Artykuły

Złamany nagle mężny front

"Marilyn i papież. Listy między niebem a piekłem" w reż. Marty Ogrodzińskiej w Teatrze Polonia w Warszawie. Pisze Iza Natasza Czapska w Życiu Warszawy.

Ten dzień nie musiał, ale jednak nastąpił. Dzień, w którym teatr Krystyny Jandy zniżył się do poziomu sceny dla kucharek. Damski front w Polonii dość długo dzielnie się trzymał. Krystyna Janda poświęciła pierwszy sezon w swoim teatrze na spektakle oparte o teksty pisarek Europy środkowo wschodniej i w znacznej mierze spektakle te tworzyły kobiety.

Pomysł wydawał się dość ryzykowny, zwłaszcza ze względu na słabą literaturę, po którą sięgnęła Janda. Vedrana Rudan, Rujana Jeger czy Dubravka Ugresic to bowiem nieskażony głębszą myślą sam kwiat kobiecej grafomanii.

Widocznie jednak jest coś w Krystynie Jandzie na podobieństwo króla Midasa, że czego się nie dotknie, zamienia w złoto. Każda z dotychczasowych premier w Polonii okazywała się sukcesem, lub przynajmniej nie raziła fuszerką i głupotą. Cienkie teksty zaadaptowane na malutką scenkę w hallu teatru brzmiały nagle mocno, sensownie i dowcipnie, powstało kilka ważnych ról i z dnia na dzień Polonia rosła w siłę.

Na sobotniej premierze najwyraźniej zabrakło jednak szczęśliwej ręki szefowej (która w tym czasie bawiła w Nowym Sączu na festiwalu Ludzie Kina). Pod jej nieobecność wszedł na afisz Polonii spektakl, który bardzo osłabia tak mężny do tej pory kobiecy front w tym teatrze. "Marilyn i papież" to spektakl wyreżyserowany przez bardzo młodą i mało doświadczoną Martę Ogrodzińską, która uparcie specjalizuje się w najtrudniejszej formie scenicznej, jaką jest monodram. Żeby utrudnić sobie pracę wzięła się za tekst Dorothei Kuehl-Martini, niemieckiej teolog, której horyzonty myślowe pozwoliły jedynie na stworzenie ckliwej zlepki z wycinków z kolorowych magazynów na temat Marilyn Monroe.

Pomysł, by tragiczną ikonę Hollywood skontrastować z postacią papieża Jana XXIII i zadzierzgnąc między nimi coś na kształt filozoficznego dialogu, okazał się w ujęciu Kuehl-Martini żenujący. Marilyn Monroe (która dla pani teolog jest świętą) bredzi cytatami z tekstów Jana XXIII i schematycznymi formułkami, jakie na temat MM autorka mogła przeczytać w byle biografii.

Odważna i zwykle mocno zaznaczająca swoją obecność na scenie czy w filmie Ewa Kasprzyk, jako Monroe nie ma, bo nie może mieć, nic do powiedzenia. Obdarzona wyrazistym talentem komicznym daremnie stara się pobudzić widzów do śmiechu. Źle została obmyślona dla niej przesłodzona intonacja w głosie, nadmiernie kocie ruchy i głupie, pseudo-seksowne gesty. Stała się tanią podróbką Marilyn Monroe. Jak wiele innych wpuszczonych w ten kanał aktorek.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji