Artykuły

Od lat powtarzamy wciąż te same błędy

"Ciemności" Pawła Demirskiego w reż. Moniki Strzępki w Teatrze im. Żeromskiego w Kielcach i w Teatrze IMKA w Warszawie. Pisze Piotr Wróblewski w naszemiasto.pl.

Równość jest tylko marzeniem. Kolonializm powrócił, ale jest "ubrany" w elegancki garnitur. "Ciemności" stawiają ostrą diagnozę, niestety na tym spektakl się kończy.

W "Jądrze ciemności" kolonialna Afryka jest rewersem bogatej Europy. Cywilizowani biali trzymają pod butem czarnych i ciemnych. U Moniki Strzępki (reżyseria) i Pawła Demirskiego (scenariusz) XIX-wieczny kolonializm przeplata się ze współczesnym postkolonializmem. Kiedyś byli biali panowie, dziś są wielcy prezesi. Mimo że minęło ponad sto lat, problemy zapisane przez Josepha Conrada wciąż są aktualne. Uciskane są nie tylko biedniejsze kraje, ale także pracownicy korporacji, a nawet dzieci - przez wyrodne matki. Problem pozostał, tylko dziś jest ubrany w eleganckie garnitury, a tortury zastąpiono gnębieniem psychicznym. W skrócie: bogaci się bogacą, biedni biednieją.

Lewicowy sznyt - charakterystyczny dla Strzępki i Demirskiego - został utrzymany. Tym razem na rewolucję nie ma szans. Rozwarstwienie jest zbyt głębokie, a równość jest jedynie marzeniem. Problem w tym, że spektakl "Ciemności" kończy temat na surowej i strasznej diagnozie. Po pół godziny wiemy już, że historia zatoczyła koło. Problem kolonializmu nie został przepracowany, a kłopoty będą się tylko nawarstwiać. Z poczuciem zażenowana z własnej kultury oglądamy kolejne sceny. Przekonani, że jest źle. Niestety spektakl urywa się nie dając żadnej nadziei. W "Ciemności" nie znajdziecie katharsis.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji