Artykuły

Papież nie jest gwiazdą popkultury

"Marilyn i papież. Listy między niebem a piekłem" w reż. Marty Ogrodzińskiej w Teatrze Polonia w Warszawie. Pisze Paulina Wilk w Rzeczpospolitej.

Nowy monodram w Teatrze Polonia to pozbawiony temperatury monolog traktujący o niczym.

To, czy Marilyn Monroe była egzaltowaną idiotką, czy nieszczęśliwą kobietą wciśniętą w kostium słodkiej blondynki, jest jedną z największych tajemnic w historii Hollywood. Zabrała ją do grobu w równie niejasnych okolicznościach - nie wiadomo, czy tabletki przedawkowała z wyboru czy z roztargnienia.

Nawet jeśli pani Monroe w życiu przypominała swe bohaterki, nigdy nie uwierzę, że była tak głupia, by na serio porównywać się z papieżem Janem XXIII. A założenie istniejącego między nimi podobieństwa jest osią nowego spektaklu Teatru Polonia - "Marylin i papież. Listy między niebem a piekłem". Monodram Ewy Kasprzyk jest adaptacją książki niemieckiej autorki Dorothei Kuehl-Martini. Aktorka (a właściwie jej duch, bo dialog rozgrywa się już po śmierci gwiazdy) rozmawia ze zdjęciem papieża wyrwanymz "L'Osservatore Romano". Miota się między kpinami z wizerunku seksbomby a nudnymi wynurzeniami o traumatycznym dzieciństwie i nieudanych małżeństwach. Dowcip nie bawi, a smutne tony rażą tanim melodramatyzmem. - Wiele nas łączy - mówi do papieża Marilyn. - W końcu oboje mamy władzę i oboje dostarczamy naszej publiczności dużej ilości wzruszeń. Takie konfrontowanie bogini seksu z boskim namiestnikiem jest nadużyciem - z punktu widzenia historii niewybaczalnym, co gorsza mocno już nieświeżym.

Nie zgadzam się na stawianie znaku równości między papieżem, który zapoczątkował Sobór Watykański II i głębokie zmiany w Kościele katolickim, a gwiazdą, która swój wieczny żywot w naszej pamięci otrzymała w prezencie od mediów. I nie występuję tu w obronie Kościoła, ale jako dziecko popkultury. Z wpatrywania się w MTV pamiętam, że już 20 lat temu Madonna prowokowała, łącząc erotyzm z religijnymi pozami. I co najmniej 15 lat temu zrozumiała, że to wyczerpana formuła. Od młodej Marty Ogrodzińskiej, reżyser tego spektaklu, oczekuję, że zajmuje się sztuką, bo o coś jej chodzi. Że poszuka czegoś więcej niż trywialnych faktów z życia znanych postaci. Faktów nieskładających się niestety ani na pogłębione portrety, ani na komentarz wymierzony w kulturę masową, która śmie nawet papieża przeżuć jak kolejną megagwiazdę. Na domiar złego Ewie Kasprzyk nie udało się oddać dwuznacznego emploi Monroe, co zresztą z definicji jest zadaniem karkołomnym. To ważne, że Teatr Polonia pozwala się uczyć młodym reżyserom, choćby i na błędach. Ale może trzeba zacząć od lekcji dobrego smaku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji