Artykuły

"BALLADYNA" R. 1956

O "Balladynie" Skuszanki w Nowej Hucie mówi się różnie. Są zwolennicy i przeciwnicy tej inscenizacji, ale publiczność jest na ogół tą premierą zainteresowana. Skuszanka doznaje większej satysfakcji na widowni niż na szpaltach prasy krakowskiej, która ocenia spektakl dość pobieżnie i chłodno. Aż mnie to dziwi; przedstawienie jest jak każda pozycja Teatru Ludowego ambitne, ale i dyskusyjne.

Dlaczego? Postaramy się to uzasadnić.

Scenograf "Balladyny" M. Stańczak wybrał do zabudowy sceny najpospolitszy surowiec: sznur i wiklinę. Sznury wiążące w snopach podłogo z sufitem mają, jak sądzę, wyobrażać promienie słońca, przedzierające się przez mroczny bór nad Gapiem, okna chaty Wdowy, zamku Kirkora i sali tronowej w Gnieźnie. Drugim elementem konstrukcji plastycznej jest kolumna z materiału zmieniającego się chyba zależnie od rozwoju "kariery" Balladyny: na początku mamy więc wertykalnie spiętrzone wiklinowa kosze, potem - kamienny filar spętany łańcuchami, wreszcie pyszną kolumnę połyskującą złotymi łuskami i naokoło kolumny uwijają się realistyczne i fantastyczne postacie dramatu. Postacie realistyczne ubrane są w kostiumy z różnych epok; Popiel np. nosi szlafrok Pana Geldhaba, Filon - chlebak wojskowy. Wygląd postaci fantastycznych odpowiada na ogół tradycyjnym wyobrażeniom o skrzatach, duszkach, wodnicach.

Oczywiście scenografii tej nic by nie można zarzucić, gdyby się zawsze solidaryzowała z inscenizacją. Niestety, na spektaklu odnosi się wrażenie, że reżyser i scenograf pracowali nad "Balladyną" oddzielnie. Sznury utrudniały niekiedy reżyserowi rozwinięcie sytuacji scenicznych, aktorzy potykali się o nie i nadrabiali drogi nie zawsze dla wydobycia perspektywy psychologicznej. Sznury dające debry efekt w plenerze naruszały harmonię wyrazu teatralnego w scenach kameralnych po prostu dlatego, że nie funkcjonowały, że były same dla siebie. Kukły Kantora np. symbolizujące władzę w "Świętej Joannie" grają, stale jako komentarz ideologiczny do akcji.

Czy w tej uwadze przemycam zarzut pod adresem Stańczaka, że nie skomentował, nie zilustrował "Balladyny"? Nic podobnego! Asceza plastyczna, jaką wykazał w dekoracjach, mnie osobiście bardzo odpowiada. Ale wobec tego skąd ta opisowość, skąd ten beztroski eklektyzm w stylach kostiumów? Czy nie słusznie; byłoby ubrać postacie np. w szare płótniaki i zaopatrzyć je tylko w emblematy przynależności klasowej, jak korona, miecz? Zwłaszcza że za Słowackim reżyser powtarza w programie teatralnym: "nie szuka i w "Balladynie" historii..." Ja wiem, że p. Skuszanka może mnie zaprosić na kawę i inteligentnie wytłumaczyć, że lubi kol. Stańczaka i że oboje wiedzą czego chcą. Ale nawet po trzech "szatanach" zamysł inscenizacyjny nie wyda mi się domyślany do końca tak pięknie i tak celnie, jak np. inscenizacja "Turandot" w tym samym teatrze.

Radzi nam Skuszanka, byśmy "spojrzeli (razem z nią) na "Balladynę" jak na sprawę współczesną, aby w niej odnaleźć to co dzisiaj w 1956 roku przeobraża naszą świadomość".

Spojrzeliśmy.

Z tekstu "Balladyny" okrojonego według takiej koncepcji została właściwie tylko kronika zbrodni Balladyny. Odpadły m. in. wszystkie sceny ludowe, dialogi Pustelnika z pilonem, "Wdowy z Pustelnikiem, Kirkora z Wdową. Udział fantastyki w perypetiach bohaterów ograniczył się do epizodów węzłowych wprawdzie, ale pokazanych migawkowo. Myślę, że ta niełaska dla cudowności zachwiała tak dobrze ustalonymi przez poetę proporcjami między swoistą fantastyką a swoistym realizmem "Balladyny", ze szkodą dla wartości treściowych i formalnych utworu, "przeciwnego czasem podobieństwu do prawdy" fabularnej, ale zawsze wiernego prawdzie psychologicznej i wspaniałej wyobraźni Słowackiego.

Skuszanka interpretuje "Balladynę" jako monografię zbrodni niejakiej Balladyny, jakiejś tam odmiany, lady Makbet. Temu założeniu podporządkowane są wszystkie elementy utworu, odpowiednio uszeregowane i zaakcentowane plastyką i muzyką. Na scenie widzimy zbrodnię absolutną, zbrodnię jako taką, izolowaną, prawie wyjałowioną z okolicznościowych motywacji; nie narusza ona żadnego ładu, nie mąci sennej wody Gopła, jej echem są zawodzenia Wdowy i plącz" piły z przejmującej muzyki Skrowaczewskiego. Aktorzy chodzą z podestu na podest i zdają sprawę, ściągając namiętną, roztrzęsioną spowiedź poety do chłodnej monumentalizującej relacji.

