść nie dlatego, że ziemiaństwo zepchnięto do pokojów, a w pałacach zamieszkali urzędnicy-łapówkarze. Tragedie Muromskich nie odegrały żadnego znaczenia. Prawie cała literatura polska przeniknięta jest tkliwością dla podupadających szlacheckich dworków, gdzie podobno wciąż jeszcze krzewiły się przeróżne polskie cnoty i zachowały dobre obyczaje, i gdzie pozostawano w nieustannym strachu przed sekwestratorem. Jest to literatura o marginesie prawdziwie wielkich spraw, dlatego tak mało daje się już z niej czytać, a jeszcze mniej można wystawić.

"Sprawa" Suchowo-Kobylina nie zawiera żadnych treściowych pokrewieństw z czasami nam współczesnymi, choć łapówkarze-urzędnicy istnieją i w naszych czasach "Sprawa" nie jest także matką "Łaźni" Majakowskiego, choć tu i tam godzi się w "czynowników". Być może każdy z nas i dziś natknie się na Warrawina, istota spraw pozostaje jednak krańcowo odmienna. Piszę to pod adresem tych wszystkich, co we wszystkim gotowi są szukać współczesnych aluzji. Oczywiście zastanawiać się można, czemu przypisać renesans Suchowo-Kobylina właśnie na scenach łódzkich, (wszak niedawno oglądaliśmy w Teatrze 7.15 "Śmierć Tariełkina"). Można się więc zastanawiać, choć chyba nie warto, ponieważ inscenizacja Bohdana Korzeniewskiego i wybitne aktorstwo Emila Karewicza, Bogdana Baera i Ignacego Machowskiego stworzyły spektakl po prostu znakomity. Zbyt rzadko trafiają się Łodzi tak dobrze zagrane sztuki, można się więc wybrzydzać, ale nie za bardzo.

Adaptacja ogromnej kobyły Suchowo-Kobylina, jaką dokonał Korzeniewski - wydaje się bardzo celna. Uchronił nas Korzeniewski przed wieloma literackimi dłużyznami, przenosząc część akcji na proscenium nadal sztuce bieg szybszy i bardziej strawny. Mimo to przedstawienie jest w dalszym ciągu za długie, a przez to za ciężkie. Trzeba naprawdę wielkiej siły fizycznej, aby przesiedzieć półtorej godziny na drugim akcie. Szkoda, że Korzeniewski nie poszedł jeszcze dalej w swej adaptacji, uważam, że bez żadnej szkody można było okroić sztukę o role Nielkina, o Annę Atujewę, ba, nawet o Lidkę Muromską, wszak nie ona jest bohaterką sztuki, lecz jej "sprawa". Narrator, którego wprowadzono na początku przedstawienia, mógłby doskonale opowiedzieć nam to wszystko, co działo się w domu Muromskich.

Doskonała scenografia Andrzeja Stopki, te zielenie i brązy tak przepięknie harmonizują na scenie, ta biurokratyczna drabina tak zmyślnie i wspaniale podkreślona przez dekoracje, ten tłum urzędników jakby anonimowy, a jednocześnie tak zróżnicowany - wszystko to bardzo celowo i właściwie uwypukliło ideę sztuki Suchowo-Kobylina. Nie wszystko oczywiście "wystrzeliło", jak na przykład owa spadająca z góry sieć, która oznaczać miała ponoć dwugłowego orła - symbol władzy carskiej, a o której nie wiedzieć co myśleć, bo jest mało przejrzysta.

A na tym imponuiacym tle - Warrawin czyli Emil Karewicz. Warrawin ponury, Warrawin jak straszliwy Moloch, jak Baal gotów schwycić ofiarę i wyssać z niej każdą kroplę krwi. Jest ten Warrawin imponujący i przerażający zarazem. Imponujący przez wielkość swej nadludzkiej chciwości, przez swą bezwględność i spryt. Czymże okazuje się przy nim Kandyd Tariełkin? Malutką pluskwą, malutką weszką, malutkim łotrzykiem, pijawką wobec ośmiornicy. Bogdan Baer jako Tariełkin jeszcze raz udowodnił, że jest wspaniałym aktorem, jego aktorstwo w niektórych partiach sztuki sięga, moim zdaniem. mistrzostwa. Groźna, ponura, zwierzęca twarz Warrawina jeszcze ciągle tkwi mi w pamięci, tak jak chichot Tariełkina oszukanego, Tarielkina zmiażdżonego - brzęczy mi ciągle w uszach. To był prawdziwy pokaz sztuki aktorskiej - tak rzadko teraz spotykanej - oglądać razem Karewicza, Baera i Machowskiego. Ten jako Ważna Osoba był żałosny i śmieszny, był patologiczny i niesamowity, przewrotny i wyrafinowanie okropny. Miażdżyli nas każdym słowem, każdym gestem spychali nas na dno zwątpienia o człowieku, napawali grozą dlatego, że byli tak różni, a tak jednocześnie podobni przez zło, które cechowało stworzone przez nich postacie. Uzupełniał ich doskonale Seweryn Butrym jako Nader Ważna Osoba. Był to wprawdzie tylko epizod, lecz przecież jeszcze raz udowodnione zostało, że doskonały aktor nawet drobnej scence potrafi nadać prawdziwie wysoką rangę. Od czasu "Obrony Sokratesa" nie widziałem jeszcze tak dobrego Butryma.

Doskonałą sztukę zaprezentowali również i aktorzy z "drugiego planu", tworząc ciekawie zarysowane typy urzędników (Konrad ski, Janusz Kubicki, mir Misiurewicz, Adam Da-niewicz, Witold Zatorski, Marian Stanisławski, Edward Wichura). Marian Nowicki w roli Piotra Muromskiego potrafił wzruszyć, umiał uzyskać pełne sympatię widowni; był naiwny, bezradny i szczery w chwilach oburzenia, był tragiczny i nieszczęśliwy, choć może zbyt naiwny, zbyt słodki. Ale taką postać nakreślił Suchowo-Kobylin, deklaratywny i nieprzekonywujący, gdy wypadło mu dobro przeciwstawić złu. Zresztą, tak już chyba jest, że pozytywne postacie słabiej się rysują na scenie. Dlatego także chyba nie znalazła dla siebie tekstu Wanda Jakubińska, Maria Górecka i Tadeusz Minc. Wdzięczniejszą postać do odegrania miał Zygmunt Malawski i stworzył bardzo dobrego, charakterystycznego Iwana Razuwajewa. To samo myślę o Ludwiku Benoit w roli Iwana Żywca. Słabszy wydał mi się Wojciech Pilarski jako autor czy narrator. Wspomnieć także należy o Stanisławie Skolimowskim w roli woźnego urzędu.

Tak więc znakomite aktorstwo, ciekawa inscenizacja i bardzo interesująca scenografia czynią ze "Sprawy" duże wydarzenie kulturalne w naszym mieście. Nie należy go jednak przyjmować bez zastrzeżeń, a winne są temu uproszczenia zawarte w samym materiale sztuki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji