Miłość niejedno ma imię
"Mdłość, Mniezłość, Miłość" w reż. Cezarego Studniaka w Teatrze Muzycznym Capitol we Wrocławiu. Pisze Małgorzata Matuszewska w Słowie Polskim Gazecie Wrocławskiej.
Przekonali się o tym widzowie spektaklu "Mdłość, Mniezłość, Miłość". Publiczność Przeglądu Piosenki Aktorskiej mogła zobaczyć długo oczekiwane przedstawienie Cezarego Studniaka dopiero w zeszłym tygodniu. W marcu aktor był chory. Brak sąsiedztwa innych wydarzeń PPA sprawił, że "Mdłość..." zabłysnęła jeszcze bardziej.
Na scenie się działo. Ku niepohamowanej radości rozchichotanej młodzieży, a zapewne ku zgorszeniu członków pewnej skorej do protestów przeciw moralnej zgniliźnie partii, której nazwy przez ostrożność nie wymienię. Podziwiam odwagę Cezarego Studniaka i Małgorzaty Fijałkowskiej-Studniak, występujących w parze. Świetnie artystycznie wypowiedzieli poglądy na mało romantyczną rzeczywistość.
Zaczęło się niewinnie, od songu o miłości pełnej nadziei. Potem przyszedł czas już tylko na szarą codzienność: wszechogarniający cellulitis, który jednak nie jest w stanie zachwiać głębokim uczuciem, pożądanie (wcale nie romantyczne, żeby nie powiedzieć zwierzęce), siaty wypełnione kapustą. Aż po pełny zwis przeciążonych zakupami rąk, a nawet zbyt wielką liczbę potomstwa w niezamożnych rodzinach.
Artyści nie pochwalają nieodpowiedzialnej prokreacji. A 30 dzieci to dużo.
Było naprawdę zabawnie. Brawa za kostiumy, przede wszystkim cellulitisowy, przywdziany przez Małgorzatę Fijałkowską-Studniak, i za znakomity taniec. I muzykę oraz teksty Tymona Tymańskiego. Zapowiada się, że "Mdłość, Mniezłość, Miłość" zostanie na dłużej w repertuarze Capitolu.