Przy tym bohaterowie nie mają czasu z sobą pogadać, bo się muszą zabijać. A przecież nie ekspozycja zbrodni, ale ten wywód prokuratorski, ten ciąg ocen moralnych stawia dopiero widza po stronie cierpiących "każąc mu myśleć - cytuje za Słowackim - o tych nieprzewidzianych owocach, które wydają drzewa ręką ludzi - szczepione".

Nie jestem zwolennikiem wiercenia świdrem dydaktyki poprzez wszystkie warstwy tworzywa artystycznego, ale obstaję przy poddaniu próbie logiki każdej koncepcji artystycznej. Dlatego chciałbym jeszcze zapytać, co jest w "Balladynie", co "przeobraża dzisiaj w roku 1953 naszą świadomość" - jak to nam sugeruje Skuszanka? Czy to, że socjalizm jest jedyną naszą drogą rozwoju? Czy to, że chcemy być bojowi w obozie pokoju? A może - cytuję za programem - "zaufanie do praw ludu, jego ocen moralnych i sądu, jego ostatecznego zwycięstwa..."? Ale czy Balladyna łamała praworządność? Przecież trzy razy sama siebie skazała na śmierć. Reżyserka nie pozwoliła ludowi osądzić postępowania Balladyny w scenie przed spaloną chatą i w rozmowie Wdowy z Pustelnikiem. Dlatego nie jestem pewny, czy miała prawo zgodnie wolą ludu unicestwić Balladynę piorunem z jasnego nieba, zamiast razić ją piorunkiem drewnianym jak w Gdańsku, albo powalić zawałem serca jak w Warszawie.

Ale dajmy spokój żartom i powiedzmy poważnie: Skuszanka nie miała zamiaru odkrywać w "Balladynie" żadnej sprawy z r. 1956 tylko swoją własną sprawę artystyczną, tj. jej, Skuszanki prawdę o "Balladynie". I słusznie, tak postępuje każdy twórczy reżyser, lidzie jedynie o to, aby interes artystyczny reżysera nie rozwijał się na masie upadłościowej autora. To zastrzeżenie podsunęła mi częściowo inscenizacja "Balladyny" przy całej swej oryginalności zubożająca niestety utwór o wartości poetyckie, filozoficzne baśniowo-ludowe - a także, pogląd Skuszanki głoszący ("Życie Literackie" nr 197), że "prawda teatru leży w teatrze, w jego środkach inscenizacyjnych".

Tej zuchowatej, aczkolwiek nie nowej tezy nie potwierdza historia teatru. Grecy np. mieli teatr prawdy wojującej, a nie dysponowali prawie żadnymi środkami inscenizacyjnymi; z drugiej strony znakomite środki inscenizacyjne teatru Meyerholda nie zdołały zainspirować uderzających prawdą dzieł drama-tycznych. Teza Skuszanki płynie z jej ogólnej awersji do sceny pudełkowej, będącej formą teatru mieszczańskiego. Zrezygnujmy z opisowości, ze szczegółu obyczajowego, rozwalmy cztery ściany, wyrzućmy meble, a odrodzimy teatr! Ba, gdyby to wystarczyło, niejeden by zakasał rękawy Ale rewolucyjne słowa padły przecież także w teatrze starego modelu, że przypomnę chociażby "Wesele Figara", które zachwiało tronem, "Niemą z Portici", która wyprowadziła lud na ulicę, "Profesję pani Warren", która spowodowała zmiany w ustawodawstwie. Jestem jak najbardziej za teatrem zespolonej aparatura radiowej, filmowej, za unowocześnieniem gry aktorskiej, za rewizją zasad reżyserii, za wymianą repertuaru, między MChAT-em a Teatrem Marigny dlatego właśnie, że prawda teatru zależy nie od środków inscenizacyjnych, ale od prawdziwie humanistycznej, wytrawionej ogniem intelektu treści; ta dopiero określi odpowiednia formę teatralną. Niech więc środki inscenizacyjne zbliżają, odczytują i uwyraźniają prawdy aktualne a przemilczane, ale niech nie zamykają ust autorowi, nie przerywają mu w pół zdania, nie zmuszają go do kłamstwa.

"Balladynę" jak każdy dramat można przecież i uwspółcześnić środkami inscenizacyjnymi na wiele sposobów, zakładając np. - pohulaj inicjatywo "prywatna" - że jest to tragedia kobiety awansującej w warunkach feudalnych, albo dramat kobiety, która się oderwała od swej klasy, albo misterium egzystencjalne o niedorzeczności bytu. Można ją też grać różnymi stylami Stylem pod Paryż, z nadbudówką pantomimiczną Grabiec i Balladyna - reszta racjonalnie Stylem pod Wiedeń - rozbudowa świata feudalnego, zalotna męskość Fon Kostryna Stylem pod Moskwę: wokalizacja świata irracjonalnego celem uziemienia elementów metafizycznych.

To wszystko można by, ale po co? Po takim pokazie "Balladyny" Słowacki, gdyby go widział - napisałby w liście do matki; "Kochana Mamo! Widziałem moją "Balladynę" w teatrze... Drama moje, jak mnie tutejsi aktorowie zapewniali, było dobrze odczytane w tym, co oni nazywają podtekstem - ale co się tycze rozumienia przez nich tego co napisałem, rzecz ta gorzej się ma. Dlatego, Droga Moja, nie mogę tu dać Ci wyobrażenia dokładnego mojej tragedii..."

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji